Polacy na biegunie
23 maja 1995. Marek Kamiński i Wojciech Moskal jako pierwsi Polacy zdobywają Biegun Północny. Na południowy Kamiński idzie w tym samym roku.
Odkąd sięgam pamięcią, marzyłem o biegunach. Moja droga do nich wiodła przez wiele krajów Europy, Ameryki, Azji, w końcu zaprowadziła mnie na Spitsbergen, gdzie poznałem Wojtka Moskala. Razem postanowiliśmy przejść w poprzek Grenlandię. Miał to być trening przed Biegunem” - tak o genezie pomysłu zdobycia bieguna pisał Marek Kamiński we wspomnieniowej książce.
Po przejściu Grenlandii polscy podróżnicy rozpoczęli przygotowania do wyprawy na północ. Ambitnie wybrali najtrudniejszą drogę: z północnej Kanady po zamarzniętym Oceanie Arktycznym, w kierunku przeciwnym do Dryfu Transarktycznego, który spycha idących na północ.
Do pokonania mieli 880 km, które chcieli przejść bez wsparcia z zewnątrz, ciągnąc sanie ze 120 kilogramami ekwipunku. Wędrówkę co krok utrudniały wysokie lodowe spiętrzenia, głębokie szczeliny pokryte cienką warstwą lodu, a niekiedy obszary niezamarzniętej wody.
Wyruszyli 13 marca 1995 r. z Przylądka Columbia na Wyspie Ellesmere’a w Arktyce Kanadyjskiej. Mimo że obydwaj mieli za sobą rozmaite wyprawy i podróże (Kamiński odwiedził m.in. Amerykę Południową, Spitsbergen i Grenlandię, a Moskal zdobył Erebus na Antarktydzie i trzy razy zimował na Spitsbergenie), w praktyce okazało się, jak niewiele mają doświadczenia w tak trudnych warunkach. Najpierw musieli się nauczyć forsować wysokie nieraz na kilkanaście metrów spiętrzenia lodu, szczeliny i obszary otwartej wody. Temperatura dochodziła do minus 35 stopni, a w nocy do minus 50. Mimo specjalistycznej odzieży marzli i cały czas obawiali się odmrożeń. Zawodził sprzęt: zepsuł się namiot, połamały się kijki narciarskie, Kamińskiemu pękł but.
W tak trudnych warunkach przez pierwsze 30 dni pokonali tylko 100 km. Została im połowa racji żywnościowych i 770 km do przejścia. Co gorsza z czasem robiło się coraz cieplej (minus 30, minus 20 stopni), a to oznaczało, że muszą się spieszyć, by zdążyć przed roztopami. Plusem ocieplenia było to, że przestali się obawiać odmrożeń.
Po drodze spotkali brytyjskiego podróżnika, żołnierza SAS, Oaga MacKenziego, który samotnie podążał do bieguna ciągnąc dwoje sań. Przez jakiś czas szli razm, potem ich drogi się rozeszły. Na pożegnanie MacKenizie zostawił na śniegu napis: „FRIENDS POLES TO THE POLE”.
Im byli dalej, tym bardziej pogarszały się warunki. „Początek dobry, parę polanek, a potem znów wały, torosy [wypiętrzenia lodu], torosy, torosy. Bez końca. Katujemy. Wygląda to strasznie, co przejdziemy jedne, trochę otwartego i następne, następne. Szarpiemy się z pulkami [saniami transportowymi], ciągniemy na kolanach na leżąco, byle wyrwać i dalej” - zapisał Kamiński w dzienniku 28. dnia wyprawy.
By zmniejszyć ciężar sań, zdecydowali się wyrzucić kurtki puchowe, śpiwory, czekan i kilka drobiazgów. Być może miało to znaczenie tylko psychologiczne, ale okazało się skuteczne - tego dnia udało im się zrobić aż 10,3 km. To rekord. Zwykle pokonywali dziennie zaledwie 5-7 km.
Gdy ogarniało ich coraz większe zwątpienie, krajobraz niespodziewanie złagodniał. Powierzchnia lodu stała się gładka aż po horyzont. Torosy sterczały tylko gdzieniegdzie. Raźno ruszyli więc naprzód. Pobili kolejny rekord trasy - 12,4 km.
Kryzys minął. Na 88. stopniu szerokości geograficznej północnej, na dwa tygodnie przed wyczerpaniem się żywności. Podróżnicy postanowili wtedy iść każdego dnia dwie godziny dłużej. Dzięki temu i lepszym warunkom, pokonywali dziennie ponad 20 km. Jednak dryf lodu, codziennie (a w zasadzie co noc) oddalał ich nieco od bieguna (czasem kilkaset metrów, a czasem kilka kilometrów). Za dnia musieli to wszystko nadrabiać.
Do bieguna dotarli wreszcie po 71 dniach podróży. Tak opisał to Kamiński: „Dochodzimy coraz bliżej. Idę na wiatr, już blisko. Wojtek idzie z GPS z tyłu i bada na bieżąco pozycję. Już jesteśmy blisko: 1 kilometr, 800 metrów, 700 metrów, 500. Chodzimy w kółko, szukamy bieguna. W końcu o drugiej w nocy we wtorek 23 maja dochodzimy do tego miejsca...”.
W tym samym roku, 27 grudnia, Kamiński zdobył, tym razem samotnie, biegun południowy. Jest pierwszym w historii człowiekiem, który ma na koncie taki wyczyn.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie? - odcinek 2
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto