Piotr Żyła. Sąsiad Małysza, który kolekcję trofeów trzyma w pensjonacie
Pochodzi z Wisły, podobnie jak legenda polskich skoków narciarskich, Adam Małysz. Uczył się najpierw w Wiśle, później w Szczyrku, a w końcu za namową Jana Sztuca w Zakopanem. Po zakończeniu nauki wybrał jednak Wisłę, tu zamieszkał - w rodzinnym domu w Wiśle Głębcach i założył rodzinę. Obecnie przeprowadził się do nowego domu, przez co sąsiaduje z Adamem Małyszem.
Kiedy w Wiśle mówi się o Piotrze Żyle, niemal wszyscy wspominają go z uśmiechem na twarzy. Pierwsze zawody Pucharu Świata na przebudowanej skoczni w Wiśle-Malince odbyły się 9 stycznia 2013 roku. W tych historycznych dla Wisły zawodach, najlepsze, szóste miejsce wśród Polaków wywalczył właśnie Żyła. Po konkursie w Wiśle oczy mediów zwróciły się na młodego skoczka. Chodziło nie tyle o niespodziewanie dobry wynik Żyły, ale o wywiad, którego udzielił po konkursie. To właśnie wtedy zdradził receptę na swój skok. - Garbik, fajeczka, no i poleciało - przyznał z uśmiechem na twarzy. Te słowa szybko obiegły całą Polskę, a Piotr Żyła znalazł się na ustach nie tylko fanów skoków narciarskich. O słynnym garbiku wykonywanym na progu przez Żyłę od tego czasu napisano już wiele artykułów.
- Piotrek jest bardzo naturalną i szczerą osobą, absolutnie bez skłonności do udawania i kreowania się - nie ma wątpliwości Katarzyna Koczwara, której zawodowe drogi kilka lat temu przecięły się z popularnym „Wiewiórem”. - Przede wszystkim jest „chodzącym” poczuciem humoru i optymizmem, ale nieco inny jest, kiedy spędza czas ze swoją rodziną. Wtedy jest uważnym i troskliwym ojcem i kochającym mężem. To jest strefa, którą bardzo chroni - dodaje.
Wiadomo jedynie, że kiedy tylko może, przyjeżdża na skocznię w Malince. Nie po to, aby samemu skakać, ale by podglądać swojego syna podczas treningów czy zawodów. Uwielbia także zabawy ze swoją córką.
Chętnie angażuje się i pomaga w różnego rodzaju akcjach. Czy to kiedy proszono go, aby przekazał autografy na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, czy by spotkał się z dziećmi z hospicjum, czy wziął udział w projekcie propagującym ekologię.
Skoczek z Wisły jest także przedsiębiorczy. W 2013 roku uruchomił sklep z czapkami. Skąd pomysł na czapki? Żona Piotra Żyły, Justyna, mówiła nam wówczas, że inspiracja wyszła od kibiców. A zaczęło się od nietypowego prezentu. Justyna podarowała Piotrowi czapkę „z oczami”. Polubił ją, często ubierał, a wraz z rosnącą popularnością skoczka z Wisły zaczęła rosnąć i popularność czapeczki. - Dużo osób pytało go na Facebooku o możliwość zakupu takiej samej. I Piotr wpadł na pomysł: Może bym sam zaprojektował swoją kolekcję? - zdradzała nam kulisy rodzinnego biznesu Justyna Żyła.
- Chciałem dać kibicom swój gadżet. To, co się ze mną kojarzy, to czapka. Tak wyszło, że żona prowadzi sklep właśnie z czapkami - tłumaczył sam skoczek. I przy okazji wspiera idę krwiodawstwa. Z każdego zakupu 1 zł idzie na ten cel, a każdy krwiodawca, który prześle aktualne zaświadczenie o oddaniu krwi z ostatnich 14 dni, będzie uprawniony jednorazowo do 25-procentowego rabatu - można przeczytać na stronie internetowej sklepu.
Prócz tego, Żyła gra w piłkę. W jednej drużynie z nim gra Tomasz Bujok, burmistrz Wisły. Wspólnie brali udział m.in. w Turnieju Dolin Wiślańskich.
- Na boisku to osoba strasznie zaangażowana i aktywna, czasami budząca w nas frustrację, bo nie jesteśmy w stanie za nim nadążyć. Lubiąca brać sprawy w swoje ręce i odstawiająca kolegów z drużyny na bok - śmieje się burmistrz, który zastrzega, że ze względu na szybkość, sprawność i gibkość, jest to przyjmowane ze zrozumieniem.
- Do którego zawodnika można byłoby go porównać? Do Kamila Grosickiego. Z tą różnicą, że Kamil podaje, a Piotrek zawsze kończy na boisku sam - dodaje Bujok.
Ewa Żyła, matka Piotra, w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” przyznaje, że obecnie skoczek nie może grać w piłkę, choć bardzo to lubi, bo wszyscy boją się o kontuzję, a przecież forma Piotra Żyła niesie nadzieję na bardzo wysokie miejsce w tegorocznej klasyfikacji generalnej.
Pani Ewa, która wraz z mężem prowadzi pensjonat Źródełko w pobliskim Ustroniu, chętnie opowiada o swoim synu. Wspomina chwile załamania kariery, kiedy pod koniec ubiegłej dekady Piotr wypadł z kadry i rodzice musieli mu pomagać finansowo, żeby dalej mógł trenować.
- Kiedy wszyscy lecieli na zgrupowanie do Irlandii, my sfinansowaliśmy jego wyjazd. Wszyscy lecieli samolotem, a Piotrek z nartami i sprzętem płynął promem - wspomina mama skoczka. - Bywało ciężko, my pomagaliśmy mu finansowo, a on czasem przyjeżdżał pomagać nam w pensjonacie, ale dzięki temu mógł ciągle trenować - mówi Ewa Żyła.
Ale - jak sama przyznaje - było warto. Dzisiaj Piotr Żyła wszedł szturmem do czołówki najlepszych skoczków na świecie, a rodzice skoczka w swoim pensjonacie dumnie prezentują kolekcję trofeów swojego syna. Można w niej znaleźć m.in. pierwszy puchar Piotra, zdobyty w Szczyrku w 1996 roku. Na ścianie wisi też jego kombinezon. Dzięki temu wśród turystów, którzy odwiedzają pensjonat rodziców wiślańskiego skoczka, jest coraz więcej fanów skoków narciarskich.