Polityczny ruch na świeżym powietrzu
Trudno dziś nadążyć za wszystkimi politycznymi happeningami, organizowanymi dzień po dniu, jeden obok drugiego, łatwiej byłoby po prawdzie obskoczyć w sezonie wszystkie krakowskie premiery filmowe i teatralne niźli jesienne protestacje i demonstracje.
Nad genezą społecznego wzmożenia dumać długo nie trzeba, zjawisko zwięźle i krótko opisuje hasło „Mamy dość”, które krakowianie zamierzają w niedzielę ułożyć z parasolek na Błoniach z okazji pierwszej rocznicy zwycięskich dla Prawa i Sprawiedliwości wyborów. Wykluczać zarazem nie należy, że dla przeciwwagi z drugiej strony powstanie żywa rzeźba „dobrej zmiany” - powiedzmy, że jej zwolennicy z ciał stworzą wielki krzyż, licząc na silny skutek egzorcyzmujący - wszak sondaże złudzeń nie pozostawiają. Całkiem pokaźna grupa respondentów dość wcale nie ma, ba, chce jeszcze więcej i jeszcze mocniej.
Ustalone już zostało po wielokroć, że w Polsce przez długie lata nic ustalić wspólnie nam się nie uda, ale co do jednego proponuję mimo wszystko się zgodzić: fakt, że ludzie gotowi są w ramach protestu układać cokolwiek w czasie wolnym, w smogu i pośród psich odchodów, pokazuje, iż bilans 365 dni rządów PiS-u jest ze wszech miar pozytywny.
Przez ostatnie ćwierć wieku nikomu nie udało się przecież tak zaktywizować obywateli do ruchu na świeżym powietrzu jak Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego przybocznym. Pilny uczestnik antyrządowych demonstracji statystyki z Endomondo ma lepsze niż wytrwali biegacze okrążający Błonia. Liczba osób regularnie dotleniających się podczas protestów - może nie w Krk, tu jednak o dotlenienie trudno - rośnie w postępie geometrycznym, wraz z uruchamianiem kolejnych reform i procesów legislacyjnych. Będzie jeszcze lepiej, jeśli rząd zacznie gmerać w ochronie przyrody i zgodzi się na odstrzał zwierząt chronionych, naonczas trzeba będzie pikietować w lasach, rodzice zabiorą dzieci, same korzyści.
Ponadto, choć PiS-owi nie udało się zwalczyć nepotyzmu, twórczo jedynie tę polską tradycję rozwinął, to rozprawił się z inną naszą narodową przywarą, tumiwisizmem mianowicie. Sieć pełna jest wyznań w rodzaju „wcześniej miałem/am na to wszystko wywalone, ale teraz to już się naprawdę wk...”, obywatele zaczęli inaczej patrzeć na wagę swojego wyborczego, i nie tylko, głosu. Ustawy zaczęli ludziska czytać, analizy, najlepszy program nauczania WOS-u w szkołach nie zdziałałby tyle, co obecny rząd. Dzieci, generacja wi-fi, podnoszą wzrok znad smartfonów, patrzą na zaangażowane matki i ojców, obserwują tę pobudkę obywatelskiego aktywu i czerpią garściami; a duże to garści, rozbite od kontrolerów gier.
I to wszystko w jeden rok. Zabójcze tempo.