W związku z zapowiedziami prezydenta Trumpa, że będzie zmierzał do relegowania z USA imigrantów (w tym także Polaków), od kilku tygodni w moich felietonach opowiadam Państwu o dokonaniach takich polskich imigrantów, którzy bardzo wzbogacili Stany Zjednoczone dzięki swoim wynalazkom.
Opisałem dokonania Franka Piaseckiego, konstruktora pierwszych amerykańskich helikopterów, Henryka Magnuskiego, wynalazcy przenośnych telefonów, oraz Stefanii Kwolek, która wynalazła kevlar - tworzywo używane w kamizelkach kuloodpornych. Dzisiaj sięgnę wyżej i pokażę dokonania polskiego inżyniera (imigranta!), dzięki któremu Amerykanie w misji Apollo jeździli po Księżycu.
Mieczysław Bekker, polski inżynier, twórca samochodu, który jeździł po Księżycu, był w USA polskim imigrantem. Urodził się 25 maja 1905 roku w Strzyżowie koło Hrubieszowa, w Polsce się kształcił (ukończył Politechnikę Warszawską), w Polsce pracował. W Polsce stworzył też podstawy teorii współpracy koła lub gąsienicy z mało zwięzłym podłożem, co miało potem kluczowe znaczenie przy projektowaniu samochodu, który miał jeździć po księżycowym pyle. Był jednym z pierwszych specjalistów w dziedzinie nauki, która dziś nosi nazwę terramechniką. Dziedzina ta daje naukowe podstawy dotyczące ruchu pojazdów „poza drogą”. Z zakresu tej dziedziny prowadził badania naukowe i prace konstruktorskie - najpierw na Politechnice Warszawskiej, potem w polskiej Szkole Inżynierii Wojskowej, potem (po wymuszonym przez wojnę przeniesieniu się do Francji) w Wydziale Czołgów Ministerstwa Uzbrojenia w Paryżu, następnie w Biurze Badań Broni Pancernej w Ottawie, w Wojskowego Laboratorium Pojazdów Terenowych w USA i wreszcie w Instytucie Badań koncernu samochodowego General Motors. I właśnie firma General Motors zaangażowała Bekkera do prac nad zbudowaniem pojazdu księżycowego dla misji Apollo.
Pojazd taki był potrzebny, bo astronauci chodzący po Księżycu na piechotę (tak było w pierwszych wyprawach) mieli bardzo ograniczony zasięg penetracji i do wielu ważnych miejsc dotrzeć nie mogli. NASA ogłosiła więc konkurs na projekt, a potem na budowę księżycowego samochodu.
Było to w 1961 roku. Zadanie było piekielnie trudne, bo pojazd musiał się poruszać po gruncie księżycowym, który był sypki, ruchomy i - co więcej - w zależności od tego, czy był oświetlony przez słońce, czy ukryty w cieniu, miał bardzo różną temperaturę. W słońcu pył pokrywający Księżyc ma 123 stopni C, w cieniu -233°C. Jeździć po takiej nawierzchni trudno!
W 1969 roku NASA ogłosiła rozstrzygnięcie konkursu na księżycowy samochód. Wygrał LRV (Lunar Roving Vehicle) który zbudował inż. Bekker, i właśnie ten samochód poleciał na Księżyc. Jego koła wykonane były z siatki stalowej (z drutu do produkcji strun fortepianowych) z nakładkami z tytanowych blaszek, które zwiększały przyczepność kół do nawierz-chni.
Jak się okazało na Księżycu, samochód inżyniera Bekkera zdawał egzamin celująco.
Zbudowano 4 takie pojazdy. Trzy z nich zostały użyte. Pojazd z misji Apollo 15 przejechał na Księżycu tylko 14 km, bo przyjęto początkowo zasadę, że nie wolno się oddalać od lądownika na większą odległość niż dystans możliwy do przebycia przez astronautę pieszo w skafandrze na wypadek awarii samochodu. W misji Apollo 16 zniesiono to ograniczenie i samochód inż. Bekkera przejechał 27 księżycowych kilometrów. W misji Apollo 17 przejechano 36 km. Czwarty pojazd pozostał na Ziemi, bo po Apollo 17 zaniechano dalszych lotów.
Ale te trzy polskie samochody są tam, na Księżycu, i pozostaną na zawsze.
I znowu chcę zakończyć mój felieton pytaniem: Czy byłoby dobrze dla USA gdyby inżyniera Bekkera - zgodnie z życzeniem Trumpa - relegowano ze Stanów jako imigranta?