Podejrzane nocne stuki. Felieton Tadeusza Płatka
Gdyby to się stało dwa miesiące temu, w czasie wielkich wichur, pewnie nie zwróciłbym uwagi. Wiele niepokojących stuków i trzasków wtedy było.
Każda noc przynosiła dźwięki niespodziewane, odgłosy nieznanego pochodzenia. Już nawet nagie podmuchy wiatru wzmagały się w basowe rozedrganie. Wiedziałem że każdy dom, nawet nowy, pełen jest wystających elementów - rynien, tralek, poręczy - i wszystkie te obiekty mogą zmienić się na wietrze w gigantyczną, 32-stopową piszczałkę organową.
Dach goły pod naporem też się ugina, pojawia się nieracjonalne pytanie, czy aby nie odleci. Pojawia się zwłaszcza w głowie kogoś, kto wychowywał się na Czarnoksiężniku z Krainy Oz.
Zawsze lubiłem ataki przyrody - nawalne deszcze, grad, śnieżyce. Czułem się w swoim ciepłym łóżku jak w bezpiecznym kokonie, odcięty.
Ale gdzieś z tyłu głowy majaczyła obawa, że nie tylko cała więźba i poszycie poleci, ale cały dom zacznie wirować, uniosę się w nim jak Dorotka (co byłoby ekscytujące) ale w końcu gdzieś spadnę, z całą kupą gruzu, w nieznanym miejscu.
Okropna ta bajka o Ozie prześladowała mnie w wietrzne noce, tym bardziej że wiele znaków zapowiadało cos złego. Dwukrotnie, leżąc na boku obserwowałem ognistą kulę nad Mydlnikami (później okazało się, że to zwarcie słupa wysokiego napięcia). Trzykrotnie musiałem zbiegać ubrany w nic na lodowaty taras, by zabezpieczyć odrywające się z ziemi ogrodowe krzesła i stolik, mimo że posłuszny alertom RCB ustawiłem je w osłoniętym rogu tarasu.
Nawet mi się to podobało.
Żywioły, od których jesteśmy na co dzień odcięci, przypominają, jak niewiele dzieli nas od katastrofy, śmierci z wychłodzenia, letalnych urazów.
Wichury zimowe się skończyły, a jednak znów coś zaczęło się odzywać.
Niepokojące stuki.
Zrazu nie byłem pewny, czy rzeczywiście coś słyszę, czy to tylko moja głowa na granicy snu podpowiada majaki.
Po chwili jednak znów to samo.
Lampka jedynie ciepła była moim łóżkiem, dając złudne poczucie bezpieczeństwa nad grubą książką (książki, nie wiedzieć czemu, zawsze dawały mi poczucie bezpieczeństwa). Oczekiwałem w napięciu na kolejny dźwięk, jak w „Kruku” Edgara Allana Poe. „Chyląc głowę nad foliałem, niespodzianie usłyszałem Chrobot, jakby ktoś nieśmiałym palcem skrobał znak na drzwiach. Gość, mruknąłem, tym sygnałem daje znać, że stanie w drzwiach: Skąd ten zimny pot i strach?”
Opuściłem łóżko ubrany w niepewność. Po wielu zamrożonych minutach wyczekiwania okazało się, że to kabel zwisający z elewacji.
Czy ci, którzy teraz śpią w piwnicach, mają swoje małe lampki i książki?