Policja widziała łamanie prawa, a sąd uniewinnił
Katarzyna Odrowska nie poniesie kary za nielegalną demonstrację w Słupsku.
Przed słupskim Sądem Rejonowym zakończył się we wtorek proces Katarzyny Odrowskiej, szefowej Stowarzyszenia Aktywne Pomorze, która odpowiadała za zorganizowanie nielegalnej pikiety w trakcie wizyty premier Ewy Kopacz w Słupsku w czerwcu 2015 roku.
W demonstracji wzięło udział kilkadziesiąt osób. Domagały się budowy drugiego toru kolejowego w regionie. Pierwsza jej część odbyła się na dworcu kolejowym, bo tam miała wysiąść z pociągu premier Kopacz. Jednak gdy okazało się, że premier przyjechała samochodem do dawnego urzędu wojewódzkiego, część demonstrantów przeniosła się na plac przed tym budynkiem. Tam zostali spisani przez policję, która później zarzuciła Odrowskiej zorganizowanie nielegalnej demonstracji, bo część jej uczestników ją właśnie wskazała jako organizatorkę zgomadzenia.
We wtorek w tej sprawie sędzia Agnieszka Buraczewska przesłuchała Roberta Biedronia, prezydenta Słupska, którzy przyznał, że przemawiał na demonstracji przed dworcem, choć nie wiedział, kto ją zorganizował. Nie wiedział także, kto rzucił hasło przejścia pod urząd wojewódzki, gdy on oświadczył, że wybiera się tam, aby porozmawiać z premier Kopacz.
- To była potrzebna demonstracja, bo pomagała w rozmowach z panią premier. Dziękuję jej uczestnikom - podkreślał.
Mecenes Paweł Skowroński, obrońca Odrowskiej, domagał się uniewinnienia oskarżonej, bo nie udowodniono, że ona była organizatorem demonstracji.
- To była zorganizowana spontanicznie akcja prospołeczna, nie przeciw komuś. Takie akcje są pożądane - przekonywał zebranych, w tym słuchaczy Szkoły Policji, którzy przysłuchiwali się rozprawie. - Chciałabym żyć w kraju, gdzie można swobodnie porozmawiać z premierem - dodała od siebie Odrowska.
Sędzia Buraczewska przyjęła argumenty obrony i uniewinniła Odrowską, bo - uznała - w czasie procesu nie udowodniono, że to ona zorganizowała demonstrację.