Po(d)gląd na świat. Duch świąt
Dwóch obcych sobie facetów siedzi w barze, popijając burbona. Nagle jeden pyta drugiego: Czy wierzy pan w ducha świąt? To tylko jeden z setek analogicznych cytatów dotyczących tajemniczego „ducha świąt”, jakie przewinęły się przez telewizyjne ekrany podczas Bożego Narodzenia.
Jak co roku program zdominowały emitowane przez niemal wszystkie stacje amerykańskie filmy opowiadające o wspomnianym „duchu” albo też o „magii świąt”, wypaczające wizję Bożego Narodzenia, do jakiej przyzwyczaiła nas polska, rodzima tradycja.
Faktem jest, że w oryginale o owych świętach mówi się „Christmas”, jednak w polskim tłumaczeniu pada z reguły właśnie tajemnicze, ogólnikowe określenie „święta”, co całkowicie odziera owe „święta” z ich, było nie było, religijnego charakteru. Ale i mimo używania pojęcia „Christmas” akcja wspomnianych filmów jest owego charakteru pozbawiona, czemu trudno się dziwić, zważywszy na dominującą w Hollywood postępowość.
Święta w wersji hollywoodzkiej to choinki, prezenty, kolorowe lampki. Na szczęście jeszcze są kolędy oraz, jako jedyna wartość duchowa, spotkania rodzinne, chociaż nadmierne przesłodzenie i nachalność w lansowaniu tego aspektu wywołuje we mnie opór, objawiający się w sarkastycznym (filmowym) skojarzeniu: w końcu senator Lipski, kumpel i wróg Siary, został warunkowo wypuszczony z więzienia właśnie ze względu na „rodzinny charakter świąt”. Notabene wpływ owej hollywoodzkiej wizji widać już także w polskich produkcjach, choćby w kopiujących owe wzorce „Listach do M.”, takoż emitowanych w ostatnich dniach.
Zagrożenie niesione przez owe (z reguły, przyznajmy, bardzo sympatyczne) filmy dostrzegam nie tylko w eliminowaniu z naszej przestrzeni kulturowej aspektu religijnego, ale i w zubażaniu rodzimej tradycji. Bo u nas, zupełnie inaczej niż w Ameryce, gwiazdkowych prezentów nie dostarcza święty Mikołaj (on pracuje 6 grudnia!). U nas tym procederem zajmuje się Aniołek, Dzieciątko, ewentualnie Gwiazdor, o czym - niestety - coraz częściej zdajemy się zapominać.
Dlatego, ze wszystkich przywołanych wyżej powodów, moim ulubionym świątecznym filmem pozostaje niezwykle realistyczna komedia „W krzywym zwierciadle. Witaj, Święty Mikołaju”, opowiadająca o pandemonium, jakie święta wywołują w życiu rodziny Griswoldów…