Polska emerytura jest kobietą. Po wielu latach pracy i niskiej płacy
Wysokość emerytury to w pokoju nauczycielskim temat drażliwy. - Prognozy przychodzące z ZUS są tak kiepskie, że każdy odsuwa je od siebie - mówi Janka, germanistka w powiatowym liceum. - Lepiej już w szkole nie będzie.
- Staramy się oswoić z myślą, że nasze emerytury nie będą wysokie - mówi Janka. Ma 42 lata, w szkole uczy 19 lat, choć ogólny staż ma dłuższy. Informacji z ZUS o wysokości przyszłej emerytury woli nie czytać. To znaczy czyta i szybko wypiera z pamięci. Nie potrafi powiedzieć, co było w ubiegłorocznym liście. Teraz, kiedy ma go znaleźć, wpada jej w rękę pismo z 2010. - Wtedy mi wyliczyli 1100 złotych - mówi. - Bolesne czarno na białym. Później było więcej, ale to ciągle nie były pieniądze, które by satysfakcjonowały - mówi.
O emeryturze woli nie myśleć. Raz, że to perspektywa odległa, dwa - że u nich w liceum na lepiej się nie zanosi. Klasy dwujęzyczne, za które wpadało około 300 zł miesięcznie zostały zlikwidowane, nadgodzin coraz mniej. Dwa lata temu Jankę na kilka miesięcy z pracy wykluczyła choroba, więc składki na emeryturę nie były płacone.
Janka: - Niedawno na emeryturę odchodziła koleżanka i dostała ponad 2 tysiące! Nieźle, ale pracowała ponad 40 lat!
Janka, o ile utrzyma pracę, też będzie miała ponad czterdziestoletni staż.
- W przypadku nauczycieli emerytura nie zależy od tego, czy jest się kobietą, czy mężczyzną - uważa Alina, nauczycielka na emeryturze od 2000 roku. Miała wtedy 51 lat, 32 lata stażu pracy i wcale nie zamierzała kończyć pracy. Niefortunne okoliczności sprawiły, że musiała odejść z dużej bydgoskiej podstawówki, dlatego prosi, by zmienić jej imię. - Emerytura wiąże się z wykształceniem, latami pracy, nadgodzinami, uzyskanego stopnia awansu zawodowego. No i jednak nadgodzin, urlopów wychowawczych, na które idą kobiety - dodaje.
Alina w 2000 roku dostała 850 zł emerytury na rękę zł. Prawie się popłakała.
Miała mało nadgodzin, więc nie zarabiała dużo. - Nie walczyłam o nie, bo koleżankom były potrzebne - tłumaczy.
Okazało się jednak, że nie miała jeszcze wyliczonego kapitału początkowego. Gdy dostarczyła dokumenty przybyło 300 zł. - To była 1/3 mojej emerytury, znaczący skok - podkreśla.
Później jeszcze raz i drugi przeliczała kapitał. Najpierw z powodu studiów, a ostatnio - urlopu wychowawczego. Teraz ma na rękę 1740 zł i jest zadowolona.
Bagatelizujemy problem
Alina jest lepsza niż statystyczna emerytka.
Statystyczna emerytka w 2015 roku dostawała 1 653 zł brutto, a jej statystyczny mąż - 2 400 zł.
O tym, że emerytury kobiet są niższe od tych, które dostają mężczyźni wiadomo od lat. Wiadomo też było, że reforma emerytalna ze swoją zasadą: dostaniesz tyle, ile uzbierałeś, w przypadku kobiet tylko problem pogłębi.
Od lat mówi się, że trzeba coś tym zrobić.
Coś. Trzeba. Mówi się.
Przyczyny, dlaczego kobietom na emeryturze grozi bieda, znamy. - Według danych GUS różnica w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn na tych samych stanowiskach wynosi 17 proc. na korzyść mężczyzn - zauważa ekonomistka, dr Monika Wyrzykowska-Antkiewicz, dziekan Wydziału Finansów i Zarządzania Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu. - To jeden z powodów niższych emerytur.
W latach 90., podczas dyskusji nad reformą emerytalną mówiono, że kobiety będą zainteresowane powrotem do pracy, bo od tego w przyszłości zależeć będzie wysokość ich emerytury. Rzeczywistość okazała się inna.
- Przez 20 lat temat bezrobocia wśród kobiet oraz wysokości ich emerytur był bagatelizowany - mówi Wyrzykowska- Antkiewicz. - Mówiono o powrocie kobiet do pracy ze względu na wysokość ich emerytur w przyszłości, ale nikt nie skonstruował rozwiązań systemowych na szeroką skalę, takich jak np. zwiększenie liczby miejsc w żłobkach, przedszkolach, czy miejsc opieki na starszymi, które by w tym pomogły.
Stereotypy się nie poddają
Dr Janina Petelczyc, ekspertka od spraw zabezpieczenia społecznego Instytutu Polityki Społecznej UW zauważa, że przyczyny emerytalnych nierówności kobiet i mężczyzn mają charakter kulturowy i instytucjonalny. Niedawno dla Instytutu Spraw Publicznych przygotowała ekspertyzę „Sytuacja kobiet w systemie emerytalnym”. Pokazuje, że na emeryturze czeka kobiety ubóstwo.
Powody kulturowe to te, które sprawiają, że to kobieta w głównej mierze bierze urlop wychowawczy i na nawet 3 lata wycofuje się z rynku pracy, ona opiekuje się niepełnosprawnymi dziećmi, a później starymi rodzicami. Z tego powodu też często musi zrezygnować z pracy. - Dlatego kobiety często nie mają nawet minimalnego stażu, uprawniającego do najniższej gwarantowanej emerytury - podkreśla.
Poza tym: - Są zawody gorzej płatne i dlatego głównie pracują w nich kobiety: edukacja, ochrona zdrowia, opieka społeczna - wylicza dr Petelczyc. - Żeby zlikwidować bariery kulturowe musimy prowadzić edukację równościową. Jeśli pracodawca ma do wyboru inżyniera kobietę i mężczyznę, większe jest prawdopodobieństwo, że zatrudni mężczyznę. To nie jest tylko polski problem. Kobieta ma trudniejszą drogę wyboru zawodu, bo ciągle kieruje się stereotypami.
I, podobnie jak dr Wyrzykowska-Antkiewicz, mówi o instytucjonalnym wsparciu dla kobiet. - Rozwiązania, które pomogą kobietom utrzymać się na rynku pracy albo na niego wrócić powinny iść w kierunku zapewnienia opieki instytucjonalnej dla dzieci i osób starszych.
Urlop rodzicielski eksperci polityki rodzinnej trochę by zmienili. Bo obecnie pogłębia nierówność kobiet na rynku pracy. - W Szwecji 1/3 urlopu bierze matka, 1/3 wyłącznie ojciec, 1/3 rodzice wykorzystują dowolnie - podpowiada Janina Petelczyc. - Jeśli ojciec urlopu nie weźmie - przepadnie.
Pracodawca musi się więc liczyć, że z pracy zniknie nie tylko kobieta, ale i mężczyzna.
Mniej niż 100 zł emerytury
Ela (52 lata), przed laty poszła do liceum chemicznego. W zawodzie pracowała do 1998 roku. Potem były krótkie okresy bezrobocia, praca na pół etatu, na wychowawczym nie była, dzieckiem zajmowała się teściowa. Dziś pracuje w hurtowni za najniższą pensję, zdarzają się okresy przymusowych urlopów bezpłatnych.
Ela nie szuka innej pracy, bo jeszcze opiekuje się schorowaną mamą. Mówi: - Dobrze, że przynajmniej jako chemik dobrze zarabiałam, bo inaczej nie wiem, z czego miałabym tę emeryturę. ZUS mi policzył, że gdy będę pracować do tych swoich 64 lat i 9 miesięcy, dostanę nieco ponad 1500 zł. Czyli mniej niż dziś wynosi najniższa pensja.
Dane, które publikuje ZUS, nie zostawiają złudzeń. Najniższe emerytury wynoszą mniej niż 100 złotych. Dostaje je 38 osób, w 90 proc. to kobiety.
Emerytury niższe niż 880 zł dostają niemal wyłącznie kobiety! Najwyżej co dziesiątemu mężczyźnie listonosz przynosi tak niewielkie pieniądze. Byłoby jeszcze gorzej gdyby nie to, że po śmierci małżonka wiele pań przechodzi na rentę rodzinną po mężu. Bo 85 proc. jego emerytury to więcej niż 100 proc. jej świadczenia.
2100 zł - to jest pułap, od którego coraz większą przewagę zyskują mężczyźni. Im wyższa emerytura, tym mniej kobiet ją dostaje. W ubiegłym roku ZUS 835 osobom wypłacał ponad 7 tys. zł miesięcznie emerytury. W 89 proc. byli to mężczyźni.
- Mam wrażenie, że dopóki na emeryturę nie zaczną przechodzić kobiety, które mają niewielki (lub zerowy) kapitał początkowy, żadne radykalne kroki nie zostaną podjęte - nie łudzi się dziekan Wyrzykowska-Antkiewicz.
500 zł nie pomoże
Owszem, podniesiono wiek emerytalny kobiet, co w przyszłości przełoży się na wyższą emeryturę, ale to akurat nie spotkało się z powszechnym zachwytem zainteresowanych. - Podwyższenie i wyrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn w przyszłości zmniejszy różnice, ale nie doprowadzi do całkowitego zniwelowania różnic między płciami - mówi dr Petelczyc.
Ale teraz mamy przyjętą z zadowoleniem przez wiele pań zapowiedź powrotu do niższego wieku. - Wcześniej uzyskają uprawnienia do emerytury, ale będą to emerytury niższe, jednak ten temat jest przemilczany - podkreśla dr Monika Wyrzykowska-Antkiewicz.
Emerytalnej przyszłości kobiet nie poprawi też 500 zł na dziecko. - W mojej opinii to rozwiązanie idzie w złą stronę, zwiększa dezaktywizację zawodową kobiet - nie ukrywa dr Janina Petelczyc. - 500 zł nie zastąpi dochodu. Niedawno rozmawiałam z kimś z Warmińsko-mazurskiego. Mówił, że tam są to na tyle duże pieniądze, że mogą zniechęcić do podejmowania pracy.
Janina Petelczyc zastanawia się, czy jednak nie powinniśmy rozważyć mieszanego sposobu wyliczania świadczeń (częsciowo według nowych, częściowo według starych zasad), żeby najniższa emerytura nie zależała wyłącznie od minimalnego stażu pracy.
Zniknął gdzieś pomysł elastycznego wieku emerytalnego. Zachętą do jak najpóźniejszego przejścia na emeryturę powinna być wyższa emerytura. Ale nie tylko wynikająca z faktu: dłużej pracujemy to więcej uzbieramy, a krócej będziemy korzystać. Przede wszystkim z korzystniejszego przelicznika zgromadzonego kapitału. Byłaby to swoista premia za dłuższą pracę. Tylko, czy nas na to stać?
- W mojej opinii w latach 90., gdy dyskutowaliśmy nad reformą emerytalną, obowiązywał przekaz neoliberalny, prof. Balcerowicza, Jeffreya Sachsa: tyle masz, ile zarobisz. Element solidarnościowy został pominięty, a skupialiśmy się na ekonomii. - mówi dr Petelczyc. - To się wpisywało w ogólne zmiany. Ale teraz inaczej na to patrzymy.
Moim zdaniem nie można pomijać solidarnościowej roli zabezpieczenia społecznego.