Wreszcie Sąd Najwyższy zamknął sprawę rzekomej zbrodni wojennej popełnionej przez polskich żołnierzy w Afganistanie.
Dziewięć lat temu podczas ostrzału afgańskiej wioski Nangar Khel zginęło sześcioro cywilów. Złamanie rozkazów przez żołnierzy był oczywiste i nikt tego nie kwestionował. Ale żeby oskarżyć ich o zbrodnię wojenną, to już przechodzi moją wyobraźnię. Jestem więcej niż pewien, że prokurator wojskowy, ppłk Gerard Konopka, nigdy w życiu nie uczestniczył w bojowej akcji. Siedząc za biurkiem lub w kantynie, można śmiało żądać dla żołnierzy kar od kilku do kilkunastu lat więzienia.
Na szczęście wczoraj Izba Wojskowa Sądu Najwyższego utrzymała w mocy poprzednie wyroki - kary w zawieszeniu. Teraz prezydent Andrzej Duda powinien ułaskawić tych siedmiu żołnierzy. Oczywiście rozumiem, że popełnili oni przestępstwo i powinni ponieść karę, ale są granice rozsądku. Słuchając opowieści naszych żołnierzy walczących w Iraku i Afganistanie, można dopiero zrozumieć, czym jest wojna i dlaczego dochodzi do takich tragedii, jak w Nangar Khel.
Prawnego terminu „zbrodnie wojenne” użyto także w traktacie wersalskim z 1919 r. Nazwano tak czyny „naruszające prawa i zwyczaje wojenne” oraz „obrażające moralność międzynarodową i powagę traktatów”. Z dzisiejszego punktu widzenia brzmi to jak groteska. Już sama zbitka słów „prawo, moralność” i „wojna” budzi gorzki śmiech. W Afganistanie, na Bliskim Wschodzie, na Ukrainie, w Syrii, Afryce i Palestynie krew leje się strumieniami. Obłudni politycy wielkich mocarstw niosą swoim mordującym się tubylcom „pomoc” militarną, a na dostawach broni i amunicji zarabiają miliardy.
I to są prawdziwe zbrodnie wojenne, za które żaden polityk nigdy i nigdzie nie odpowie. Warto, aby minister Macierewicz zastanowił się jeszcze, zanim ochoczo wyśle nasze samoloty na kolejną przegraną wojnę. Nie lepiej wysłać do Syrii na przykład szpital polowy?