Piotr Kupicha: Mam ogromną potrzebę być blisko z moimi dziećmi

Czytaj dalej
Fot. Materiały prasowe
Anita Czupryn

Piotr Kupicha: Mam ogromną potrzebę być blisko z moimi dziećmi

Anita Czupryn

- „Hejnał” to piosenka, która ma nam przypomnieć o tym, na czym się zbudowaliśmy, w jakim miejscu byliśmy jako dzieci i co nas ukształtowało – Piotr Kupicha, lider zespołu Feel mówi o najnowszym singlu, twórczości i swoim tacierzyństwie.

Kiedy usłyszałam, że Feel nagrał nową piosenkę pt. „Hejnał”, przez myśl przebiegło mi, że to pewnie jakiś uroczysty, a kto wie, czy nie sakralny utwór.

Piotr Kupicha: Z dziećmi rozwodu nie brałem i apeluję tu do wszystkich – z dziećmi się nie rozwodzimy!
Materiały prasowe Piotr Kupicha: Z dziećmi rozwodu nie brałem i apeluję tu do wszystkich – z dziećmi się nie rozwodzimy!

O! Słowo „sakralny” naprawdę pozytywnie zabrzmiało!

Ale kiedy sprawdziłam, co to znaczy „pić na hejnał” (czyli naraz i do dna) to pomyślałam, że to chyba kolejna „autobiografia” w stylu „Miałem dziesięć lat”, „Jolka, Jolka, pamiętasz” albo „Chomiczówka, chomiczówka, pierwsze wino, pierwsza wódka”.

Nie, to nie jest utwór autobiograficzny. To jest piosenka, która ma nam bardziej przypomnieć o tym, na czym się zbudowaliśmy, w jakim miejscu byliśmy jako dzieci i co nas ukształtowało. Dobrze jest wrócić pamięcią do rodzinnego domu i nawet nie o to chodzi, jaki ten dom był, czy idealny, czy mniej idealny. Zresztą w PRL-u o idealne domy było dosyć trudno. Ale człowiek był młody, dostał przepustkę do świata i jakoś się kształtował. Śpiewam o naszych marzeniach z młodości, o tym, że braliśmy życie za rogi i nigdy się nie poddawaliśmy. Nawet pusty bak w samochodzie nie był przeszkodą, aby zwiedzić świat – tak działała nasza wyobraźnia. Byliśmy nie do zdarcia. Fajnie, że pić na hejnał oznacza „pić na raz”, jak powiedziałaś. Ja miałem na myśli to, że pijemy życie na hejnał, czyli takie, jakie ono jest. W średnim wieku przypominamy sobie młodość, nie chodzimy już do szkoły, bo jesteśmy w szkole życia i jedynymi nauczycielami dla nas jesteśmy my sami. Idziemy do przodu, marzymy o przyszłości, bo marzenia mają nas napędzać. Ale zawsze będziemy poszukiwać w sobie tego dziecka, na którym się zbudowaliśmy.

W piosence śpiewasz: „Trochę żal”. Czego jest Ci żal? Młodości?

Tak na gorąco to niełatwo jest mi odpowiedzieć na to pytanie z obszaru psychologii. Myślę, że nam wszystkim może być żal wielu rzeczy, tylko że to od nas zależy, czy będziemy z tym żalem szli przez życie, czy chwytamy wszystko, co nas w życiu spotyka. Czy bierzemy życie garściami. Dziecko nie rozpatruje życia w kategoriach żalu; oczywiście w dzieciństwie zbieramy wiele rzeczy, które potem długo nosimy w sobie. Nie znamy mechanizmów, w jaki sposób pozbyć się złości czy innych emocji. Czego dzisiaj mi żal? Może tego, że nie chodziłem na język angielski.

Jakim byłeś wtedy chłopakiem?

Na pewno spokojnym. Byłem typowym chłopakiem z osiedla, uwielbiałem przesiadywać na ławce przed blokiem i marzyć o samochodach. Jak przejeżdżało żółte Cinquecento Sporting – to było moje największe marzenie. Dodam, że w tamtym czasie całkowicie nieosiągalne.

Dziś już możesz powiedzieć, że masz auta, jakie chcesz. Wybrane, ulubione.

Tak, faktycznie. Ale wiesz, dzisiaj, z mojego punktu widzenia, z punktu widzenia 44-latka, szczęście zawiera się w małych rzeczach. Nie znajdziesz szczęścia w bogactwie, w biało-czarnych willach z basenem, jak śpiewam w piosence „Życie”, która należy do tej bardziej rockowej części naszej twórczości. Kluczem jest dla mnie znów poczuć smak oranżady, którą piliśmy jako dzieci. Smak oranżady z woreczka będę pamiętał do końca życia. A te wszystkie materialne rzeczy w dorosłym życiu – one już dla mnie nie mają takiego znaczenia, chociaż mogą dodać koloru. Myślę, że miałem sporo szczęścia, jeśli chodzi o moje prywatne życie. Po rozwodzie wszystko mi się poukładało.

Chciałabym jeszcze wrócić do twojego dzieciństwa i domu rodzinnego – pamiętasz ważną lekcję, jaką dostałeś od swojego taty?

W tamtym okresie czułem przede wszystkim respekt do ojca. Zdarzyło się, że kilka dni pod rząd wracałem do domu z imprezy, to wtedy ojciec mocno zareagował. Żadnej przemocy nie stosował, wystarczyło, że tupnął nogą. Tupnął raz i jakoś wyrosłem na ludzi.

Nie jesteś za bezstresowym wychowaniem?

To jest trudny temat, jeśli chodzi o wychowanie w dzisiejszych czasach. Wszystko wydaje się bardziej rozmyte, takie jakieś rozmemłane. Ja się uczyłem od mojego ojca przez przykład, jaki dawał. Podglądałem, jak funkcjonował w tych swoich ramach, w pracy, w domu. Wokół taty zawsze był porządek. Był honor. Słowo było dla niego ważniejsze od pieniędzy. Pamiętam, wszystkie rachunki zawsze na czas popłacone, widziałem, jaki miał szacunek do pieniędzy. To wyniosłem z domu; też jestem osobą sumienną i honorową.

Jakie lekcje ty dajesz swoim dzieciom?

To jest dokładnie ta kopia, to są dokładnie te same lekcje, które ja brałem. Mówię dzieciom o zagrożeniach związanych z życiem, o tym, że dobrze jest mieć apetyt na życie, ale nie za wszelką cenę. O tym, że warto odkrywać piękno świata. Bardzo dużo wyjeżdżam z dziećmi, w różne miejsca, niekoniecznie drogie, nocujemy w agroturystyce. Mój ojciec zawsze to powtarzał: „Jedź do agroturystyki, bądź blisko przyrody, nie w super hotelach, bo tam dzieci niczego się nie nauczą”. Sporo chodzimy z dziećmi po górach.

Tak, wiem, że masz kartę taternika.

Góry zawsze były mi bliskie. Ale przede wszystkim przebywanie z dziećmi jest czymś niebywale fajnym i tu nawiążę do tego, że nie ma znaczenia, czy się jest po rozwodzie, czy nie – z dziećmi naprawdę można spędzać mnóstwo czasu i mnóstwa rzeczy ich uczyć, chodzić po górach czy jeździć na basen.

Bo z dziećmi się nie rozwiodłeś.

Właśnie! Dobrze to powiedziałaś. Z dziećmi rozwodu nie brałem i apeluję tu do wszystkich – z dziećmi się nie rozwodzimy!

Czy wśród swoich licznych piosenek masz taki utwór, który napisałeś, zainspirowany którymś z czwórki swoich dzieci?

To piosenka pod tytułem „Paul”. Napisałem ją, kiedy urodził się mój pierwszy syn Paweł. Z tej inspiracji wówczas powstała. Fani często chcą, abym do niej wracał. To spokojny, wolny kawałek.

Był taki czas, jak sam mówiłeś, że ojcostwo znajdowało się poza Twoim zasięgiem. Potem mówiłeś: „Dziś oddałbym życie za swoje dzieci. Kiedyś nawet powiedziałem w wywiadzie, chcecie moje serce, to je bierzcie. Ja już przeżyłem swoje życie i mógłbym nim obdzielić kilka osób”. Co się od tamtego czasu zmieniło?

Nic się nie zmieniło. Fajnie, że przypomniałaś to zdanie. Rzeczywiście, zgadza się; naprawdę przeżyłem już tyle, że moim życiem można by obdzielić kilka osób.

No tak, zajmowałeś się w życiu wieloma rzeczami. Trudno zliczyć.

Wiele udało się osiągnąć, jeśli chodzi o muzykę. Muzycznie czuję się spełniony. Coraz młodsi artyści sięgają po naszą twórczość, ostatnio Sanah występowała na Stadionie Śląskim i zabrzmiała nasza piosenka „Pokaż na co cię stać”, bo do tej piosenki między innymi Sanah uczyła się śpiewać przed lustrem. To mi uświadomiło, że naprawdę coś nam się udało, teraz możemy oddawać pole młodszemu pokoleniu, generacji młodszej od nas o 20 lat.

Jesteś muzycznym samoukiem; co dla Ciebie było największym wyzwaniem, co wpłynęło na Twój muzyczny rozwój?

Lubiłem grać i podśpiewywać, bo na początku nie śpiewałem. Grałem od 2000 roku, co oznacza, ze już 23 lata chodzę po tym muzycznym padole. Tak naprawdę tylko jedna rzecz zdecydowała o tym, że jestem związany z muzyką. To pasja i chęć być blisko muzyki. Nie umiejętności, bo ich nie miałem. Nie umiejętności wokalne – bo one przyszły z czasem. Dopiero teraz mam świadomość swojego głosu. Jak powstał Feel, to dopiero zaczynałem śpiewać. Pewnie to ta świeżość, młodość – to zrobiło furorę, jeśli chodzi o rynek muzyczny po 2007 roku.

Jakie gatunki muzyczne wpływają na Twoje kompozycje choćby nawet w niewidoczny sposób?

Najbardziej jestem kojarzony z muzyką popową, ale tę naszą twórczość podzieliłbym na kilka etapów. Jedni kojarzą mnie z „w pustej szklance pomarańcze”, inni z: „słuchaj, słuchaj, aj aj”. „Pokaż, na co cię stać ale nie jeden raz” to już kolejny etap, to piosenka bardzo motywująca, jest coś w tej piosence więcej niż „słuchaj ja jaj” (śmiech). Jakiś czas temu nasze siatkarki pięknie tę piosenkę zaśpiewały w szatni. Lecą do Francji na mistrzostwa. Brawo dziewczyny! Nasza twórczość to pięć płyt z różnymi piosenkami, niektóre mają mocne drugie dno, w innych jest wiele przemyśleń, w jeszcze innych jest wiele muzyki. Szczerze mówiąc, czujemy się muzycznym żywym bastionem, bo gramy bardzo dużo żywych koncertów. Nie będę nieskromny, jeśli powiem, że zespół Feel ma swoje miejsce w muzyce popularnej, za co ogromnie jesteśmy wdzięczni.

A kiedy na kolejnym koncercie ludzie znów proszą o piosenkę „Jak anioła głos”, to wciąż masz ochotę ja śpiewać?

Zdecydowanie tak. Ponieważ jest to piosenka, która powstała w mojej głowie, jestem odpowiedzialny za każdy dźwięk, każdą nutkę. Kiedy śpiewam, wracają do mnie te chwile, a razem z nimi emocje, jakie czułem, kiedy ona się rodziła. Myślę, ze dla każdego twórcy to są wspaniałe chwile. Czuję się wtedy trochę tak, jakby ta piosenka była moim dzieckiem, jakbym szedł z nią za rękę.

Zwykle kobiety, które są bardzo aktywne w swoim życiu i robią wiele na różnych polach, są pytane o to, jak im się udaje zachować równowagę między pracą, pasją a życiem rodzinnym. To ja teraz o to zapytam Ciebie – jak Ty to robisz, będąc ojcem czwórki dzieci?

Powiem ci, że muzyk to zawód wymyślony przez diabła. Będąc muzykiem, musisz sobie w pewnym momencie odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie są twoje wartości, jakie masz cele, jakie priorytety. My, jako zespół Feel mamy się dobrze, jesteśmy obecni na muzycznym rynku, nie musimy tak przeć do przodu. Jeśli dostanę propozycję do „Tańca z gwiazdami”, to tam nie idę. Jeśli proponują mi udział w programie „Azja Express” to też się tam nie wybieram, bo to oznacza, że musiałbym być miesiąc poza domem. A tego nie chcę. Życie mi się przewartościowało. Oprócz najstarszych synów Pawła i Adasia, jest Jagoda i teraz pojawiła się na świecie Laura.

No właśnie, rodzina Ci się niedawno powiększyła.

Laura ma już dwa i pół miesiąca!

Zatem jak to jest być ojcem czwórki dzieci?

To jest dopiero ogromne wyzwanie! Cały czas gonitwa z samym sobą i swoimi myślami, bo jednak często mnie w domu nie ma. Dużo gram. Ale z drugiej strony mam ogromną potrzebę bycia blisko z moimi wszystkimi dziećmi. Jako czterdziestolatek, jeszcze raz to powtórzę, mam już inne priorytety. Oczywiście, gdybym chciał, mógłbym wyskakiwać z każdej lodówki, za sprawą różnych programów i był codziennie w mediach. Są tacy artyści, nie będę tu rzucał nazwiskami, ale wielu jest takich, którzy w taki sposób o sobie przypominają, którzy uważają, że liczy się to, byleby tylko o nich mówiono. Moje cele są inne.

Podobno faceci marzą o synu, ale kiedy rodzi im się córka, to staje się księżniczką tatusia. Ty masz teraz dwie księżniczki.

I dwoje książąt! Potwierdzam. To prawda i stawiam tu kropkę z serduszkiem (śmiech).

Fajny tata. Na osiemnastkę synowi sprawiłeś samochód. Wcale nie wypasiony, tylko używany. Tak jest pedagogicznie?

To jest 13-letnia Honda, stukonna, z małym przebiegiem, bo przejechała dopiero 70 tysięcy kilometrów. Lubię motoryzację, to sobie przebieg sprawdziłem (śmiech).

Syn odziedziczył po Tobie pasję do samochodów?

Paweł na pewno odziedziczył pasję do prowadzenia dobrze samochodu, ale bardziej niż motoryzacją interesuje się dj-ką, konsolą, gra po klubach. Ostatnio grał na imprezie urodzinowej 50-letnim panom, a za zarobione pieniądze sam sobie paliwo do baku nalał. Jestem z niego bardzo dumny. W ogóle jestem bardzo dumny z moich synów, mogę powiedzieć, że to moi najlepsi kumple. Kiedy razem jeździmy, to naprawdę czujemy się ze sobą super swobodnie.

Masz jakąś inspirującą historię związaną z synami i górami?

Chodzenie w góry to piękny wymiar życia. Z Pawłem i Adasiem byliśmy już na Świnicy, byliśmy na Giewoncie. Robimy sobie całodniowe wycieczki w góry i wtedy ważna jest droga, którą idziemy nie tylko kroki ale tez to, że pokazuję pewne cele do zdobycia. A kiedy się zdobędzie się cel, to jest radość. Ważne jest też bezpieczne zejście. Synowie wiedzą, bo im to powtarzam, że w górach nikogo nie można zostawić, a jeśli nastąpi załamanie pogody, to nawet, gdy jesteś blisko szczytu musisz się wycofać, ponieważ najważniejsze jest bezpieczeństwo. Chodzenie po górach może być widziane jako wielka metafora życia – góry dają obraz tego, w jaki sposób poruszać się po tym padole, dopóki się żyje.

A z córeczkami się bawisz? Dajesz sobie zaplatać warkoczyki na brodzie?

Za krótką mam brodę na warkoczyki. Ale wiesz, kiedy się patrzy, jak one rosną, to moje serce też rośnie. Jestem z serii tych tatusiów, którzy lubią kupować fajne ciuszki starszej i młodszej już też. Lubię skoczyć do Zary, jest tam dział dla dzieci już od 3 miesiąca życia, teraz jest mnóstwo kombinezonów na zimę, jakie słodziaki, białe, różowe, cudowne misie.

To dość niecodzienne słyszeć, jak facet rozpływa się nad dziecięcymi ciuszkami.

Lubię to; naprawdę lubię takie rzeczy (śmiech).

Co chciałbyś przekazać swoim dzieciom przez swoją muzykę?

Żeby brały życie na hejnał. I żeby to było życie z wartościami.

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.