W Rosji odbyła się doroczna Parada Zwycięstwa, która jest uczczeniem zwycięstwa Rosji nad III Rzeszą. W tym roku miała ona jednak mniejszy rozmach.
W tym roku przez plac Czerwony i moskiewskie ulice przejechały m.in. czołgi T-14 i gąsienicowe wozy bojowe Kurganiec-25, a nad głowami Rosjan przeleciały także myśliwce Su-24 czy –_po raz pierwszy – wielozadaniowe myśliwce Su-35. Na defiladzie można też było podziwiać system Ratnik – mundury nowej generacji. Jak podaje „The Times”, w paradzie upamiętniającej 71. rocznicę zakończenia wojny wzięło udział 10 tys. żołnierzy, 130 opancerzonych pojazdów oraz 71 samolotów.
Na placu Czerwonym przemówił także prezydent Władimir Putin, który mówił, że rocznice zakończenia II wojny światowej są symbolem „rosyjskiej jedności” oraz zaakcentował, że do pokoju przyczynił się właśnie Związek Radziecki. Przywódca mówił też o walce z terroryzmem oraz o rosyjskich planach stworzenia „pozablokowego systemu międzynarodowego bezpieczeństwa”, czym zaznaczył opozycję Kremla wobec NATO. – Pokój nie jest wieczny. Musimy być czujni – apelował prezydent.
Parada Zwycięstwa odbywa się 9 maja, dzień później niż rocznica zakończenia II wojny światowej (w Rosji zwanej wielką wojną ojczyźnianą) obchodzona na Zachodzie. Według moskiewskiego czasu nazistowskie Niemcy podpisały akt kapitulacji w 1945 r. właśnie tego dnia.
Coroczna Defilada Zwycięstwa jest pokazem potęgi militarnej Rosji
Jednak tegoroczną zorganizowano z mniejszym rozmachem. W zeszłym roku Władimir Putin zaprosił 68 zagranicznych liderów, jednak z powodu wojny na wschodniej Ukrainie oraz aneksji Krymu w Moskwie pojawiła się ich tylko garstka – przypomina „International Business Times”. W tym roku rosyjski przywódca nie zaprosił więc żadnych honorowych gości. – W paradzie wezmą udział zagraniczni goście, ale prezydent nie wysłał żadnych specjalnych zaproszeń – mówił współpracownik Putina Jurij Uszakow.
W tym roku Defilada Zwycięstwa też odbywa się w cieniu konfliktu z Zachodem. W kwietniu dwa rosyjskie myśliwce kilkanaście razy przeleciały bowiem w bardzo bliskiej odległości od amerykańskiego niszczyciela na Bałtyku USS „Donald Cook”. Dowódca statku nazwał incydent „symulowanym atakiem”.