Antoni Plichta z Krosna Odrzańskiego dostał powołanie na szkolenie w ramach reprezentacji Polski. Rozmawiamy z młodym lekkoatletą.
Poprzedni sezon w barwach LKS Lubusz Słubice, filia w Krośnie Odrzańskim, był dla ciebie naprawdę udany. Które sukcesy cenisz najbardziej?
Właściwie każdy. Zaczynając od świetnego początku w Słubicach, gdzie zrobiłem moją aktualną „życiówkę”. Mogłem ją poprawić ale nie udało się przez moją głupotę i trochę przez pecha. Moim założeniem było złamanie magicznej bariery 11 sekund na 100 metrów, czego niestety nie udało mi się zrobić. Cały czas ten sam wynik 11.00, 11.03, 11.02. Oczywiście, zawsze z moim nieszczęśliwym wiatrem w twarz. Przez cały sezon nie udało mi się zaliczyć startu z dobrym wiatrem. Czuję, że teraz pobiłbym rekord z łatwością, ale mam pewien niedosyt i nie jestem ze wszystkiego zadowolony. Na mistrzostwach województwa zdobyłem dwa złote medale. Dzięki temu upewniłem się, że aby coś osiągnąć, nie można patrzeć na przeciwności, tylko działać. Trenować za dwóch. Robić swoje.
Jaki start w swojej karierze zawodowej uważasz za ten najlepszy?
Za najbardziej udany start uważam Mistrzostwa Polski LZS, w których zdobyłem złoty i srebrny medal na 100 i 200m. W pierwszej chwili, kiedy dowiedziałem się, że zostałem powołany do kadry, poczułem ogromne szczęście i dumę. W końcu się udało. Jestem coraz bliżej spełnienia swojego marzenia, czyli występu w koszulce z orłem na piersi na dużej, międzynarodowej imprezie. Oczywiście to dało mi wielkiego „kopa” do ciężkiej pracy.
Sporo sukcesów ale zapewne liczysz na większe. Jakie wyznaczyłeś sobie cele na przyszły sezon?
Mam zamiar wszystkim pokazać, że zasłużyłem na miejsce w kadrze. Chcę dać z siebie wszystko na Halowych Mistrzostwach Polski w Toruniu, które już się zbliżają oraz w startach na otwartym stadionie. Jest jeszcze wiele możliwości i imprez mistrzowskich, ale na razie nie myślę o tym, tylko skupiam się na ciężkiej pracy. Nadciągają również obozy kadrowe, których nie mogę się doczekać.
Wzorujesz się na jakimś konkretnym sportowcu? Masz jakiegoś idola?
Moim głównym idolem jest Justin Gatlin. Pewnie wiele osób spyta: „Dlaczego?”. W końcu złapali go na dopingu, został wykluczony na cztery lata ze sportu... Ale mimo wszystko nie patrzę na jego przeszłość, tylko na to, jaki jest teraz. Każdy popełnia błędy i każdy powinien dostać drugą szansę. Aktualnie jest jednym z najlepszych sprinterów na całym globie, dalej walczy i chociaż ma już na karku 34 lata, wciąż zdobywa medale olimpijskie.
Zamierzasz biegać tak długo jak Gatlin?
To bardzo trudne, ale chciałbym i oby pozwoliło mi na to zdrowie. Profesjonalny sport, nie zawsze jest taki dobry dla zdrowia jak wszyscy mówią. Ciężka praca na treningach, praktycznie sześć dni w tygodniu, bez ciągłej regeneracji, czyli masaży i wszystkich innych zabiegów. To wszystko daje znać w późniejszych latach.
Czy jest jakiś inny sportowiec, którego cenisz?
Z chęcią nawiązałbym do piłki nożnej, bo nie tylko żyję jednym sportem. Jestem fanem Barcelony, a przede wszystkim Neymara. Głównie dlatego, że ma wielki talent i wspaniałą pasję. Najbardziej doceniam w nim to, że mimo tego, iż zarabia ogromne pieniądze, to nie zatrzymuje ich tylko dla siebie. Wspiera różne organizacje, między innymi pomagające biednym dzieciom w Brazylii.
Sam ciężko pracujesz, ale często wspominasz, że bez wsparcia nie dałbyś rady. Komu najbardziej zawdzięczasz swój sukces?
Chciałbym podziękować przede wszystkim trenerowi Krzysztofowi Wesołkowi za ciężką pracę, przez którą pomaga mi przechodzić. Rodzicom za wsparcie i podtrzymywanie mnie na duchu. Trenerowi Grzegorzowi Nodze, który zawsze we mnie wierzy i wesprze mnie dobrą radą, no i oczywiście znajomym, którzy są zawsze przy mnie i mi kibicują.