Podróż poślubna dookoła obu Ameryk
Suwalczanka spędza na oceanie... miodowy rok. - Na środku Atlantyku przeżyliśmy pierwszy sztorm - opowiada Joanna Widzińska. - Wiatr kładł nasz statek na bok...
Na szczęście udało się pokonać żywioł. A kilka tygodni temu razem z nowo poślubionym mężem pokonała Kanał Panamski i jezioro Gutan, w którego zatokach mieszkają aligatory. - Teraz jesteśmy w Kolumbii - informuje Joanna. - Po krótkim locie z szalonym pilotem, który chyba myślał, że wiezie pocztę a nie ludzi, szczęśliwie stanęliśmy na ziemi.
Ślub i w drogę...
Joanna jest suwalczanką, ma 25 lat. Uczyła się w szkole muzycznej, gdzie grała na fortepianie, a później w I Liceum Ogólnokształcącym w Suwałkach. Bez problemu dostała się na Politechnikę Warszawską, na wydział elektryczny. Jest specjalistką od automatyki zabezpieczeniowej. Na uczelni poznała Macieja. Oboje uwielbiają podróże.
- Moją pasją są także muzyka, studiowanie języków, poznawanie nowych kultur i gotowanie - wylicza.
Ponad rok temu - podczas jednego ze wspólnych Joanny i Macieja wyjazdów z programem Erasmus do Hiszpanii - zrodził się pomysł, by na pół roku pojechać do Stanów Zjednoczonych.
- Miała to być wyprawa autostopowa - opowiada suwalczanka. - Zaczęliśmy planować trasę i okazało się, że wyjazd do USA pomału zamienia się w naszych głowach na wyprawę do dzikiej i tropikalnej Ameryki Południowej, na stepy Patagonii i nieprzebytej dżungli Amazońskiej... .
Gdy rozważali plusy i minusy obu wypraw - do Ameryki Północnej i Południowej - zaczęli zadawać sobie pytanie: a dlaczego by obu tych podróży nie połączyć w jedną? Dlaczego by nie pojechać na cały rok? Pozostała kwestia terminu. Tak się złożyło, że mieli już zaplanowany na wrzesień ślub, więc okazja wydawała się znakomita... Podróż poślubna wokół obu Ameryk. Teraz pozostało już tylko szybko obronić prace magisterskie, zacząć przygotowania do wyprawy, no i stanąć na ślubnym kobiercu! - Uświadomiliśmy sobie wtedy, że planujemy nasz rok miodowy - śmieje się Joanna. - Idealny czas na taką wyprawę, po studiach, bez zobowiązań.
Wiatr kładł statek na boku
W podróż wyruszyli w połowie listopada 2016 roku. Samolotem polecieli do Hiszpanii, na Gran Canarię, a stamtąd na pokładzie jachtu pokonali 900 mil morskich i dotarli do Wyspy Zielonego Przylądka.
- Samo żeglowanie nie było dla nas nowością - mówi Widzińska. - Wielokrotnie pływaliśmy na jeziorze Wigry, a nawet Morzu Śródziemnym. Ale czuliśmy powiew przygody. Musieliśmy pokonać bowiem Atlantyk.
Nie byli sami. Jacht prowadził kapitan z Korei Południowej, człowiek - jak mówią - o wielkim sercu i ogromnym doświadczeniu. Podczas sprzyjającej pogody życie na wodzie płynęło leniwie. Załoganci musieli jedynie kontrolować pracę żagli i nieznacznie zmieniać kurs. Resztę czasu grali w szachy, karty, śpiewali i grali na gitarze.
Pierwsze chwile grozy przeżyli w połowie Atlantyku, gdy dopadł ich sztorm. Nagły podmuch wiatru zaczął kłaść statek na boku. Na szczęście, udało się zapanować nad żywiołem. Przed świętami Bożego Narodzenia dotarli do Barbados. - Byliśmy w stolicy wyspy, gdzie każda palma i każda sztuczna choinka ozdobiona była ręcznie robionymi bombkami z plastikowych butelek, a na każdym większym placu stała świąteczna szopka - opowiada suwalczanka.
Święta pędzili na porośniętej dziką roślinnością Saint Lucii. Weszli na czynny wulkan, zwiedzili ponad 300-letni fort i zażywali błotnych kąpieli.
Co dalej, los pokaże
Nowy rok Widzińscy powitali na jachcie, na środku Morza Karaibskiego. Toast wznieśli butelką szampana, z której połowa wylała się do morza. Bo taka była fala. Noworoczne życzenia złożyli sobie pod niebem pełnym gwiazd. Było bardzo romantycznie.
Dalej mieli płynąć do Brazylii, ale los rzucił ich do Panamy. - Ze względu na sztorm musieliśmy zmodyfikować swoje plany - mówi Joanna.
Na ląd dotarli na początku stycznia. Tam, podczas wędrówek, w jednej z wiosek vis a vis dżungli znaleźli dom o polskich korzeniach. Okazało się, że Maja, z pochodzenia Polka, 45 lat temu wyszła za Panamczyka i osiedliła się w Ameryce Południowej.
- Na ścianie jej domu wisi drewniany talerz z napisem ‚Zakopane”- wspomina ze śmiechem Joanna. - Rozmawialiśmy w trzech językach, także polskim.
W połowie stycznia suwalskie małżeństwo pokonało Kanał Panamski. Pierwszego dnia przeprawy musieli przepłynąć przez trzy ogromne śluzy. A po ich przekroczeniu wypłynęli na jezioro Gatun, w którego zatokach zamieszkują aligatory. Mimo to... wskakiwali do wody, by się wykąpać. Na początku lutego dotarli do Kolumbii. Co dalej, czy pójdą na południe kraju? - Wciąż bijemy się z myślami - informuje Asia.
Nie znana jest też dalsza, szczegółowa trasa. Pewne jest tylko to, że do kraju Widzińscy wrócą, gdy opłyną obie Ameryki. Przypuszczalnie pod koniec tego roku.