Polacy mają już dość ograniczeń. Ponad 55 proc. rodaków chce, aby po 18 stycznia rząd nie przedłużał lockdownu
55,8 proc. Polaków nie chce, aby po 18 stycznia rząd przedłużał lockdown. Przeciwnego zdania jest 30,9 proc. naszych rodaków. Tak wynika z ogólnopolskiego sondażu przeprowadzonego przez firmy badawcze UCE Research i Syno Poland.
55,8 proc. Polaków nie chce, aby po 18 stycznia rząd przedłużał lockdown. Przeciwnego zdania jest 30,9 proc. naszych rodaków. Tak wynika z sondażu przeprowadzonego przez firmy badawcze UCE Research i Syno Poland.
Zdaniem analityków finansowych takie nastawienie pokazuje, że coraz więcej osób odczuwa problemy wynikające z zamknięcia gospodarki. Na początku pandemii i ograniczeń byli to głównie pracownicy prywatnych firm, bo zostali wysłani na postojowe albo obcięto im wynagrodzenia. Później do nich dołączyli właściciele firm, którym odgórnie zamknięto sklepy czy lokale, w których prowadzili działalność.
Jednak mniejsze podatki i wynagrodzenia w prywatnych firmach to także mniejsze wpływy do samorządów. Tylko w Przemyślu w tym roku, z powodu Covid-19, do kasy miejskiej wpłynie o 2 mln złotych mniej. Ograniczenia prędzej czy później dotkną osób, które żyją z podatków, np. dość pokaźnej liczby urzędników różnych instytucji.
- Gdyby w sondażu odpowiadali tylko przedsiębiorcy, to przewaga poglądów za nieprzedłużaniem ograniczeń byłaby większa – komentuje prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów.
- Najgorzej mają firmy, które niemal wszystkie swoje moce postawiły na jeden, bardzo wąski kanał sprzedaży, np. poprzez stacjonarne sklepy w galeriach handlowych. Wielu z nich kolejny raz nie można otworzyć, to jest dramat. Lepiej wyszli ci, którzy mieli wentyl bezpieczeństwa w postaci sklepów także poza galerią. W normalnym okresie było to bardziej kosztowne, ale dzisiaj widać, że o wiele lepsze rozwiązania. Już nie mówię o tych, którzy zaniedbali sprzedaż internetową. Ci handlowcy dzisiaj po prostu płaczą — mówi przemyski przedsiębiorca.
CZYTAJ TEŻ: Lockdown w Polsce do kwietnia? Obostrzenia po 18 stycznia. Rząd zapowiada długie obostrzenia
Okazuje się jednak, że część przedsiębiorców, nawet tych drobnych, dość szybko przestawiła się na nowe warunki, a nawet je polubiła.
- Na wiosnę było tragicznie. Z dnia na dzień zamknięto nasze zakłady. Po zluzowaniu przeszliśmy na rezerwacje telefoniczne. Co 20 minut, czy pół godziny jeden klient w zakładzie — mówi fryzjer męski z Przemyśla. Twierdzi, że szybko przekonał się, że jest to wygodniejsze dla niego i dla klientów, także tych najstarszych.
- Nawet gdy zniesione zostaną wszystkie ograniczenia, to nie wrócę do poprzedniej formy działalności, gdy strzygłem jednego klienta, a obok kilku czekało w kolejce — twierdzi fryzjer.
Wiele firm wykorzystuje spowolnienie do prac, które pomogą im w przyszłości. Jedna z największych w Polsce sieci drogerii, po zainstalowaniu kas samoobsługowych, sięga po jeszcze nowocześniejsze technologie. Klient po wybraniu towaru skanuje kod kreskowy i płaci od razu smartfonem. Z rozwiązania można korzystać już też w naszym regionie.
Liczby również pokazują, że nie wszyscy tracą na lockdownie. Firma doradcza Deloitte podaje, że od stycznia do października 2020 r. globalny rynek fuzji i przejęć zanotował rekordową wartość transakcji równą 2,2 bln dolarów. Z badań Deloitte wynika, że 54 proc. dyrektorów finansowych w Europie spodziewa się w ciągu roku wzrostu zysków.