119 wyciętych drzew i półtoramilionowa kara, a prezydent Robert Biedroń czeka na decyzję sądu. Bulwersująca sprawa jest przeciągana, choć skutki dla miasta mogą być kosztowne.
Jak to się stało, że z dwóch działek na terenie gminy Słupsk, ale należących do słupskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, zniknął las? Odpowiedzi nie szuka nikt ze słupskich władz. Pewnie gdyby nie mapy Google, na których są zdjęcia lasu, a obecnie drzew tam nie ma, sprawa by nigdy nie nabrała takiego rozgłosu i nie musiała czekać na sądowy werdykt.
Ten już zapadł, ale nie do końca. Słupskie PGK, któremu urzędnicy z gminy Słupsk naliczyli za wycięcie drzew najpierw karę półtora miliona złotych, potem niższą, bo w międzyczasie zmieniły się przepisy, odwołuje się. Najpierw od decyzji wójt Barbary Dykier do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Słupsku, a po porażce - do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie. A NSA działa tak, jak działał za PO, tak więc skarga złożona 1 lipca ubiegłego roku, wciąż nie ma ustalonego terminu rozpoznania. - Trochę tego nie rozumiem, po co ta sprawa znalazła się aż w NSA. Fakt wycinki jest bezsporny. Kary są zgodne z prawem. Nawet chciałam PGK pójść na rękę, proponując spłatę w ratach, bo wiem, że tak duża kwota może być problemem w budżecie rocznym. Nie byli zainteresowani. Tak jakby chodziło tylko o grę na zwłokę - ocenia Barbara Dykier. A cały czas dochodzą odsetki.
To był las czy tylko samosiejki?
Niewielki teren w pobliżu wysypiska miała oczyścić z samosiejek wynajęta przez PGK zewnętrzna firma wiosną 2015 roku.
- Zleciliśmy jej wykonanie prac polegających na usunięciu samosiewu mieszanego i uporządkowania tego terenu - informował nas dwa lata temu Mateusz Bilski, rzecznik PGK. - Wykonawca w umowie oświadczył, że posiada wiedzę, doświadczenie, możliwości, a także że zna uwarunkowania prawne związane z przedmiotem zamówienia. Nie zgadzamy się ze stwierdzeniem gminy, że część z tych drzew miała powyżej dziesięciu lat. Dlatego też odwołaliśmy się od decyzji nakładającej na nas karę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Nie będziemy komentować całej sprawy do momentu jej rozstrzygnięcia przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze.
Ale po co ruszano ten las? „Celem wycinki drzew było zaś przywrócenie pierwotnego przeznaczenia gruntu, tj. rolni
czego wykorzystania tych terenów” - odpisał teraz Jan Gurgun, obecny prezes zarządu PGK. Takie tłumaczenie też dziwi panią wójt. Zresztą trudno wyobrazić sobie pracowników PGK siejących tam zboże, tuż obok wysypiska, które trzeba i tak rozbudować. Po wycince na sygnały mieszkańców zareagowali urzędnicy gminy. Okazało się, że wycięto również drzewa, które rosły od dziesięciu lat. Oznacza to, że na ich usunięcie potrzebna była zgoda. W efekcie gmina wszczęła postępowanie administracyjne.
- Które zakończyło się decyzją o naliczeniu kar dla PGK - przyznał wtedy wicewójt Bernard Rybak. - W sumie półtora miliona złotych. W korespondencji, którą wymienialiśmy z przedsiębiorstwem, prosiliśmy, aby pozostawionych tam pni nie usuwać. W końcu to materiał dowodowy. Wskazywaliśmy, że wycięto drzewa o danej średnicy oraz że rosły przeszło dekadę. Właśnie się dowiedzieliśmy, że teren został zaorany. Znów przeprowadzamy tam wizję lokalną. Urzędnicy z gminy nie rozumieją, jak mogło dojść do wycinki dużych drzew. Wskazują, że ścięto sosny, wierzby i brzozy, których obwód pnia wynosił od 34 do ponad 80 centymetrów. To jasno wskazuje, że drzewa mają więcej niż dziesięć lat. W sumie wycięto ich dużo więcej, ale zgodnie z przepisami kary dotyczą tylko drzewostanu starszego niż dekada. Doszło do oględzin i dokładnego spisania drzew oraz mierzenia pni. Wyszło, że 119 drzew miało obwody świadczące, że są drzewami ponad 10- -letnimi. Sporządzono również dokumentację fotograficzną. Na jednej z działek pozostawiono kłody, na drugiej złożono je obok na drodze - co opisali urzędnicy z gminy, oddelegowani do spisania protokołu.
Reakcji słupskich władz nie było
Oględzin dokonano już 1 czerwca 2015 roku. Miesiąc później o sprawę prezydenta Słupska zapytał Antoni Górecki, wtedy sekretarz stowarzyszenia Nasz Słupsk. Jak zaznacza, odpowiedzi nie otrzymał, a że czuje się ekologiem, temat skandalu z wycięciem drzew przez miejską spółkę drążył. Po paru miesiącach władze Słupska musiały przyznać, że powstał półtoramilionowy problem. Jednak konsekwencji wobec winnych nie wyciągnięto. A prezes PGK sam zmienił pracę rok później. Doszło do konkursu i wyboru nowego prezesa. Sprawa wycinki spadła potem na jego barki. Dzisiaj Robert Biedroń tak tłumaczy się, że nie wyciągnął konsekwencji w sprawie wycinki wobec swoich podwładnych: - Sprawa nie jest prawomocnie zakończona, czeka na ostateczny sądowy werdykt. W tej sytuacji i ja czekam. Jeśli już będzie ustalone prawomocnie, kto jest winny wycinki, na pewno skorzystam z moich uprawnień prezydenta i wyciągnę konsekwencje służbowe - powiedział na konferencji.
Dwa postępowania w jednej sprawie Sprawę wycinki skomplikowali też sami urzędnicy z gminy Słupsk. Najpierw wydali decyzję o półtoramilionowej karze, sprawa zaczęła się toczyć, SKO wydało werdykt i teraz czeka na rozstrzygnięcie w NSA. W międzyczasie jednak gmina wydała drugą decyzję, dotyczącą tej samej sprawy, tych samych drzew, na tych samych dwóch działkach. - Zmieniły się przepisy i zmniejszyły kary, więc dostosowaliśmy je do nowego prawa, w sumie kara więc była mniejsza - tłumaczy wójt Barbara Dykier. Stąd w tej drugiej decyzji sprawa utknęła w SKO, które czeka na NSA w pierwszej sprawie. Skomplikowane, prawda? Ale nie zmienia meritum. Prawdopodobnie PGK będzie musiało zapłacić, i to z odsetkami. Tylko nie wiadomo kiedy. PGK rok do roku kończy z zyskiem. Około półtora miliona w postaci dywidendy trafiło do właściciela spółki, czyli miasta Słupsk w roku wycinki drzew. Do sprawy wrócimy po decyzji Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Tymczasem w słupskim urzędzie też karzą
Co roku do słupskiego urzędu wpływało około 250 spraw w sprawie wycinki drzew. W około 50 przypadkach urzędnicy odmawiali. Po zmianie prawa, tzw. ustawy Szyszki, pamiętać trzeba, że nadal za nielegalną wycinkę drzew są niemałe kary administracyjne. Jest specjalny wzór, za drzewo o obwodzie 150 cm kara wynosi 150 tys. zł. Droga do takiej kary jest jednak daleka, gdyż trzeba ustalić sprawcę. Urząd sam prowadzi kilka takich spraw.