Pięść „Żelaznego Prefekta”. Jak faszyści rozbili sycylijską mafię
Za rządów Mussoliniego sycylijskie klany zostały skutecznie spacyfikowane. Stało się to dzięki Cesare Moriemu, który przeprowadził na wyspie „brudną”, ale skuteczną antymafijną kampanię
Był maj 1924 r. Premier Benito Mussolini, jeszcze wtedy utrzymujący pozory demokracji we Włoszech, świeżo po zwycięskich wyborach wizytował Sycylię. Na wyspie nie czuł się dobrze. Zdawał sobie sprawę, że tutejsze struktury Partii Faszystowskiej były mikre, sparaliżowane wszechmocą tutejszych starych mafijno-postfeudalnych układów. Ponadto pamiętał, że sycylijscy młodzieńcy masowo unikali służby wojskowej w I wojnie światowej. Dla niego, militarystycznego patrioty i weterana walk z Austriakami, był to akt niewybaczanej zdrady narodowej. Negatywne uczucia Mussoliniego względem Sycylijczyków nasiliły się po upokorzeniu, jakiego doznał podczas odwiedzin w Piana del Greci (dziś Piana degli Albanesi), niewielkiego miasteczka na południe o Palermo.
Burmistrzem owej miejscowości był 48-letni don Francisco Cuccia. Należał do pierwszych mafijnych bossów na Sycylii, którzy po zdobyciu władzy i majątku w półświatku, sięgnęli po polityczne stanowiska. Charakteryzowała go arogancja, chełpliwość, a przede wszystkim obsesja na punkcie okazywania szacunku. Naturalnie w lokalnym rozumieniu tego słowa. I z tego wynikła kłótnia o, jak się okazało, historycznym znaczeniu.
Zaraz po przybyciu do Piana del Greci Mussolini spotkał się z Don Cucciem. Wówczas burmistrz wycelował palcem w świtę ochroniarzy i policjantów otaczających premiera i rzekł zuchwale:
Tutaj ich Pan nie potrzebuje. Nie jest Pan we Włoszech, ani Sycylii, tylko na ziemiach Don Cuccia. Ja Pana ochronię.
Napięcie między dwoma samcami Alfa sięgnęło zenitu tuż przed wystąpieniem Mussoliniego na głównym placu miasteczka. Wówczas Don Cuccio mocno naciskał na premiera, by pozbył się swojej ochrony. Gdy ten stanowczo odmówił, rozwścieczony mafioso kazał swoim ludziom rozpędzić tłum czekający na przemówienie polityka. I tak po kilku minutach faszystowski przywódca wygłaszał podniosłą mowę jedynie do grupy kilkunastu osób, głównie wioskowych głupków, żebraków i pucybutów.
Po zakończeniu wystąpienia Mussolini był wściekły. Poniżono go jak nigdy dotąd. Dlatego poprzysiągł sycylijskiej mafii zemstę. Zamierzał ją wyplenić wszelkimi dostępnymi metodami.
Człowiek, który miał dla niego to zadanie niebawem wykonać, był świadkiem zajść w Piana del Greci. Znajdował się właśnie wśród oficerów policji w jego świcie. Miał 52-lata, nienaganną prezencję i długą listę schwytanych bandytów na koncie. Nazywał się Cesare Mori, ale do historii przeszedł jako „Żelazny Prefekt”. Oto jak na Sycylii wywalczył sobie ten przydomek.
Zesłaniec z Północy
Cesare Mori urodził się 22 grudnia 1871 r., czyli tuż po zjednoczeniu Włoch. Pochodził z Pawii – miasta nieopodal Mediolanu, którego ozdobą jest katedra zaprojektowana przez samego Leonarda da Vinci. Nie miał zbyt szczęśliwego dzieciństwa. Pierwsze lata życia spędził w sierocińcu. Żyjący w biedzie biologiczni rodzice zabrali go stamtąd dopiero, gdy miał siedem lat.
Młodzieńcowi z tak niskim pochodzeniem najlepsze perspektywy awansu społecznego oferowała armia. Dlatego też Mori ukończył w 1895 r. Akademię Wojskową w Turynie. Potem służył jako porucznik artylerii. Karierę „w kamaszach” zakończył już po paru latach. Wszystko przez kobietę. Zakochał się w Angelinie Salvi i chciał z nią wziąć ślub. Niestety na jego drodze do szczęścia stanęły przepisy. Nie miał wiana w wysokości przewidzianej przez wojskowy regulamin. Musiał więc wybierać pomiędzy mundurem a panną. Koniec końców wybrał to drugie, a mundur zmienił. Od 1898 r. nosił już ubiór policyjny.
Pierwsze kroki w nowej formacji stawiał w Rawennie. Z sukcesami pracował w policji politycznej przez pięć lat. I wtedy w jego życiu nastąpił kolejny ważny zwrot. W niejasnych okolicznościach, w przypływie furii ciężko pobił miejscowego radnego. Ponieważ zdarzenie miało miejsce na oczach wielu gapiów, wybuchł skandal. By go uciszyć, przełożeni wysłali krewkiego Moriego najdalej jak się dało – na Sycylię.
Państwo w państwie
W owym czasie dla Włochów z zamożnej przemysłowej północy wyspa ta była tylko nominalnie częścią kraju. Uważali, że kulturowo ma ona więcej wspólnego z Maghrebem niż z Lombardią czy Toskanią. Tuż po zjednoczeniu kraju w 1860 r. liberalni politycy z rządu centralnego byli nią wręcz rozczarowani. Postrzegali ją jako dziki, pół-feudalny skansen. Wszelkie „kolonizatorskie” zapędy Rzymu, zmierzające do zwiększenia wpływów państwa na Sycylii, rozbijały się o mur lokalnych układów i tradycję oporu wobec „obcej” władzy, ugruntowaną wśród miejscowych przez wieki życia pod hiszpańską dominacją.
Tymczasem w drugiej połowie XIX w. stosunki społeczno-gospodarcze na wyspie weszły w fazę turbulentnych zmian. Feudalizm w bólach przekształcał się w kapitalizm. Arystokracja, u progu XIX w. posiadająca większość ziemi ornej na Sycylii, zaczęła ją stopniowo wyprzedawać lub oddawać w dzierżawę. Do tego włoski rząd przeprowadził później reformę rolną, w wyniku której pokaźna część terenów publicznych i kościelnych trafiła w ręce włościan. W efekcie powstała liczna, przeszło 10-tysięczna, klasa nowych posiadaczy ziemskich. W odróżnieniu od dawnych panów feudalnych nie dysponowali oni prywatnymi armiami, które mogłyby chronić ich posiadłości i utrzymywać porządek publiczny. A otoczenie stawało się coraz bardziej wrogie i niebezpieczne.
Sycylijscy chłopi, stanowiący przeważającą większość populacji wyspy, byli biedni, ciemni i głodni ziemi. Wraz z upadkiem feudalizmu stracili możnych protektorów i związane z tym korzyści, w nowych realiach najczęściej nie dostając nic w zamian. Wsie były przeludnione - przyrastała ilość zbędnych rąk do pracy. Szło to w parze ze wzrostem cen żywności. Nędza powodowała, że zdesperowani chłopi coraz częściej okradali pola i sady ziemian. Wielu szło dalej. W licznych pasmach górskich wyspy zaczynali zakładać rozbójnicze bandy. Grasowały one zwłaszcza w jej zachodniej części. Mogły działać właściwie bezkarnie – na całej Sycylii pracowało w niektórych momentach jedynie 350 policjantów. Wkrótce bandytyzm stał się prawdziwą plagą.
Gdy państwo nie wywiązywało się ze swoich podstawowych funkcji, ktoś musiał je zastąpić. Właściciele ziemscy zaczęli więc rekrutować własne zbrojne kompanie. Chroniły one plantacje, ścigały rabusiów lub negocjowały zwrot skradzionego towaru. Compiere, jak nazywano członków tych oddziałów, wywodzili się głównie spośród byłych kryminalistów. Nic więc dziwnego, że często znajdowali oni wspólny język z bandytami, których mieli neutralizować. Nawiązywali współpracę, by np. szantażować swoich mocodawców i zwiększyć opłaty za ochronę. Tak właśnie wyglądały sycylijskie organizacje mafijne w prapoczątkach.
W kolejnych dziesięcioleciach grupy te zyskiwały coraz większe wpływy, szczególnie na zachodzie wyspy, gdzie własność ziemska była mocno rozdrobniona. Z jednej strony pobierały opłatę za ochronę od posiadaczy ziemskich, z drugiej trzymały w szachu chłopstwo, ulegające coraz mocniej rewolucyjnym lewicowym ideom. Żyły z konfliktu między obiema warstwami, a jednocześnie bogaciły się. Na przełomie XIX w. i XX w. mafiosi coraz częściej zdobywali, nierzadko drogą wymuszenia, własne latyfundia. Wkraczali także do polityki. Na ogół ograniczali się do kontrolowania procesu wyborczego, zmuszając ludzi do głosowania na swojego kandydata, czy to w wyborach lokalnych, czy parlamentarnych. Tylko czasem, jak wspomniany don Francesco Cuccia, angażowali się w nią osobiście. W efekcie u progu XX w. mafijne klany zaczęły sprawować gros realnej władzy na wyspie.
W ten niebezpieczny i wrogi obcym świat wkroczył w 1903 r. Cesare Mori. Od razu trafił na najcięższy odcinek – na zachodnią Sycylię.
Strategia bezruchu
Początkowo Mori służył w Castelveltrano. Następnie w 1907 r. przeniesiono go do Trapani, stolicy prowincji, gdzie niebawem uzyskał awans na komisarza. Działał odważnie, energicznie i nieszablonowo, dlatego też w walce z mafią i pospolitymi bandytami odnotowywał znaczne sukcesy. Aresztował kilka mafijnych szych, dlatego też parokrotnie próbowano go zlikwidować. Szczęśliwie udawało mu się uciec spod kul zamachowców.
Mimo wielkiego zaangażowania, Mori nie mógł ostatecznie pokonać wówczas mafijnej hydry. - Wreszcie w Trapani mamy człowieka, który nie waha się zaatakować mafię, gdziekolwiek ona się odkryje. Niestety jednak lokalni politycy ciągle intrygują przeciwko niemu – pisał do rzymskich przełożonych Prokurator Generalny z Palermo.
Może te zabiegi przyniosły skutek, gdyż w styczniu 1915 r. Mori został przeniesiony do Florencji, gdzie objął funkcję zastępcy komisarza policji. Nie dane mu było długo popracować na tym stanowisku.
W maju 1915 r. Włochy przystąpiły do I wojny światowej po stronie ententy. Ogłoszono powszechną mobilizację. W związku z tym sycylijscy chłopi, którzy zawsze starali się jak mogli unikać służby wojskowej, zaczęli masowo uciekać do górskich kryjówek. W efekcie wyspa zaroiła się od rozbójniczych band, które terroryzowały nie tylko cywilów, ale były na tyle silne, że atakowały również stróżów prawa. Dlatego też w maju 1916 r. Cesare Moriego ponownie wysłano na zachodnią Sycylię. Stanął na czele specjalnego oddziału, który miał polować na brygantów.
Doświadczony komisarz wiedział, że wielkie obławy z zaangażowaniem setek policjantów, w terenie są zupełnie nieskuteczne. Bandyci mieli wszędzie swoich informatorów, którzy bez trudu mogli śledzić ich każdy ruch. Wybierał więc „strategię bezruchu”. Najczęściej przyjeżdżał w rejon, gdzie działała banda, tylko z paroma ludźmi. Potem, jak sam pisał, markował bezczynność i jednocześnie ciągle dyskretnie zbierał dane od konfidentów na temat poczynań i zwyczajów ściganych. Chodziło o to by ich nie spłoszyć, uśpić czujność, a potem zaatakować z zaskoczenia. - Osiem dni bezczynności na godzinę w akcji; miesiąc czekania na kluczowe pięć minut. Tak to robiłem – wspominał Mori.
Dzięki tej strategii udało mu się m.in. zlikwidować bandę niejakiego Carlina. Komisarz osaczył czterech zbirów w jednym z domów schadzek, w miejscowości Riesi, do którego zwykli się udawać. Pojmał ich po kilkugodzinnej strzelaninie. Znacznie trudniej poszło mu z Grisafim, brutalnym mafioso kontrolującym okolice malowniczo położonego miasteczka Caltabellotta w południowej części Sycylii. Po dłuższym rekonesansie Mori stwierdził, że nie wyeliminuje przeciwnika, jeśli nie odetnie go od zaplecza, czyli ludzi wspierających bandę. Nakazał więc aresztowanie aż 357 osób wytypowanych na podstawie doniesień informatorów jako członkowie klanu. Aresztowania przeprowadzono jednocześnie tej samej nocy. Tym czynem policjant pozyskał zaufanie miejscowych chłopów. Widząc, kto jest bliższy zwycięstwa, zaczęli donosić mu o wszystkich ruchach Grisafiego. Niedługo potem specgrupa Moriego otoczyła mafiosa i jego świtę w jednym z domów. Po krótkiej wymianie ognia boss musiał skapitulować.
Po zakończeniu kampanii na Sycylii Mori powrócił do kontynentalnych Włoch. W 1920 r. awansował na prefekta policji. Pracował kolejno w Rzymie, Bolonii i Bari, aż w 1922 r. - obwieszony medalami – przeszedł na emeryturę. Jednak gdy ponownie władza postanowiła rozprawić się z „mafijnym rakiem”, okazał się niezbędny.
Carte blanche
W latach 1924-25 Benito Mussolini umacniał dyktaturę Partii Faszystowskiej. Sycylijska mafia, pomijając wspomnianą konfrontację z don Cucciem, znalazła się na jego celowniku z kilku powodów. Przede wszystkim ograniczała władzę państwa nad wyspą i otwarcie wspierała polityków wrogich faszystom. Ponadto Duce uznał, że jej poskromienie będzie można wykorzystać propagandowo, by zwiększyć poparcie dla nowego reżimu.
Niełatwe zadanie wyplenienia mafii wymagało sprawdzonych ludzi. Dlatego też latem 1924 r. szef włoskiego MSW Luigi Federzoni powołał Moriego do służby czynnej. Piastował on kolejno stanowiska prefekta policji Trapani i Palermo. Mussolini dał mu jasny rozkaz:
Wasza Ekscelencja ma carte blanche – władza państwa na Sycylii musi być całkowicie, powtarzam całkowicie, przywrócona. Jeśli obowiązujące prawo uniemożliwiałoby Panu skuteczne działanie, nie stanowi to problemu – napiszemy nowe.
Wyposażony w nadzwyczajne uprawnienia Mori działał bezlitośnie i brutalnie. Ze swoją małą armią złożoną z policjantów i karabinierów przemierzał całą Sycylię, od miasta do miasta, organizując obławy i masowo aresztując podejrzanych o przynależność do mafii. Gdy jakiś boss nie chciał się poddać, brano jego rodzinę jako zakładników i konfiskowano majątek. Czasem, by dodatkowo upokorzyć krnąbrnych delikwentów, zabijano publicznie ich bydło, a mięso sprzedawano za bezcen. Aresztowanych bito i torturowano, by wymusić zeznania. Zresztą niektórzy pojmani mafiosi, łamiąc omertę, szli na współpracę ze śledczymi, byle tylko pogrążyć konkurencję z półświatka.
Najbardziej spektakularnym rozdziałem kampanii Moriego była pacyfikacja Gangi – mafijnego gniazda na północy Sycylii. Oddziały „Żelaznego Prefekta” wkroczyły do niej w Nowy Rok 1926 r. Ponieważ niemal każdy dom w mieście posiadał dobrze zakamuflowaną kryjówkę, większość przestępców zdołała schować się przed policją. Stróże prawa nie zadali sobie trudu, by przeszukiwać kolejne budynki. Zamiast tego przedsięwzięli wszystkie wymienione wyżej „działania upokarzające”, łącznie ze spaniem w łóżkach ściganych i poniewieraniem ich żon. Tego sycylijskie poczucie honoru nie wytrzymało. Już 2 stycznia kolejni gangsterzy zaczęli wychodzić z ukrycia i oddawać się w ręce policji. Po dziesięciu dniach operację zakończono. W jej rezultacie zaaresztowano przeszło 430 ludzi. Faszystowska propaganda otrąbiła akcje w Gangi wielkim sukcesem, a Moriego narodowym bohaterem.
Antymafijna kampania prefekta Palermo trwała do lata 1929 r. W jej toku aresztowano przeszło 11 tys. ludzi, często całkowicie niewinnych. W masowych procesach wyroki więzienia otrzymało ponad 1200 osób. Wielu zesłano do miejsc odosobnienia.
Mori na lata złamał kręgosłup sycylijskiej mafii. Wśród skazanych gangsterów znaleźli się m. in.: aktywny we Włoszech i USA „boss bossów” Vito Cascio Ferro (zmarł za kratami w 1943 r.), słynny don z Villalby Calogero Vizzini (wyszedł już w 1937 r.), don Giuseppe Genco Russo (po wojnie polityk Chrześcijańskiej Demokracji i mafioso-celebryta) i wreszcie don Francesco Cuccia, który upokorzył Mussoliniego. Pewnym wskaźnikiem skuteczności jego działań był drastyczny spadek liczby morderstw popełnianych na Sycylii. Dobitnie obrazuje to przykład samego Palermo. W 1924 r. mieście odnotowano 278 zabójstw. W 1928 r. już tylko 25. Można więc śmiało stwierdzić, że operacja „Żelaznego Prefekta” zakończyła się bezprecedensowym historycznym sukcesem.
Powrót hydry
Latem 1929 r. Cesare Mori ponownie przeszedł w stan spoczynku. W glorii pogromcy mafii wrócił do rodzinnych północnych Włoch. Partia Faszystowska uhonorowała go licznymi nagrodami, a także mandatem senatora. Sprawował go aż do śmierci 5 lipca 1942 r.
W rok później na Sycylii wylądowali Alianci. Udało im się co prawda wypędzić z niej Niemców, ale wraz z ich przybyciem mafiosi znów podnieśli głowy. Tymczasowymi burmistrzami, pod kuratelą władz okupacyjnych, zostawali dawni bossowie, podający się za więźniów politycznych faszystowskiego reżimu. Hydra pokonana przez Moriego odżyła ze zdwojoną siłą. I ma się dobrze do dziś.