Po ulicy Gdańskiej bydgoszczanie chodzą jak zombie
230 wniosków o pomoc od przedsiębiorców przyjęła Administracja Domów Miejskich w Bydgoszczy. Sytuacja biznesu na głównych ulicach miasta jest krytyczna. Część kupców może nie przetrwać najbliższych miesięcy.
- Złożyłam wniosek o umorzenie kosztów najmu. Nie o całkowite zniesienie opłat, ale o połowę kosztów. Otrzymałam pismo z odmową i informację, że mogę wysłać kolejne pismo, by starać się o odroczenie opłat na kilka miesięcy – ale ostatecznie i tak będę musiała zapłacić - mówi Małgorzata Frydrychowicz, właścicielka sklepu "Pelikan" przy ul. Gdańskiej.
Właścicielka „Pelikana” co miesiąc odprowadza do kasy miasta 5 tys. zł za czynsz, do tego dochodzą koszty eksploatacyjne, media i wynagrodzenia pracowników. - Utrzymuję 3,5 etatu. Mieliśmy otwarte, ale klienci zakupów teraz nie robią. Chcę utrzymać zatrudnienie, skorzystałam z tarczy, mam ulgi w składkach ZUS, otrzymałam pożyczkę na 5 tys. zł deklarując brak zwolnień, ale jest ciężko.
O wsparcie zwróciła się też Ewa Pankiewicz, prowadząca galerię Polskiego Związku Artystów Plastyków przy zbiegu ul. Gdańskiej i Pomorskiej. - Otworzyliśmy galerię, ale ruch jest znikomy. Tego typu przedsięwzięcia nigdy nie były dochodowe, ale teraz sytuacja jest krytyczna. Gdy takie miejsca jak nasze upadną, nikt nie stworzy w tym miejscu podobnych. Kraków czy Wrocław poszły na rękę najemcom miejskich lokali, u nas jest z tym problem - mówi Ewa Pankiewicz.
230 próśb o pomoc
„Bydgoski pakiet pomocy dla przedsiębiorców zakłada m. in. pomoc najemcom gminnych lokali użytkowych w formie odroczenia terminu płatności do 30 czerwca lub rozłożeniu należności na raty z terminem płatności do 10 stycznia 2021 r. Dotychczas wpłynęło ponad 230 wniosków - informuje Magdalena Marszałek, rzecznik ADM. - PZAP jest organizacją non–profit i pomoc w ramach pakietu nie mogła być udzielona. Zakładano stworzenie oddzielnego programu dla takich organizacji, ale z uwagi na małą liczbę takich przypadków, najprawdopodobniej będą one rozpatrywane indywidualnie. Większość organizacji non-profit korzysta z lokali gminnych na preferencyjnych warunkach, w ramach umów użyczenia.
U „prywaciarzy” też ciężko
Hanna Przybytkowska, właścicielka sklepu odzieżowego przy ul. Gdańskiej wywiesiła w witrynie plakat wzywający do strajku. - Pomocy się nie doczekałam, żeby załatwić sprawę składek w ZUS trzeba wypełniać 20 stron formularzy. Rząd zamknął ludzi w domach, dopóki nie wyjdą na ulice, biznesy będą padać.
Próbowała negocjować wysokość czynszu z prywatnym właścicielem. - Mówił, że z tego żyje i nie może obniżyć czynszu. A ja od miesiąca nie mam wpływów. Powiedziałam, że nie będę w stanie płacić czynszu i zostanę zmuszona do wypowiedzenia umowy. Wtedy udało się coś wynegocjować. Nie używam w sklepie prądu, nie ogrzewam. Ludzie po Gdańskiej chodzą jak zombie. Gdy potrwa to jeszcze chwilę, sklepy będą padać.