Polak w życiu do teatru nie pójdzie

Czytaj dalej
Przemysław Franczak

Polak w życiu do teatru nie pójdzie

Przemysław Franczak

Wyrabianie sobie u nas zdania na dowolny temat jest o wiele mniej pracochłonne niż wyrabianie ciasta na pączki. Ot, pstryk i gotowe. Każdy swoje wie, toteż chętnie się wypowiada na temat kontrowersyjnego spektaklu w Teatrze Powszechnym. Pięćset osób widziało, ale pięć milionów ma opinię.

Ja też, ale o możliwych skutkach: tym razem na dyskusji o granicach sztuki i wolności słowa się nie skończy, to będzie zapalnik, który uruchomi proces odzyskiwania kultury przez prawicę, czyli ichniejszy kulturkampf.

Jego ofiarą padnie więc też Stary Teatr - jesienią kończy się kadencja Jana Klaty. Jeśli obecny dyrektor wygra nowy konkurs, to będziemy świadkami cudu większego od tego w Sokółce.

Wizja odchodzącego Klaty będzie wielu miła, ale ja dla przykładu jego Stary - i teraz sam nie wiem, czy to będzie deklaracja polityczna, światopoglądowa, czy jedynie rekomendacja kulturalna - lubię.

Na jeden tylko ze spektakli nie wróciłem po antrakcie, „Hamleta” w reżyserii Garbaczewskiego, ale jednakowoż nie dlatego, że czułem się tam obrażany jak junak z ONR oglądający w TVP Kultura „Priscillę, królową pustyni”, jeno w obawie przed kolejnym atakiem narkolepsji i narobieniem wstydu rodzinie.

Polski teatr wchodzi w okres, w którym najciekawsze rzeczy dziać się będą poza sceną

Lubię przede wszystkim to, że Stary to miejsce, w którym regularnie cumują ze swoimi szalonymi pomysłami Strzępka z Demirskim, duet absolutnie zjawiskowy, obrazoburczy, ale w taki sposób, że polska prawica wciąż nie zorientowała się, które spektakle tak naprawdę należy tu przerywać i przeciw którym protestować.

Tak to już jest: szpilki aluzyjnie wbitej w serce i dumę narodu prawicowy lud nie poczuje, reaguje dopiero, gdy ktoś uderzy łopatą, krzyżem lub papieżem.

Ich ostatnia premiera, „Triumf woli”, akurat pretekstu do wizyt kółkom różańcowym nie daje żadnego, bo to spektakl, w którym w kontrze do niespokojnej rzeczywistości opowiada się pokrzepiające historie.

Końcowy wniosek jest naturalnie bardzo na czasie, znikąd nadziei mianowicie, ja jednakowoż z trwogą zwróciłem uwagę na fakt, że z tych raptem kilku pozytywnych opowieści dwie dotyczyły sportu, jakby już tylko w nim można było szukać pocieszenia.

Lęk wzmogło to, że autorzy na sportowców nie wyglądają, raczej na takich, co żywią się papierosami, kawą i dyskusjami o esejach Żiżka.

No, ale pozory oczywiście mogą mylić, w ponowoczesności nic pewnego nie ma, zawsze okazać się może, że chudy hipster z „Charlotty”, miłośnik skandynawskiego teatru, walczy na amatorskich galach MMA, a wysportowany narodowiec od siedzenia przed komputerem i hejtowania lewaków ma dokuczliwe hemoroidy; tyle jego, że teraz dzięki protestom pod Powszechnym będzie mógł je rozchodzić.

Tak czy inaczej, polski teatr wchodzi w okres, w którym najciekawsze rzeczy dziać się będą poza sceną

Przemysław Franczak

Kraków, wszechświat i cała reszta. Dziennikarz, publicysta, wydawca. Autor felietonów: społeczno-polityczno-kulturalnego "Smecza towarzyskiego" oraz sportowego "Sporty bez filtra". Korespondent Polska Press Grupy z siedmiu igrzysk olimpijskich.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.