- Wierzymy, że ważne są pomniki, rzeczy banalne i w dużej mierze niepotrzebne - mówi prof. Kazimierz S. Ożóg. - Mają propagandowo modelować ograniczonego i bezwolnego człowieka.
Na stulecie odzyskania niepodległości MON rozpisało konkurs na „Kolumny Niepodległości” nawiązujący do 1928 roku, kiedy to stawiano podobne kolumny z orłem zrywającym kajdany i wzbijającym się do lotu. Kolumn nie będzie, bo żaden projekt nie zyskał uznania.
Sam pomysł powrotu do pomysłu z epoki dawno minionej najlepiej świadczy o jego mierności i pułapce, w której wszyscy tkwimy. Żyjąc historią nie idziemy w kierunku nowoczesności, to typowo polska przypadłość. Uczniowie czwartej klasy szkoły podstawowej uczą się „obsługi” map poznając na nich czasy Władysława Łokietka. Wolałbym, żeby ta nauka mówiła o czymś aktualnym - np. rozwoju Unii Europejskiej lub NATO. Historia sprzed 700 lat dla dzieciaków jest niczym bajka. Żyjemy w ciasnocie intelektualnej, dalej wierzymy, że najważniejsze są tylko pomniki, rzeczy banalne i w dużej mierze niepotrzebne. One mają propagandowo modelować ograniczonego i bezwolnego człowieka.
Internauci równie krytycznie ocenili pomysł „Kolumn Niepodległości”, ironizowali, że mają one zastąpić śmigłowce obiecane przez byłego już ministra Macierewicza. Może zamiast kolumn jakiś łuk triumfalny? Jan Pietrzak, satyryk, od lat domaga się jego budowy dla uczczenia zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 roku.
Do tak modelowanej polityki lgnie każdy, kto intelektualnie zatrzymał się w czasach Gomułki, kto nie dorósł do współczesności, kto żyje przeszłością i nieustannie rozpamiętuje ją przy pomocy najbardziej prymitywnych form i działań. To nie jest cecha ograniczająca się do jednej formacji politycznej. To doświadczenie wspólne dla wszystkich, którzy są - przepraszam - niedouczeni. Tacy ludzie nie rozumieją dzisiejszego świata. Zatrzymali się 100-150 lat temu, najchętniej przywdzialiby kontusze, podgoliliby łby i zajmowali się swoją domniemaną wielkością.
Czyżbyśmy w ogóle nie potrzebowali pomników? Nie spotkał pan monumentu, który zrobiłby na panu duże wrażenie?
Sztuka XX wieku dołożyła bardzo dużo do tego, w jaki sposób rozumiemy dzisiejszy świat. Ona, przy całej swojej tajemniczości i kodach - dla większości ludzi trudnych - postawiła akcent na myślenie. Postulowała, np. włączenie człowieka w przestrzeń, która zmusi go do refleksji, do myślenia. Byłem świadkiem, kiedy nie tylko moi studenci zwiedzali pomnik Holocaustu w Berlinie. Tam minimalizm formy powoduje głębokie odczucia. Nie można się w tym dziele schować, trzeba przejść pomiędzy betonowymi blokami, poczuć wręcz fizyczną bezwładność, lęk.
Sztuka współczesna modeluje pewne zachowania. Ona odeszła od dosłowności form dawnych epok. Te wszystkie łuki, obeliski, kolumny, postaci stojące na cokołach są już nieaktualne, niedostępne dla współczesnego człowieka. To jest coś sztucznego. Kicz, po prostu kicz.
Kiczowate bywają płaskorzeźby mające upamiętniać prezydenta Lecha Kaczyńskiego, na których był on najczęściej absolutnie do siebie niepodobny. A już kompletnym kuriozum jest popiersie na kółkach byłego prezydenta w garnizonie warszawskim. Na uroczystości jest wytaczane, a później wtaczane przez żołnierzy. Śmiech na sali. Kto do tego dopuszcza?!
Kwestie niepodobieństwa, nieporozumień, wynikają z tego, że pomnik w mniemaniu wielu musi powstać, jest czymś świętym. To wręcz fetysz, totem. Popatrzmy na tę dosłowność. Pomysłodawcy ciągle uważają, że ludzie potrzebują cielca, twarzy, postaci, popiersia, że one przyciągną uwagę. Otóż nie! Władza, ludzie sterujący polityką historyczną powinni wykorzystywać formy zmuszające ludzi do refleksji, do myślenia. Niestety, to się nie mieści w polityce historycznej, bo obecnie jej zadaniem jest wychowanie bezwolnego widza konkretnego przekazu w konkretnej telewizji! On ma rozumieć, że wszystko jest winą Zachodu i określonych środowisk. Ten widz ma być wyznawcą. Tworzona jest pewna religia, sekta i kult.
Wina Zachodu to jeden kierunek, a w przypadku Smoleńska - wina kierowana jest na Wschód. Od lat prezes Jarosław Kaczyński podczas miesięcznic domaga się pomników brata i ofiar katastrofy smoleńskiej. Kiedyś pojawił się chyba nie najgorszy pomysł pomnika „świateł” na Krakowskim Przedmieściu.
Nie zrealizowano tego pomysłu, ponieważ chodziło o przestrzeń, która i tak teraz zostanie zawłaszczona, bo dziś można już przegłosować wszystko, np. to, że człowiek jest gadem, a waleń rybą i żaden trybunał temu nie zaprzeczy. Pomnik „świateł” odebrał największą krytykę w związku ze skojarzeniami z Zeppelinfeld w Norymberdze (teren zjazdów NSDAP - przyp. Lau.). Realizacja Alberta Speera, architekta Hitlera używała reflektorów, których światło wzbijające się ku niebu tworzyło odczucie niezwyciężonej Tysiącletniej Rzeszy. Pomnik świateł na Krakowskim Przedmieściu i tak by nie wyszedł, ponieważ należałoby zaciemnić wszystkie okoliczne domy i jeszcze emitować mgłę rozpraszającą światło.
Prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział, że 10 kwietnia 2018 roku, w ósmą rocznicę, pomniki muszą stanąć na Krakowskim Przedmieściu.
I prawdopodobnie staną, ponieważ tworzony jest nowy kult, który musi mieć swoje święte miejsca i obrazy. Musi być wyznawany. Sprzyja temu nasze upajanie się rzekomą wielkością, samotną wyspą i ostoją demokracji wśród zgniłego świata. Nie chcę być złośliwy, ale to historia jak z propagandy Korei Północnej. Tworzona jest nowa religia dla nowych wyznawców, a oni potrzebują nowych świętych.
Pojawił się właśnie sondaż CBOS-u poparcia dla budowy pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej. W 2010 roku 76 proc. ankietowanych była za ich budową, a 19 proc. się temu sprzeciwiało. Dziś spadła liczba zwolenników budowy (56 proc.) i wzrosła przeciwników (35 proc.). A jeśli chodzi o pomnik Lecha Kaczyńskiego, to popiera go 34 proc. badanych, a sprzeciwia się mu 53 proc.! Czyżby propaganda PiS osiągnęła odwrotny skutek?
Przecież potwierdzają to wyniki sondażu. Większość ludzi zgodzi się, że katastrofa smoleńska była w naszej historii rzeczą ważną i istotną. Liczba ofiar, tragizm tego momentu wymaga upamiętnienia. Stoję właśnie w tej samej sali, w której - prowadząc zajęcia - dowiedziałem się o tym, co stało się w Smoleńsku. Pamiętam dokładnie szok tamtego dnia, jak wszyscy byliśmy blisko siebie, jak bardzo rozmawialiśmy. Ludzie wciąż o tym pamiętają, a jednocześnie widzą tworzenie hagiografii człowieka, który był głównym uczestnikiem tego wyjazdu, widzą wciskanie nam na siłę do głowy wizji jego postaci jako prezydenta tysiąclecia i najwybitniejszego męża stanu w dziejach. Większość z nas odczytuje to jako przekaz nieprawdziwy, niewłaściwy. Ludzie to widzą.
Kiedy PiS doszedł do władzy, to część komentatorów wieszczyła, że pomniki smoleńskie staną w każdej gminie. Na razie wojewodowie - często wbrew mieszkańcom - forsują zmiany nazw ulic. W Bydgoszczy wojewoda z PiS zastąpił ulicę Planu 6-letniego aleją Lecha Kaczyńskiego, by ponownie radni PO i SLD powrócili do starej nazwy.
Sterowanie przestrzenią publiczną, nazwami ulic, placów i parków jest czymś, co wbija się bardzo mocno w mózgi. Dobrze wiedzieli o tym komuniści zmieniając nazwy ulic, które nie pasowały do ideologii socjalistycznej. Wiedzą to również doskonale funkcjonariusze PiS, którzy doskonale rozumieją, że im więcej ich zmienią, tym pokorniej ludzie za tym będą szli. Obecne samorządy jeszcze nie są skore do stawiania pomników Lechowi Kaczyńskiemu, ale kiedy władza w samorządach się zmieni, a wybory są w tym roku, to kto wie? Wtedy w każdej gminie będzie coś imienia Lecha Kaczyńskiego, bo tego będzie wymagał prezes i szefostwo partii.
Podczas naszej rozmowy przypominam sobie Kozłówkę, muzeum socrealizmu pod Lublinem. Zgromadzono tam pomniki Bieruta i Lenina, które kiedyś stały na naszych placach i ulicach. Czy w tym naszym podzieleniu, skakaniu sobie do oczu, po ewentualnej zmianie władzy ktoś nie wpadnie na pomysł, żeby gdzieś zrobić podobny skansen dla PiS-owskich pomników?
Za ileś lat w takich skansenach pojawią się nie tylko pomniki Lecha Kaczyńskiego, ale i Jana Pawła II. Teraz wahadło zmian wychylone jest bardzo mocno w jedną stronę, ale kiedyś - nieuchronnie, jak w Irlandii czy Hiszpanii - pójdzie w drugą. Wtedy nastąpi desakralizacja i odkłamanie przestrzeni publicznej. Tak to jest w historii. Nic nie trwa wiecznie. To, co dziś jest owczym pędem i szaleństwem, jutro stanie się przedmiotem kpin i refleksji z dużego dystansu. Historia zawsze się powtarza.
Wywołał pan pomniki Jana Pawła II, które wcześniej w swoim doktoracie liczył pan i analizował. W ostatnich miesiącach mamy przykład pomnika naszego papieża we Francji, a raczej nie samego pomnika Jana Pawła II, a raczej umieszczonego nad nim dużego krzyża. Francuski sąd nakazał zdjęcie krzyża lub demontaż całości, a polski rząd byłej premier Beaty Szydło pouczał Francuzów, a nawet chciał przetransportować cały monument z Francji do Polski.
Oczywiście, bo to Polska jest najbardziej katolickim państwem na świecie i jedynym, prawdziwym Chrystusem Narodów. Francja ma bardzo jasne zasady związane z obecnością symboli religijnych w przestrzeni publicznej. Inicjatorzy tego pomnika, wzorem polskiej bezczelności i faktów dokonanych, bo wielokrotnie w Polsce właśnie przy pomocy faktów dokonanych i szantażu emocjonalnego robiono coś wbrew przepisom i prawu, umieścili ten krzyż. Wypowiedzi byłej już dziś premier eksponowały naszą rzekomą wierność Janowi Pawłowi II i jego nauczaniu. To jest fałszywy przekaz oparty na opacznym pojmowaniu chrześcijaństwa.
Czy byłaby możliwa sytuacja, w której wszystkie strony szanowałyby swoich bohaterów, swoje pomniki?
My, Polacy mamy przekonanie o naszej nieomylności. Gdzie dwóch Polaków - tam trzy partie. Od stuleci widać, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Używamy pomników nie tylko żeby wyeksponować sytuacje, w które wierzymy, ale bardzo często po to, żeby komuś zrobić na złość. To było widoczne w przypadku pomników papieskich, a teraz pomników żołnierzy wyklętych, pomników Lecha Kaczyńskiego. To typowa przemoc symboliczna. Staramy się zapanować nad wrogami. Stawiamy na ich terytorium kolejny znak naszego klanu, czyli robimy coś, co jest kompletnym zaprzeczeniem idei pomnika. One powinny łączyć, oddawać wspólne fascynacje i pragnienia. Jesteśmy dumni z Polski, czujemy się dumni z tego, że jesteśmy Polakami? Dobrze! Używajmy tego kodu, ale w związku z wydarzeniami, postaciami wokół których wszyscy się zgadzamy. A widać, że to wszystko traktowane jest wybiórczo. Tacy jesteśmy i to jest naszym przekleństwem.
Kolejne miasta nie chcą przyjąć pomnika upamiętniającego ofiary rzezi wołyńskiej. Przedstawia on m.in. dziecko nabite na widły. Czy on jest przeciwko dzisiejszym Ukraińcom, czy też przeciw UPA, które w okrutny sposób mordowało Polaków? Z ostatnich doniesień wynika, że być może stanie on w toruńskim Parku Pamięci Narodowej u ojca Rydzyka.
Pomnikiem Andrzeja Pityńskiego przerażone są kolejne samorządy i miasta sprzeciwiające się przyjęciu tego poronionego dzieła. Ten pomnik jest czymś tak okrutnym, że słowo „kiczowaty” jest za słabe, i tak zdegenerowanym artystycznie, ideowo, że trudno to komentować. Dosłowność tego dzieła naprawdę trudno z czymkolwiek porównać! W naszych warunkach ten pomnik kojarzy się jednoznacznie antyukraińsko.
Mam wielu studentów Ukraińców, obserwuję, jak czują się w Polsce, jak są komentowani w swoim otoczeniu - nie przez moich studentów, bo z nimi się zrośli i czują się wśród nich bezpieczni, ale istnieje w Polsce nastrój lęku przed obcym, innym. Ukraińcy przyjeżdżający do pracy lub na studia odczuwają, jak w Polsce zmieniło się ich postrzegane. Boję się hasła: Wołyń, choć wiedza o tym, co się tam wydarzyło jest potrzebna. Niestety, to wspomnienie jest coraz częściej używane do budowania poczucia, że my, Polacy, jesteśmy jedynymi sprawiedliwymi w dziejach świata, jedynymi prawdziwymi, uczciwymi ludźmi, a wszyscy inni byli źli i chcieli nas wymordować.
Przypominają mi się niemieckie miasta i miasteczka, w których pojawiają się formy przestrzenne nie będące pomnikami, a ich zadaniem jest po prostu upiększanie wspólnej przestrzeni. Nie są za kimś, przeciwko komuś, tylko wywołują uśmiech na twarzy. Nie dorośliśmy do takiej organizacji przestrzeni? U nas wszystko musi być śmiertelnie poważne? Rozmawiamy o przypadkach różnych pomników i co przykład, to kolejny dramat.
Więc zostawmy przypadki kliniczne. W jednym z moich ukochanych frankońskich miast, na rynku stoi kilka rzeźb, śladów dawnej historii, a w ostatnich latach postawiono tam coś, co jest przed wszystkim dużą zabawką. Ma z boku korbę, na górze jest długi szklany walec wypełniony wodą i ktokolwiek zakręci korbką, powoduje że w wodzie tworzy się wir, który powiększa się i szaleje. Co za radość, nie tylko dla dzieci! To proste doświadczenie, pokazanie sił działających na wodę z jednej strony uczy, a z drugiej dekoruje.
Wolałbym, żeby zamiast tych wszystkich strzelnic, które mają być budowane w każdym powiecie, były stawiane rzeczy pozwalające poznawać świat.
Uważam, że cenniejsze i ważniejsze od pomników są nawet najmniejsze centra nauki dla dzieci, żeby lepiej rozumiały to, co dzieje się wokół, a nie kolejne muzeum czy pomnik tkwiący w historii, która wcale nie czyni nas lepszymi, a coraz gorszymi, bo zadufanymi w sobie.