Plan awaryjny: Macierewicz szuka drzwi od stodół
Gdy media zajęte były protestem ubranych na czarno kobiet, czyli zabawą na ulicach, jak to określił Witold Waszczykowski, dyplomata, dżentelmen, i przez przypadek szef MSZ. Rząd podjął decyzję o zwiększeniu bezpieczeństwa państwa i wsparciu polskich firm zbrojeniowych, czyli zrezygnował z zakupu śmigłowców Caracal.
Jeżeli opinia szefa MSZ niektórych zdziwiła, to wystawienie czarnej polewki Francuzom już nikogo. Wiadomo było, że rząd szuka pomysłu, jak wycofać się z zakupu Caracali, bo politycy obiecali to pracownikom Świdnika i Mielca - zakładów, które przetarg przegrały.
Caracal to śmigłowiec wielozadaniowy, jedyny spełniający wymagania stawiane w przetargu. Airbus Helicopters, jego producent, jako jedyny zobowiązał się dostarczyć maszyny w 2017 r. Pozostali - AgustaWestland i Sikorsky chcieli na to kilku lat. A czas jest istotny. Do akcji ratowniczych na Bałtyku dysponujemy kilkoma śmigłowcami, z których najmłodszy liczy 24 lata. W rezultacie dyżuruje tylko jeden, bo reszta jest remontowana. Za dwa lata nie będzie żadnego zdatnego do lotu. Nie lepiej jest w jednostkach do zwalczania okrętów podwodnych. Z 12 maszyn, większość to leciwe Mi 14, sprawne są dwa. W wojskach lądowych swych dni dożywają rosyjskie Mi, wyeksploatowane w Iraku i Afganistanie. Latanie na nich to jak gra w rosyjską ruletkę.
W tej sytuacji MON pozostanie rozpisać kolejny przetarg, co zajmie 2-3 lata i następne 3 do otrzymania śmigłowców. Tyle, że do tego czasy w wojsku polskim nie będzie żadnego zdatnego do lotu. Innym rozwiązaniem jest zakup bez przetargu u wybranego przez MON producenta. Tu w grę wchodzą Sikorsky montowane w Mielcu. Konstrukcyjnie przestarzałe, nieużywanie jako maszyna bojowa. Ewentualnie śmigłowce AgustaWestland z Świdnika, ale te z kolei nie są przystosowane do lotów nad morzem. W jednym i drugim przypadku wojsko pierwsze maszyny dostanie za 3-4 lata.
Zakłady w Mielcu i Świdniku są własnością kapitału amerykańskiego i włoskiego, czyli z polską zbrojeniówką nie mają nic wspólnego. Przy zakupie interwencyjnym nie dosyć, że zapłacimy drożej niż za Caracale, to żadnych nowych technologii nie dostaniemy.
W tym wszystkim 900 mln zł kary, jakie możemy zapłacić za zerwanie kontraktu, odwołanie wizyty prezydenta Francji i niechęć polityków z Paryża do rządu PiS wydają się bez znaczenia.
Oczywiście są także profity. Rząd zyskał 13 mld zł, które będzie mógł wydać na program 500+ i emerytury. Zyskają pracownicy w Mielcu lub Świdniku i zarobi któryś z właścicieli tych firm.
A na czym będą latać polscy piloci? Jeżeli wierzyć byłemu prezydentowi RP, to na drzwiach od stodoły. Podobno minister Macierewicz objeżdża już wsie w ich poszukiwaniu. A jak się okaże, że na drzwiach latać nie potrafią? To oskarży się byłego prezydenta o celowe wprowadzenie w błąd obecnego rządu.