Podejrzliwość bierze górę nad zaufaniem do wyborów. Komentarz Dziennika Łódzkiego
Od początku prac nad zmianą prawa wyborczego przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński ostro krytykował posunięcia rządzącej większości. Uwypuklał m.in. upartyjnienie instytucji odpowiedzialnych za organizację i przeprowadzenie wyborów.
W tym kontekście wskazywał na sposób wyłaniania szefa Krajowego Biura Wyborczego i komisarzy wyborczych. W procesie tym ostatnie słowo zawsze należy do ministra spraw wewnętrznych i administracji. Nie tylko daje on PKW listę kandydatów (nie muszą to już być sędziowie, ale wystarczy wykształcenie prawnicze i bezpartyjność pretendenta), z których ma ona wybrać dyrektora biura. Gdyby PKW zgłoszonych odrzuciła, to polityk sam obsadzi wyborcze stanowiska.
Hermeliński mówił, że PKW staje się „kwiatkiem do rządowego kożucha”, a Krajowe Biuro Wyborcze - agendą rządową. Generalnie wyśmiał całość szykowanych zmian, gdy powiedział, że „przepisy układał mały Kazio” - „osoby, które w ogóle nie mają pojęcia, jak w praktyce wyglądają wybory, jak w praktyce wygląda praca w PKW”. Ale jednocześnie zadeklarował, że komisja podejmie próbę wprowadzenia nowych przepisów w życie i przygotowania wyborów, a te samorządowe tuż-tuż, bo jesienią. Krok pierwszy wykonano. Powołano Magdalenę Pietrzak (skierniewiczankę) na szefową KBW. Mimo że jeszcze dwa dni przed decyzją Hermeliński utyskiwał, że jej kandydatura, jak dwie pozostałe, są stricte polityczne: - (...) są to kandydaci partyjni - mówił. Ubolewał, że komisja nie miała swobody wyboru, a „skoro jej nie mamy, to wybieramy spośród tych osób, które nam przedstawiono”.
Trudno było oczekiwać, że w drugim kroku wyłaniania szefa KBW minister Brudziński zgłosi kandydatów niezwiązanych z PiS, więc PKW zrobiła szpagat...
Czyli spełniło się - PKW jest kwiatkiem do kożucha Brudzińskiego. „Uznaliśmy, że z tej trójki [kandydatów na szefa KBW - red.] pani Pietrzak najbardziej spełnia nasze merytoryczne oczekiwania”. Nie można pominąć faktów, że była sekretarzem powiatu łowickiego za rządów starosty z PiS, sekretarzem Zduńskiej Woli, gdy miastem współrządziło PiS, wiceszefową Departamentu Spraw Parlamentarnych Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, który nadzoruje Grzegorz Schreiber, poseł PiS z okręgu sieradzkiego. No tak, ale trudno byłoby oczekiwać, że w drugim kroku wyłaniania szefa KBW minister Joachim Brudziński zgłosi kandydatów niezwiązanych z PiS partyjną liną lub choćby nitką. PKW zrobiła więc szpagat. Może więc w ten sposób przechytrzyła lisa PiS, stawiając na Pietrzak? A może przestraszyła się, że z każdym kolejnym etapem procedury będzie jeszcze gorzej? A może wprowadzone zmiany w prawie wyborczym, przynajmniej w tej części, wcale nie są tak złe, jak je przewodniczący komisji malował? Może urzędnicy wyborczy z partyjnego nadania wcale nie będą ulegli wobec mocodawców - na co wskazywał. I będą sprawniejsi od sędziów, którym czasami liczenie głosów szło jak po grudzie.
Pewne jest jedno - PKW rzuciła się w nurt politycznej rzeki. Brak konsekwencji - z jednej strony podważanie sensowności wprowadzonych zmian, przypisywanie ich twórcom najgorszych zamiarów, a z drugiej strony uczestnictwo w ich realizacji - nie sprzyja zwiększeniu przejrzystości procesu wyborczego. Podejrzliwość zastępuje zaufanie. Jak w takich warunkach głosować, czy to ma sens?