Kolejna sprawa z okręgu słupskiego została rozwiązana przez policjantów z gdańskiego Archiwum X i Prokuraturę Okręgową w Słupsku. Podejrzany o zabójstwo żony trafił do aresztu.
Sąd Rejonowy w Słupsku zastosował trzymiesięczne tymczasowe aresztowanie wobec Daniela M. z Debrzna, któremu zarzucono zabójstwo żony w październiku 1998 roku. Mimo konsekwentnego milczenia 42-letniego Daniela M., który odmawia składania jakichkolwiek wyjaśnień, oraz braku opinii z sekcji zwłok Zakładu Medycyny Sądowej, a tym samym braku informacji
o sposobie zabójstwa Angeliki J., sędzia Marcin Machnik zgodził się z wnioskiem prokuratury.
Po niejawnym posiedzeniu aresztowym zapadło postanowienie o zastosowaniu aresztu. Prowadząca śledztwo prokurator Renata Szamiel z Prokuratury Okręgowej w Słupsku po posiedzeniu udzieliła jedynie podstawowych informacji o zastosowaniu aresztu.
- Dla dobra śledztwa nie mogę niczego więcej powiedzieć - stwierdziła. W sądzie byli obecni policjanci z gdańskiego Archiwum X, dzięki którym prawda o zabójstwie ujrzała światło dzienne. Przez ponad 18 lat uważano, że 20-letnia Angelika J. opuściła męża i malutkie dziecko i wyjechała za granicę.
Tymczasem jej ciało spoczywało w torbie pod posadzką w piwnicy domu. Policjanci zweryfikowali nowe wątki (najprawdopodobniej chodzi o przekazaną im informację). Wykluczyli też wcześniejsze hipotezy, czyli wyjazd kobiety za granicę. Ustalili to dzięki współpracy z Interpolem i Europolem. Na koniec sprawdzili piwnicę. Najpierw georadarem, później odkopali ukryte pod posadzką szczątki kobiety. Choć nie ma jeszcze badań DNA, wszystko wskazuje na to, że to ciało Angeliki J. Po śmierci rzekomo zaginionej żony Daniel M., wówczas jeszcze J., bo teraz nosi nazwisko obecnej małżonki, wniósł sprawę o rozwód. Opowiadał znajomym, że Angelika J. wyjechała za granicę. Natomiast pierwsze postępowanie prokuratorskie z 1998 roku w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci kobiety zostało umorzone z braku jakichkolwiek dowodów.
- Sąd twierdził, że zostało to wysoce uprawdopodobnione, także to jest to prawdopodobieństwo. Ja się z tym nie zgadzam. Klient nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu. To uzasadnienie, biorąc pod uwagę materiał dowodowy, mnie nie przekonuje. Ten człowiek prowadzi normalne życie, ma rodzinę, ma dzieci. Nie robił nic, co by wskazywało na ukrywanie się - wyjaśnia Marek Kobyłecki.