Robert Morkowski, wychowanek Zastalu, który wiele sezonów spędził w ekstraklasie, ciesząc się z sukcesów klubu mówi, że nie można zapominać o historii
Koszykówka dalej jest dla pana ważna?
Tak, oczywiście. Śledzę wszystko co się dzieje, oglądam Euroligę, NBA i polską ekstraklasę. Gram też amatorsko w naszej zielonogórskiej lidze.
Jak wam idzie?
Sześć razy z rzędu zdobyliśmy tytuł mistrzowski, ale w tym sezonie jest trochę gorzej. Cóż, młodzi idą.
Grał pan w trochę innych czasach. Dzieje się w zielonogórskim baskecie...
Jest pięknie. Zdobywamy tytuły. Przyjeżdżają do nas takie firmy jak Barcelona. Słychać jednak, że Euroliga ma liczyć mniej zespołów. Byłoby szkoda gdyby te rozgrywki zamknęły się na takie ośrodki jak choćby Zielona Góra.
Są kibice, którzy przy całej radości z tego co jest wyrażają żal ze w zespole nie gra nikt z wychowanków. Co pan na to?
Cóż, to znak nowych czasów. Wystarczy tylko zerknąć na inne dyscypliny gdzie jest podobnie. Mamy wolny rynek przepływu graczy. Jest u nas potrzebny mocny zespół więc się go tworzy. Na razie nie ma w pierwszym zespole wychowanków. Mam nadzieję że ktoś się pojawi. Na razie na ekstraklasowych parkietach coraz lepiej radzi sobie Filip Matczak.
Niestety, nie u nas...
To prawda, ale nigdy nie wiadomo gdzie jeszcze będzie grał. On dopiero wchodzi na wysoki poziom. Musi jeszcze potwierdzić całym dobrym sezonem. Na razie miał znakomity początek. Widać ciężką pracę jaką wykonał po to żeby stać się dobrym koszykarzem. Myślę, że pojawią się jego następcy. W Zielonej Górze jest dobra praca z młodzieżą i wierzę, że to da efekty
Przy klubie tworzy się wspólnota kibiców. Jak pan to ocenia?
Podoba mi się to co powstaje. Wcześniej była mała grupka. Teraz to ewaluuje. Pojawili się pasjonaci, dostali z klubu zielone światło. Robią fajną atmosferę, mają pomysły na ciekawe oprawy. Coś takiego jest jak kula śniegowa. Kilka osób wiedziało jak i zaczęło, potem dołączyli inni. To się rozrasta. Do tego dochodzą cheerleaderki, jest oprawa muzyczna. Nie jesteśmy gorsi od topowych polskich klubów.
Mówimy o tym co fajnego dzieje się dziś. Jak nawiązać do tradycji, która jest bardzo ważna?
Na razie jest trochę z boku. Klub nazywa się Stelmet, kibice ciągle jednak krzyczą ,,Zastal”. Dla starszych kibiców zespół zawsze będzie się kojarzył ze starą nazwą. Trzeba znaleźć klucz do tego jak połączyć pamięć o Zastalu z kibicowaniem zespołowi tu i teraz. Trzeba zrozumieć i szanować to, że sponsor daje duże pieniądze, mamy dobrych zawodników, gramy w Eurolidze. Szkopuł w tym, że w NBA pielęgnują tradycje, ale nazwy klubów się nie zmieniają...
Co można zrobić?
Trzeba czerpać z najlepszej ligi świata. W NBA na przykład czasem zawodnicy grają w starych historycznych koszulkach. Czy u nas nie byłby możliwy występ aktualnego zespołu w historycznych, żółtych strojach? Do tego można dołączyć loga aktualnych sponsorów. Trzeba usiąść i o tym porozmawiać. Te nawiązanie do historii pojawiło się przy okazji tematu koszulki Mariusza Kaczmarka, której brakuje w hali CRS. Sondowałem trochę w środowisku byłych zawodników i wielu uważa podobnie jak ja. Ostatnio kibice Śląska zbierali kapsle od piwa, a producent, zresztą sponsor, ufundował wykonanie muralu na ścianie starej historycznej hali, który nawiązuje do historii klubu. Czy u nas nie można wykonać, na przykład na Trasie Północnej, na ekranach wygłuszających muralu z sylwetkami najbardziej zasłużonych zawodników?
Właśnie. Zapomina się o tych którzy tu kiedyś grali. Młode pokolenie kibiców zwyczajnie ich nie zna, bo skąd?
Może także dlatego, że jednak przez kilka długich lat graliśmy na drugim szczeblu rozgrywek? Ale warto pamiętać o historii. Przecież przewinęło się przez ten klub kilka pokoleń zawodników. Trzeba siąść zrobić burzę mózgów. Nie oglądać się kto zacznie i kto powinien zainicjować: kibice, klub, byli zawodnicy czy dziennikarze. Wspomniałem o muralu. Jest przecież osiedle Zastalowskie swoją nazwą kojarzące się też z klubem. Tam może powstać historia naszej koszykówki, oczywiście we współpracy z miastem. Trzeba zacząć może od rzeczy małych, by przejść do większych. Jest wtedy szansa, że coś się w tym temacie ruszy.
Trzeba pamiętać o starych bohaterach. W Legii nikt nie zapomni o Deynie...
To prawda. Wiele klubów pielęgnuje pamięć o swoich wybitnych zawodnikach. Przy wejściach na stadiony są zdjęcia, tablice, a nawet pomniki. Po prostu kibicując tym którzy dziś grają nie możemy zapominać o tych co tworzyli historię klubu i dyscypliny w mieście.