Awans do ćwierćfinału mistrzostw Europy został otrąbiony jako sukces reprezentacji Polski. Jednak we Francji można było osiągnąć więcej. Zabrakło odrobiny ryzyka i ułańskiej fantazji.
Po tym, jak biało-czerwoni w fatalnym stylu nie zakwalifikowali się do mundialu w Brazylii, już sam awans wywalczony w dobrym stylu na Euro 2016 przyjęto jako sukces. W ciągu dwóch lat selekcjonerowi Adamowi Nawałce udało się zbudować całkiem niezłą drużynę. O klasie, umiejętnościach i możliwościach Roberta Lewandowskiego nikogo nie trzeba było przekonywać. To jeden z najlepszych futbolistów na świecie. Poziom trzymali inni liderzy kadry, jak Jakub Błaszczykowski czy Łukasz Piszczek oraz bramkarze: Artur Boruc, Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny. W międzyczasie inni polscy piłkarze zaczęli robić kariery w klubach zagranicznych. Największa stała się udziałem Grzegorza Krychowiaka. We Włoszech okrzepł Kamil Glik, stając się jednym z najlepszych obrońców w tamtejszej lidze. Z kolei swoją przystań we francuskim Rennes, po wielu wcześniejszych zawirowaniach, znalazł Kamil Grosicki. W Ajaksie Amsterdam rozkwitł ogromny talent Arkadiusza Milika. Do tej elity kadry Nawałka umiejętnie włączył zawodników zagranicznych klubów, którzy nie są w nich wiodącymi postaciami oraz czołowych piłkarzy z rodzimej ekstraklasy.
Historyczne osiągnięcia
Wyjazdowi reprezentacji do Francji towarzyszyły ogromne nadzieje polskich kibiców. Zresztą nie ma się temu co dziwić. W XXI wieku fani biało-czerwonych podczas turniejów finałowych przeżywali katusze. Najpierw zawsze były wielkie plany, a potem kończyło się na przysłowiowych meczach inauguracyjnych, o wszystko i o honor.
Teraz miało być inaczej. Wyjście z grupy, po zmianach regulaminowych, było planem minimum, ale także obowiązkiem Polaków. Przecież do fazy pucharowej kwalifikowały po dwa najlepsze zespoły z każdej z grup oraz cztery z sześciu, które zajęły trzecie lokaty.
Z ekipy biało-czerwonych płynęły jasne komunikaty, że najpierw interesuje ich tylko pierwszy mecz z Irlandią Północną, potem będą myśleć o Niemcach, a następnie o Ukraińcach. Jak zapowiedzieli, tak zrobili.
Zaczęło się od zwycięstwa nad ekipą z Ulsteru. To było historyczne osiągnięcie. Pierwszy raz wygraliśmy na Euro! Oczywisty powód do dumy i chwały. Jednak nie tylko wynik cieszył, ale także gra Polaków, którzy nie na wiele pozwolili rywalom. Sukcesu nie umniejszały głosy krytyków, mówiące o tym, że to był nasz najsłabszy rywal, co potem okazało się nieprawdą. Polscy piłkarze musieli się w tym meczu podobać. Od początku natarli na rywali i narzucili im swoje warunki gry. To był właściwie jedyny mecz na Euro jako całość, w którym ani przez chwilę wynik nie był zagrożony. W każdym elemencie gry i w każdej fazie meczu biało-czerwoni byli lepsi od Irlandczyków z Północy i gdyby mieli lepszą skuteczność, to wygrana byłaby jeszcze bardziej okazała.
Remis z Niemcami był cenny z tego powodu, że dawał na 99-procent pewność wyjścia z grupy. Jednak samo spotkanie wlało trochę niepewności. Podopieczni Nawałki długimi fragmentami dali się mocno stłamsić rywalowi. Byli mocno zepchnięci do obrony. Na plus należy im zapisać, że nie dali sobie wbić gola. Na minus, że mając sytuacje bramkowe, nie potrafili ich wykorzystać. Cieszyły dłuższe momenty po przerwie, kiedy to Polacy przejmowali inicjatywę na boisku. Pokazali, że mają możliwości, by skutecznie powalczyć z mistrzami świata.
Zwycięstwo nad Ukrainą przypieczętowało historyczny awans do fazy pucharowej.
Po 30 latach i mundialu w Meksyku biało- czerwoni ponownie wyszli z grupy.
Jednak z Ukraińcami biało-czerwoni też długimi fragmentami nie grali tego, do czego są zdolni. Kilka razy dopuścili rywali pod swoją bramkę, szczególnie po atakach skrzydłami. Były fragmenty, że nasi zawodnicy jakby wyłączali się z gry na dłuższe chwile.
Bez odrobiny szaleństwa
Turniejowa drabinka w 1/8 finału skojarzyła Polaków ze Szwajcarią. To zespół o podobnych możliwościach co biało-czerwoni, ale z większym turniejowym doświadczeniem. Długo żadnej z drużyn nie udało się przejąć inicjatywy w meczu. Jednak to polska drużyna, za sprawą broni, z której słynie, a więc kontrataku, objęła prowadzenie. Niestety, po przerwie ekipa Nawałki dała się zepchnąć do obrony. Nie było nikogo, kto potrafiłby przetrzymać piłkę i spróbować wybić Helwetów z uderzenia. Biało-czerwoni nie byli w stanie wymienić kilku podań, by rywale musieli gonić za piłką. Większość ataków opierała się na indywidualnych umiejętnościach poszczególnych piłkarzy, głównie Błaszczykowskiego. Fabiański nie mógł zapobiec stracie gola po fenomenalnej przewrotce Xherdana Shaqiriego, ale w innych momentach uratował przed stratą bramki. W rzutach karnych Polacy się nie pomylili, a rywale raz i cały kraj mógł świętować awans do czołowej ósemki mistrzostw.
W walce o półfinał rywalem była Portugalia. Spotkanie rozpoczęło się jak w marzeniach. Jeszcze nie wybrzmiał pierwszy gwizdek, a Polacy cieszyli się z gola Lewandowskiego. Niestety, wtedy Polakom zabrakło odrobiny szaleństwa. Zamiast pokusić się o drugiego gola, cofnęli się i pozwolili grać rywalom, sami czyhając tylko na kontrę. Nie rzucili się na rywala, próbując go dobić. Druga bramka mocno utrudniłaby sytuację Portugalczyków. Taktyka gry z kontry się nie sprawdziła. Nie było też pomysłu na inne rozegranie. Właściwie był tylko jeden: stoperzy się rozbiegali do boków, w wolne miejsce wchodził Krychowiak i długim podaniem szukał skrzydłowych. Piłka z reguły padała łupem rywali i o zagrożeniu bramki przeciwnika można było pomarzyć. Przy stracie gola zabrakło determinacji (Grosicki nie przeszkodził Renato Sanchezowi), asekuracji (pozostali Polacy byli mocno rozproszeni) i trochę szczęścia (piłka odbiła się od Krychowiaka i unimożliwiła Fabiańskiemu skuteczną interwencję). Znowu doszło do serii jedenastek. Niestety, tym razem to Błaszczykowski się pomylił i z awansu cieszyli się rywale. Swoją drogą, to wydarzenie pokazuje, jaki futbol potrafi być niewdzięczny. Karnego zmarnował najlepszy polski gracz Euro 2016, który brał udział przy trzech z czterech akcji, które zakończyły się zdobyciem bramki.
Jednak to nie zmienia faktu, że to Polacy - zważywszy na to co Portugalczycy pokazali w środę w starciu z Walią - powinni się teraz przygotowywać się do finału Euro.
Myślami w przyszłości
O selekcjonerze Nawałce mówi się, że słynie z perfekcjonizmu. Niczego nie pozostawia przypadkowi. Można odnieść wrażenie, że okowy taktyczne stworzone przez szkoleniowca trochę zabiły w piłkarzach naszą ułańską fantazję, z której słynęliśmy kiedy odnosiliśmy sukcesy w latach 70-tych i 80-tych poprzedniego wieku. Z wszystkich meczów rozegranych podczas francuskich mistrzostw jedynie nieco szalone rajdy Grosickiego można zaliczyć do tej kategorii.
W decydujących momentach Polakom zabrakło odrobiny szaleństwa i wyzwolenia się z taktycznych okowów
O braku cierpliwości i zmianie taktyki w grze Polaków pisaliśmy powyżej. Przykładem idealnie potwierdzającym tę tezę jest Walia. Zespół mający w swym składzie wielu przeciętnych piłkarzy z jedną wielką gwiazdą Garthem Balem i dwoma dobrymi piłkarzami - Aaronem Ramseyem i Joe Allenem. Walijczycy pokazali, jak można ograć teoretycznie silniejszego rywala, jakim była Belgia. Nie załamała ich strata bramki. Nie denerwowali się, że rywale częściej byli przy piłce, tylko czekali swojej szansy. Gdy przejęli futbolówkę, to starali się kontrować, ale jak nie było możliwości przeprowadzenia szybkiego ataku, to cierpliwie rozgrywali piłkę na swojej połowie, czekając właściwej okazji, by uruchomić graczy ofensywnych. Walijczycy mieli jeszcze jeden element, który kompletnie nie zafunkcjonował w ekipie Nawałki, a mianowicie stałe fragmenty gry. W obecnym futbolu jest to element, który często decyduje o losach meczu. Polacy w ogóle nie potrafili zaskoczyć rywali dośrodkowując piłkę z rzutów rożnych lub wolnych. Kolejnym elementem, którego zabrakło w grze biało-czerwonych były strzały z dystansu. W pamięci pozostał właściwie tylko jeden, ten Krychowiaka z meczu z Irlandią Północną oddany po indywidualnej akcji. Można powiedzieć, że to była taka husarska szarża, której zabrakło w planie taktycznym Nawałki. Trochę mało jak na pięć meczów.
Z oddawaniem strzałów nierozerwalnie wiąże się statystyka zdobytych bramek. Po stronie Polaków są zaledwie 4 gole. Do najlepszych na Euro 2016 dużo nam brakuje. Francuzi strzelili ich 11, Walijczycy o jednego mniej, a Niemcy 7. Z wszystkich ćwierćfinalistów zdobyliśmy najmniej bramek.
Selekcjonerowi można zarzucić jeszcze jedno: trzymał się bardzo wąskiej grupy zawodników i bardzo rzadko stosował zmiany. Z reguły było to 13 graczy, a zmian dokonywał pod koniec meczów lub w dogrywkach. Niezrozumiałe było też wprowadzenia czterech nowych graczy w meczu z Ukrainą, a potem szybka zmiana na Błaszczykowskiego.
Wytykanie błędów nie ma nic wspólnego z przysłowiowym szukaniem dziury w całym, ale przede wszystkim z myśleniem o przyszłości. By kolejne starty w imprezach przyniosły w końcu upragnione sukcesy, na które fani czekają już ponad 30 lat.