Polska polityka przypomina dziś wojsko. Rozkazy wydane. Generałowie patrzą z drugiej linii, ale jak trzeba potrafią wyskoczyć nad okopy...
W ostatnim tygodniu przed eurowyborami partie atakują się na różne sposoby. To nie tylko batalia o wpływy i pokaźne pensje w euro, ale też o miejsce w szeregu na naszym polskim podwórku
W partyjnych sztabach jest tak jak na wojskowych manewrach. Pełna mobilizacja, wytyczne przekazane, termin starcia ustalony, czyli eurowybory.
Pokazy siły przygotowywane od miesięcy wcielane są właśnie w życie, a generałowie (z ukrycia lub nie) patrzą, co teraz robią ich podwładni.
Nie tylko patrzą, ale atakują cywilów słowami i obietnicami. Przedwyborcza batalia toczy się na razie tylko (i aż) o posady w Europarlamencie, czyli wysokie pensje i inne benefity liczone w euro. Armie spragnionych wygranej sięgają zatem po granaty zaczepne, czyli haki.
Na przykład na premiera Morawieckiego. Jak donosi „Gazeta Wyborcza” - w Oporowie kupił od Kościoła 15-hektarową działkę za 700 tysięcy, która okazała się warta 70 milionów. Szef rządu pozywa gazetę, a prezes PiS uderza we wroga kolejnymi socjalnymi obietnicami. I walka trwa...