We wrześniu prezydent przedstawi swoje projekty dwóch ustaw nt. sądownictwa. Czy uda mu się pogodzić ogień PiS z wodą z Pałacu? Zobaczymy
W trzeci rok prezydentury Andrzej Duda wkroczył jako polityk, który powiedział po raz pierwszy „nie” Jarosławowi Kaczyńskiemu, najsilniejszemu dziś politykowi w Polsce. Gdyby nie dwa prezydenckie weta do ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, do prezydenta Andrzeja Dudy zapewne na dłużej przylgnęłoby imię uległego wobec prezesa „Adriana”. Zarówno dla partii rządzącej, jak i opozycji lipcowe weta były ogromnym zaskoczeniem.
Nie-zależny prezydent
Jednak trudno oceniać dwuletnią prezydenturę na podstawie tych zaskakujących, lecz niemających jeszcze finału, wydarzeń. Pamiętać trzeba, że w grudniu 2016 r. prezydent bez zwłoki, w nocy, podpisał ustawy o Trybunale Konstytucyjnym oraz mianował - także w nocy - nowych sędziów TK kojarzonych z PiS.
Prof. Roman Bäcker, politolog UMK, podkreśla, że dziś za wcześnie, by mówić o niezależnej od PiS głowie państwa: - Andrzej Duda nie miał żadnego zaplecza politycznego, gdy obejmował dwa lata temu to stanowisko. Wszyscy najważniejsi urzędnicy Kancelarii Prezydenta byli ściśle związani z prezesem PiS, a nie z prezydentem. W tej chwili widać wyraźnie, że przynajmniej kilku z nich zaczyna pracować na konto prezydenta, a w mniejszym stopniu na rzecz prezesa. Na razie nie jest to zbyt wielkie i silne zaplecze, by Duda mógł prowadzić samodzielną politykę i uniezależnić się od Jarosława Kaczyńskiego.
- Nikt w Polsce dzisiaj nie powie, że prezydent Andrzej Duda nie jest znaczącą figurą polityczną na naszej scenie politycznej. Dlatego, że ta prezydentura zrywa z przekleństwem żyrandola - przekonywał z okazji rocznicy Krzysztof Szczerski, szef gabinetu prezydenta.
Prof. Bäcker podkreśla, że Krzysztof Szczerski, prowadzący sprawy zagraniczne w Kancelarii Prezydenta, ma inną ich wizję niż szef MSZ Witold Waszczykowski. O ile ten ostatni raczej popełnia gafy i zraża do siebie dyplomatów z innych krajów, to zupełnie odmiennie postępuje Szczerski. Wyraźnie widoczne to było w przypadku choćby ostatniej rozmowy prezydentów Francji i Polski.
Bez wątpienia należy oddać prezydentowi Dudzie, że jest aktywniejszy od Bronisława Komorowskiego. Jego sukcesem dyplomatycznym jest wizyta Donalda Trumpa, prezydenta USA w Warszawie, oraz sfinalizowanie obecności amerykańskich żołnierzy w Polsce. Ale są też porażki. Do najważniejszych kompetencji prezydenta należy nadzór nad armią i polityką zagraniczną. Tymczasem od wielu miesięcy ciągnie się kompetencyjny spór Kancelarii Prezydenta z ministrem obrony Antonim Macierewiczem. I nic nie wskazuje na to, by przegranym był szef MON. Prezydent chciałby mieć choć trochę inicjatywy w sprawach wojska i zaznaczyć, że jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale Macierewicz nawet nie odpisuje na pisma z Pałacu.
Zażegnać katastrofy
Andrzej Duda nie zajął też jasnego stanowiska wobec antyunijnej polityki rządu premier Beaty Szydło. Stosunki między Unią a Polską są z miesiąca na miesiąc coraz gorsze, jednak prezydent Duda nie zabiera głosu w tej sprawie. - W obu tych przypadkach - tłumaczy prof. Jarosław Nocoń, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego - narzędzia są jednak w rękach premier Szydło i ministrów. Konstytucja została tak skonstruowana, że zakłada współpracę ośrodka rządowego i prezydenckiego. Jak widać w sytuacji konfrontacji oraz absolutnej niemal pozycji Kaczyńskiego, rola prezydenta została znacznie ograniczona. To świadczy ciągle o uległości Andrzeja Dudy (nawiasem mówiąc, zdaniem prof. Noconia, dwa słynne weta to bardziej zasługa Kościoła, aniżeli Pałacu).
Czy w tej sytuacji rodzący się nowy ośrodek władzy w Kancelarii Prezydenta ma szanse na realny wpływ na bieg spraw w Polsce? Prof. Roman Bäcker ocenia, że jest zbyt wcześnie, by formułować jednoznaczne oceny, ale: - Widać wyraźnie, że prezydent i urzędnicy z nim współpracujący mają trzeźwy i rozsądny ogląd sytuacji i przynajmniej usiłują zażegnywać największe katastrofy, które mogą się wydarzyć. To zupełnie odmienny sposób myślenia, aniżeli ten prezesa Kaczyńskiego i wielu ministrów, np. Szyszki czy Macierewicza.
Tezę o znacznej ciągle zależności prezydentury od PiS, czyli Jarosława Kaczyńskiego, potwierdza bydgoski socjolog dr Michał Cichoracki: - Tego nawet nie zmieniają ostatnie dwie decyzje o prezydenckich wetach. Wyjąwszy Wojciecha Jaruzelskiego, to wszyscy prezydenci byli zależni od swego zaplecza politycznego. Nawet Jacek Kuroń z gigantycznym poparciem społecznym, nie miał żadnych szans w wyborach prezydenckich.
W rezultacie o prawdziwej niezależności prezydenta Dudy świadczyć będzie treść jego projektów ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa.