Polska jest idealnym krajem na inwestycje z zagranicy
Rozmowa z Tomaszem Pisulą, szefem Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu
Polska to atrakcyjny kraj dla zagranicznych inwestorów?
Pyta pani, czy warto inwestować w Polsce? Moim zdaniem, to aktualnie jeden z najlepszych inwestycyjnie krajów w tej części świata. Mamy bardzo niskie koszty pracy i wysoką jakość kadr, co czyni nas konkurencyjnymi nawet wobec Chin. Nawiasem mówiąc, mieliśmy kilka inwestycji z Chin, które właśnie przeniosły się do Polski.
Nie jestem pewna, czy niskie koszty pracy to dla nas samych optymistyczna wiadomość.
Już wyjaśniam. Nasza popularność bierze się stąd, że oferujemy zachodnioeuropejską jakość. Nasze produkty i sposób prowadzenia biznesu w Polsce dorównują poziomowi światowemu, natomiast ceny mamy wciąż wschodnioeuropejskie. Do tej koniunktury dołożyła się migracja zarobkowa z Ukrainy, blokująca wzrost płac. Może nie jest to chwilowo korzystne dla polskiego pracownika, dla związków zawodowych, ale z drugiej strony ściągamy teraz inwestycje, które będą służyły krajowi przez długie lata. To jest droga, którą przeszły kraje azjatyckie po II wojnie światowej, a my korzystając z doświadczenia historii, przechodzimy ją znacznie szybciej niż one. Mamy również w miarę tanią, własną walutę, produkujemy rzeczy o bardzo wysokiej jakości technicznej i jesteśmy innowacyjni. Do tego mamy rokrocznie 400 tysięcy absolwentów uczelni wyższych i to właśnie z wykwalifikowanej kadry jesteśmy słynni w świecie. Wróciłem dopiero z prawie tygodniowego wyjazdu do Doliny Krzemowej, gdzie otwieraliśmy nasze biuro. Uczestniczyliśmy w forum inwestycyjnym i w zasadzie wszyscy inwestorzy, których tam spotkałem, wiedzą, że jeśli mowa o talencie IT poza Doliną Krzemową, to na świecie liczą się dwa miejsca i są to Indie albo Polska. Akurat Polska jest dla USA korzystniejsza od Indii, ze względu na mniejszą różnicę czasu. (...)
Głównym inwestorem zagranicznym w Polsce są właśnie Stany Zjednoczone, potem Niemcy.
To są nasze statystyki, Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Obsługujemy około 20 procent wszystkich inwestycji, jakie przychodzą do naszego kraju. Być może nie są miarodajne dla ogółu polskiej gospodarki, choć moim zdaniem są dobrym papierkiem lakmusowym. Wśród firm, które my obsługujemy, rzeczywiście pierwsza lokata to Stany Zjednoczone, zarówno jeżeli chodzi o wartość, jak i liczbę projektów. Na drugim miejscu są Niemcy, jeżeli chodzi o liczbę projektów, natomiast już nie, jeśli chodzi o ich wartość. Jeśli weźmiemy pod uwagę wartość projektów, to na drugim miejscu są Japończycy.
Jesteśmy atrakcyjni dla Japończyków?
Przez dłuższy czas budowaliśmy relacje z Japonią i trudno nie oprzeć się wrażeniu, że inwestorzy japońscy w pewnym momencie doszli do konsensusu, że Polska jest krajem wiarygodnym. To pierwsza rzecz. Sprawa druga - dotychczasowe prowadzenie interesów w Polsce musiało im się opłacać. A teraz jesteśmy rekomendowani z ust do ust - word-of-mouth. Konkurenci patrzą na siebie i zastanawiają się, dlaczego niektóre z konkurencyjnych im firm są już w Polsce, co tam widzą takiego, z czego my nie korzystamy. Swoją drogą, Wielka Brytania była dla Japonii niezwykle cennym rynkiem; Brexit sprawia, że muszą znaleźć jakieś inne centra wytwórcze czy centra obsługi, skąd będą w stanie eksportować swoje produkty i usługi na rynek Unii Europejskich bez dodatkowych opłat. Mogę powiedzieć, że od roku rzeczywiście widać bardzo duże zainteresowanie Polską ze strony japońskich inwestorów. Z naszego punktu widzenia Japończycy są bardzo cennym partnerem, ponieważ uosabiają wysokie technologie, kulturę biznesową, jednocześnie bardzo zasobną i stawiającą na długofalowe relacje, podobnie jak my. Grupowy napływ japońskich inwestorów do Polski to chyba jedno z najbardziej pozytywnych zjawisk na naszej scenie inwestycyjnej.
Rzędu jakich sum dotyczą inwestycje zagraniczne zapowiadane w Polsce?
Idą w miliardy euro. Teraz w kolejce projektowej, którą realizujemy, mamy około dwustu projektów o wartości ok. 4 miliardów euro. Nie wiem, jaki procent tego uda się zamknąć w tym roku, ale można powiedzieć, że przyszłość wygląda bardzo obiecująco. Porównanie pierwszego kwartału zeszłego roku do pierwszego kwartału tego roku pokazuje kilkuprocentowy wzrost zarówno jeżeli chodzi o wartość zrealizowanych inwestycji, ich liczbę, jak i liczbę miejsc pracy. A z drugiej strony zeszły rok był rekordowym, mamy więc kilkuprocentowy wzrost wobec rekordu. Nasza gospodarka jest dla zagranicznych inwestorów atrakcyjna i oni to widzą. Czego by nasze media nie opowiadały, o upadku demokracji i innych tego typu historiach, na inwestorów to nie działa.
Z rankingu US News & World Report z jednej strony wynika, że Polska to bardzo dobry kraj do inwestowania, jeden z pięciu najlepszych na 80 badanych krajów. Ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę perspektywy, to zajęliśmy mało zaszczytne, przedostatnie 79. miejsce, przed Bułgarią. Gdzie więc będziemy za kilka lat?
To wróżenie z fusów. Czy ktoś dwa lata temu przewidział Brexit? Nie wiem, na ile ten raport jest miarodajny. Nie da się przewidzieć przyszłości za 10 lat, nie da się powiedzieć, w którą stronę idą sprawy. Wiem jedno: jeżeli gospodarka będzie rozwijała się w tę stronę, w którą się rozwija, to z czasem nasze koszty pracy wzrosną i być może wtedy nie będziemy tak atrakcyjni jako państwo, które ma wytwarzać proste dobra konsumpcyjne. W związku z czym, żeby się na to przygotować, korzystając z czasu, który mamy, byśmy w przyszłości mogli odnosić sukcesy, powinniśmy się skupić na tych gałęziach gospodarki, gdzie jest najwyższa wartość dodana, czyli w rzeczach opartych na wiedzy.
To jakimi w tej chwili sektorami gospodarki interesują się zagraniczni inwestorzy?
Z jednej strony inwestują u nas w centra usług wspólnych - od centrów rozliczeniowych dużych korporacji po infolinie, centra fakturowania regionalne i światowe. Z drugiej strony w dziedziny badania i rozwoju - mamy szereg firm, które lokują u nas laboratoria, zarówno technologiczne, jak i cyfrowe. A trzecia sprawa to wszystkie firmy wytwórcze, wśród których króluje automotive - mamy prawie cały komplet dużych międzynarodowych firm, które zajmują się wytwórstwem.
Czego nie wykorzystujemy?
Wydaje mi się, że największym hamulcem za jakiś czas będzie dostępność siły roboczej. W zasadzie każdy inwestor, z którym rozmawiam, pyta o dostępność polskich inżynierów. Są oni kluczem do dalszego rozwoju bądź jego przyspieszenia. A polskie uczelnie wyższe przez ostatnich kilka lat wypuszczały tych inżynierów na rynek mniej, niż moglibyśmy. Popularniejsze były kierunki humanistyczne i społeczne. Zaniedbaliśmy też szkolnictwo zawodowe, a na świecie znani jesteśmy jako producenci, jako inżynierowie. Absolwenci bankowości i finansów, stosunków międzynarodowych czy nauk politycznych takich inwestycji nie obsłużą. A ewidentnie widać, jeśli chodzi o nauki ścisłe, że to jest nasz charyzmat. Mam wrażenie, że straciliśmy talent na rzecz krajów Zachodu - absolwenci najlepszych uczelni technicznych na doktoraty bardzo często wyjeżdżają za granicę. Powinniśmy ten talent starać się zatrzymać w Polsce poprzez stwarzanie im miejsc pracy. Ważne jest też odtworzenie etosu inżyniera, a trochę to zaniedbaliśmy. Prosta wizja nowoczesności sprzedawana w mediach, polegająca na tym, że wszyscy mają mieć pieniądze i najlepiej grać na giełdzie, upada, bo z samego obracania cudzymi pieniędzmi trudno się utrzymać. Czasami trzeba coś wyprodukować, a nasze szkolnictwo trochę od tego odeszło.