Plusy dodatnie i ujemne. 90 km na godzinę [FELIETON]
Przez parę dni oczy wszystkich zwrócone były na Brukselę. Wygra Tusk czy Kaczyński?
Pan Kaczyński nakazał rządowi zwalczać Tuska, który jest albo i nie jest Polakiem, bo popierają go Niemcy. To, że ma też poparcie Francuzów, Hiszpanów, Czechów i innych, nie ma znaczenia. Żeby go pognębić, pan Kaczyński ogłosił, że Tuskowi mogą grozić zarzuty prokuratorskie. Nie ma wprawdzie wiedzy na ten temat, ale nic to. Nienawiść i chęć zemsty zagłuszyły rozsądek. „Czapkę przedam, pas zastawię, ale Tuska stąd wykurzę!”.
Awantura z Tuskiem usunęła nieco w cień wypadek premier Szydło. Czytam, że w ów wieczór jej auto pędziło przez Oświęcim z szybkością 85-90 kilometrów na godzinę. Niektórych to oburza, ale niesłusznie, bo pani premier ciężko pracuje przez cały tydzień, więc nic dziwnego, iż się spieszy, by podgrzać mężowi kolację. Czy musi przestrzegać przepisów? Tym bardziej że nic jej nie grozi: jedzie wszak pancernym autem za 2,5 mln zł. Tym razem jednak auto wylądowało na drzewie. Min. Błaszczak ogłosił natychmiast, że to wina kierowcy seicento. Chodzi nie tylko o przepisy, ale też o kasę. Jeśli to wina kierowcy seicento, to remont limuzyny zostanie sfinansowany z jego OC, jeśli borowców - zapłaci suweren. Niech buli, jest bogaty, dostał „500 plus” czy nie? Naprawa będzie kosztowała 300 tys. zł. Ale czy można oszczędzać na pani premier, która pisze takie ładne listy do unijnych szefów rządów? Zna się przecież na polityce zagranicznej nie gorzej niż pan Kaczyński albo Waszczykowski. Tusk jest be! Więc liberum veto!
Pod koniec tygodnia znowu wsiądzie w samolot, a potem do nowego audi za kolejne dwa i pół miliona i ruszy do domu, rozpędzając po drodze stare graty. Przy kolacji opowie mężowi, jakie ma kłopoty i że to wszystko wina Tuska, który uparł się na drugą kadencję w Brukseli.