Z dr Martą Żerkowską-Balas, politolog z Uniwersytetu SWPS, rozmawia Tomasz Rozwadowski.
PiS ma opinię partii, która nie czuje samorządów i nie ceni samorządności. Kiedy więc Jarosław Kaczyński mówi o potrzebie zmian w ustroju samorządowym, niepokój jest chyba uzasadniony?
Po wypowiedziach prezesa Kaczyńskiego trudno wywnioskować, co konkretnie miał na myśli. Być może chodzi o przejęcie władzy przez PiS w samorządach, może plany na początek są mniej ambitne. To, co mówił prezes, było enigmatyczne, nie wiemy do końca, jakie reformy PiS zamierza wprowadzić. Jednak na tym etapie najbardziej niepokojące jest to, że PiS podtrzymuje narrację o zmanipulowanych wynikach poprzednich wyborów samorządowych.
Czy ma na to dowody?
W ubiegłym roku grupa ekspertów Fundacji Batorego przebadała przebieg wyborów samorządowych z 2014 r. i udowodniła, że fałszerstw wyborczych, o których głośno mówiło PiS, nie było. Mimo tej ekspertyzy, partia rządząca nadal podważa wyniki tamtych wyborów. Uzasadniając konieczność zmiany ordynacji Jarosław Kaczyński także odwołuje się do bliżej nieokreślonych „nadużyć” i „ułomności ordynacji wyborczej”.
To chyba nie oznacza, że dotychczasowy system jest doskonały?
Bardzo wiele zależy od trybu wprowadzania zmian. Nie powinno się wprowadzać zmian w ordynacji już w odniesieniu do najbliższych wyborów, by uniknąć zarzutów, że konstruuje się ją pod siebie. Jarosław Kaczyński wspomina o dwóch rodzajach zmian - z jednej strony to zmiany dotyczące kwestii organizacyjnych, które mają zapobiec wspomnianym nadużyciom, z drugiej zaś zmiany, które mogą wpłynąć na wynik wyborów - np. wprowadzenie kadencyjności na stanowiska prezydentów i burmistrzów oraz przekonstruowanie okręgów wyborczych czy skrócenie list wyborczych. Zmniejszenie liczby kadencji do dwóch może być szkodliwe w mniejszych miejscowościach, w których nie ma większej konkurencji w polityce.
W takich sytuacjach wymuszanie wyboru innych włodarzy może skutkować pogorszeniem jakości podejmowanych decyzji i w efekcie wpłynąć negatywnie na jakość życia mieszkańców. Ale takie rozwiązanie samo w sobie nie jest złe dla demokracji.
Co z okręgami?
Łatwo nimi manipulować tak, by wygrała określona partia czy osoba. Co prawda Jarosław Kaczyński nie zapowiada rewolucyjnych zmian w tej kwestii w wyborach samorządowych, niemniej jednak warto w tym aspekcie patrzeć władzy na ręce.
Czy zmiany w ordynacji wyborczej odbiorą de facto możliwość wyboru przywódców społecznościom lokalnym?
Samorząd terytorialny jest specyficzną instytucją. Istnieje w niej bezpośrednie przełożenie decyzji wyborczej na konkretne decyzje samorządowców, które później ocenią mieszkańcy. Ludzie oceniają decyzje, czasem osoby, a nie ideologię.
Jeśli więc dotychczasowi samorządowcy cieszą się uznaniem mieszkańców, mają szansę na reelekcję mimo niekorzystnej ordynacji?
To zależy od poziomu zmian. Ale wierzę w siłę demokracji i w premiowanie polityków lokalnych za konkretne osiągnięcia.
Załóżmy jednak zły obrót spraw i przejęcie władzy w samorządach przez PiS. Czy to oznacza koniec demokracji lokalnej w Polsce?
PiS jest partią o bardzo wysokiej dyscyplinie wewnętrznej, można więc zakładać, że decyzje podejmowane w samorządach będą zgodne z decyzjami podejmowanymi na poziomie kraju. Można spodziewać się ujednolicenia polityki lokalnej.
Bez uwzględnienia specyfiki regionów?
Raczej bez. Samorządy będą realizowały linię partii.
A jak będzie z finansowaniem?
Trudno to przewidzieć. Największym problemem jest dofinansowanie z UE, z definicji w dużym stopniu skierowane bezpośrednio do samorządów. UE może podjąć decyzję o ograniczeniu finansowania niektórych inwestycji i programów spójnościowych w Polsce. Wszystko to zależy od rozwoju sytuacji w kraju i od pozycji międzynarodowej Polski.