Nie wiadomo, jak 9 i 11-latek znaleźli się na przecinającym Obrę moście kolejowym. Jeden z nich się topił, drugi umierał na brzegu.
- Sam mam dzieci, dlatego takie akcje szczególnie mnie poruszają. Choć wiele razy zdarzało mi się już pomagać ludziom, zwłaszcza starszym osobom, pierwszy raz na szali było życie dzieci. Działaliśmy odruchowo, bez chwili zastanowienia, tak jak wielokrotnie uczono nas na szkoleniach - mówi sierż. szt. Michał Hofanowski z międzyrzeckiej drogówki.
W ostatniej chwili
W sobotnie popołudnie, gdy sierżant patrolował miejskie ulice razem z kolegą, mł. asp. Krystianem Strzępkiem, dotarła do nich informacja o dwóch osobach stojących na moście kolejowym.
- Była mowa o dwóch młodych mężczyznach, ale gdy przybyliśmy na miejsce, zauważyliśmy leżącego przy chodniku kilka metrów od rzeki chłopca. Był nieprzytomny, miał zatrzymane tętno i oddech. Zacząłem reanimację, udrożniłem drogi oddechowe i po chwili chłopak odzyskał przytomność, ale nie było z nim kontaktu. W tym czasie kolega pobiegł na most, skąd wypatrzył w wodzie drugiego z chłopców - opowiada M. Hofanowski.
Policjant wyciągnął topiącego się 9-latka z rzeki i upewnił się, że nic mu nie jest. - Był przemarznięty i bardzo wystraszony. Nie mógł przestać płakać. Obu chłopców przekazaliśmy ekipie medycznej, która szybko przybyła na miejsce i zabrała ich do szpitala - mówi mundurowy.
Bohaterscy funkcjonariusze szybko wrócili do codziennych zadań. - Zabezpieczaliśmy imprezę w sąsiedniej miejscowości - skromnie mówi sierżant, choć dodaje, że tę służbę skończył z wyjątkową satysfakcją.
Sami na wiadukcie
Jak to się stało, że 9 i 11-latek znaleźli się na wiadukcie, na który teoretycznie piesi wstępu nie mają? - Bada to grupa operacyjno-dochodzeniowa - mówi p. o. zastępcy komendanta, Sławomir Gorący.
Nieoficjalnie wiemy, że chłopcy byli bez opieki i wcale nie byli mieszkańcami leżącego nieopodal rzeki osiedla, ale centralnej części miasta. Czy postanowili urządzić sobie ryzykowną zabawę i skoczyć do wody z wysokiego wiaduktu? Wiele na to wskazuje. Być może gdy w wodzie znalazł się młodszy, jego kolega próbował go ratować, a później wezwać pomoc. Starszy chłopiec nie był przemoczony, mokre miał tylko nogawki spodni. Zdaniem policjantów, silny stres mógł wywołać u niego torsje i chłopiec się zachłysnął. - Sprawą zajmie się sąd dla nieletnich - informuje st. sierż. Tomasz Bartos. Rodzice dzieci będą się więc tłumaczyć z tego, jak chłopcy znaleźli się całkiem sami w tak niebezpiecznym miejscu.
Most kolejowy na Obrze jeszcze kilka miesięcy temu służył pieszym, którzy skracali sobie tędy drogę z okolic ul. Piastowskiej. Właśnie w obawie o bezpieczeństwo kolej postanowiła zamknąć przejście, a władze miasta wybudowały obok drewnianą kładkę dla pieszych i rowerzystów. Chłopcy nie mieli więc powodów, by wchodzić na most. Najwidoczniej jednak nie odstraszyły ich ani zakazy, ani przejeżdżające tamtędy pociągi. - Całe szczęście, że ktoś powiadomił policję i ci z drogówki odratowali dzieci, bo byłaby wielka tragedia. Chłopcy, ale i ich rodzice będą mieli nauczkę - komentuje pani Helena, mieszkanka pobliskiej ulicy Piastowskiej.