Piękne lata pięćdziesiąte

Czytaj dalej
Fot. archiwum rodzinne
Barbara Szczepuła

Piękne lata pięćdziesiąte

Barbara Szczepuła

Najmniejszy pokój zajmowała Helga, młoda Niemka, o której mówiono, że została zgwałcona przez czerwonoarmistów. W dużym poniemieckim mieszkaniu w centrum Wrzeszcza żyło kilka rodzin.

Na wakacje Joanna przyjeżdża z dziećmi do krewnych w Gdyni. Chce im pokazać morze. Słońce świeci, lody mewa chłodzą rozpalone usta, fale rozbijają się o brzeg, co za radość żyć. Dwunastoletni Adam jest zachwycony, nie można go wyciągnąć z wody, czteroletnia Ala pluszcze się przy brzegu pod opieką mamy. Jest rok 1952.

- Mama dostaje list z Piotrkowa Trybunalskiego, od taty. Czyta i płacze - przypomina sobie Adam.

Pod koniec wakacji Joanna wysyła Adama do domu, bo zaczyna się rok szkolny. - A ty, mamo? - Dojadę - uspokaja. Ale nie dojeżdża. Wraca za to Basia, starsza siostra Adama, która spędzała wakacje u cioci Zochy w Bielawie, u podnóża Gór Sowich. Siostra mamy wyszła za mąż za Janka, który z Armią Czerwoną doszedł do Berlina i walczył dzielnie z Germańcami, medali miał co niemiara i lubił się nimi chwalić. Do Związku Radzieckiego nie chciał jednak wracać, jakoś udało mu się zakotwiczyć w Bielawie, władzom przysięgał, że jest Polakiem spod Lwowa, a Zosi - że jest kawalerem. Wzięli ślub i żyli szczęśliwie na ziemiach odzyskanych, przekształcając niemieckie miasteczko Langenbielau na polską modłę i krzewiąc nową wiarę. Zosia zaangażowała się w socjalizm, Służba Polsce to było to, jednego roku ktoś ją uwiecznił na zdjęciu, gdy szła na czele pochodu pierwszomajowego. Kiedy po latach dowiedziała się, że Janek ma w ZSRR żonę i córkę, było za późno, by zmieniać ułożone jako tako życie. Z listu, który przyszedł spod Lwowa, wynikało, że pierwsza żona Janka zostawiła jego matce dziewczynkę i znikła. Matka żądała, by Janek zabrał córkę, ale on bał się jechać do Lwowa, bo jak mówił, mogli go już nie wypuścić, a najpewniej zesłać do łagru. Więc pojechała Zocha i przywiozła Marysię do Polski. - Piękna była - zachwyca się Adam. - A najładniejsze miała piersi. Ogromne, mlecznobiałe i w dodatku nie nosiła stanika, nawet nie wiedziała, że coś takiego istnieje.

***

Ojciec Adama coraz więcej pije. Jest wziętym krawcem, przed wojną dorobił się majątku, kupił w Piotrkowie trzy domy, w tym jeden letniskowy nad Pilicą. Za okupacji szył mundury niemieckim oficerom. Teraz też ma mnóstwo pracy, ludzie wyszli z wojny w jednym łachu na grzbiecie, chcą jako tako wyglądać, zamówień nie brakuje. A jak są zamówienia, to są pieniądze, a jak są pieniądze, to leje się wódka. Nie może się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Przed Zaduszkami Basia z Adamem pakują tobołki, zabierają sukienki i zimowe palto mamy, pościel, ręczniki, swoje fatałaszki. Jadą do Gdańska, jak w liście nakazała mama.

***

Joanna znalazła pracę i lokum we Wrzeszczu. Nie mieszkanie, a pokój, w dodatku przechodni, ale lepsze to niż nic.

W dużym poniemieckim mieszkaniu w centrum Wrzeszcza żyje kilka rodzin. Głównym lokatorem jest pan Henryk, z zawodu krawiec spod Piotrkowa, który wraz z żoną Kaszubką zajmuje aż dwa pokoje. I to od frontu, z balkonem! Nikt nie śmie kwestionować jego stanu posiadania, bo jest „głównym użytkownikiem lokalu”. Mama zna go jeszcze z Piotrkowa i jest mu wdzięczna, że przygarnął ją z dziećmi. Piotrkowianie, tak jak warszawiacy czy lwowiacy, trzymają się razem i starają się sobie pomagać. Pan Heniek ma szklane oko i lubi wypić, lubi też muzykę, ma adapter i cudne płyty. Puszcza na cały regulator przeboje takie jak „Marynika” czy „Wio koniku” i zaraz wszystkim robi się weselej, zapominają o braku pieniędzy, wspólnej kuchni i łazience. - Panie Heńku, niech pan nastawi „Cichą wodę” - proszą.

W trzecim pokoju mieszka starsza, garbata gdańszczanka, rozgoryczona i obrażona na cały świat, która boi się wychylić nosa za próg. Bóg raczy wiedzieć, z czego żyje i co je, ale coś tam w kuchni o swojej godzinie gotuje. Godziny używania kuchni są ściśle określone i nie daj Boże, by ktoś chciał gotować w innym czasie. - Ty Niemro! - krzyczy czasem któraś z kobiet. - Wynocha do Reichu!

W czwartym pokoju mieszka pan Władek, kolejarz. Jeździ po Polsce tam i z powrotem, więc rzadko bywa w domu. Waletuje u niego Janek, zwany Hansem, student medycyny pochodzący spod Kartuz. Janek na niedzielę jeździ do domu i przywozi zwykle całą torbę placków ziemniaczanych, którymi żywi się przez następny tydzień.

Czwarty pokój zajmuje Joanna z Adamem i Alą. Basia tylko dochodzi. Zaczęła naukę w szkole pielęgniarskiej i dostała miejsce w internacie. Niestety, wkrótce okazało się, że mdleje na widok krwi. Ale umie ładnie rysować, więc przenosi się do Liceum Plastycznego. Wraca do mieszkania we Wrzeszczu, bo w Orłowie nie ma internatu.

Najmniejszy pokój zajmuje Helga, młoda Niemka, o której mówi się, że została zgwałcona przez czerwonoarmistów. Syna, którego urodziła po wojnie, oddała pod opiekę swojej rodaczce mieszkającej gdzieś w pobliżu. Często wraca do domu w nocy w towarzystwie podchmielonych mężczyzn. Nie przeszkadza to nikomu, poza mamą Adama, bo droga do pokoju Helgi wiedzie obok jej łóżka. Pokoje są położone w amfiladzie, przejście ogrodzono wprawdzie blatem solidnego niemieckiego stołu postawionym na sztorc i dodatkowo przymocowanym do kija od szczotki kocem, który miał tłumić hałasy, ale nie tłumi. Alę, która spała na materacu na podłodze, mama na noc obstawia krzesłami, żeby goście Frau Helgi jej nie rozdeptali. Studentowi medycyny hałasy nie przeszkadzają, bo uczy się długo w nocy. Ma fantastyczne książki. Najfajniejszy jest podręcznik anatomii. Pod nieobecność studenta Adam wynosi go do lasu i pokazuje kolegom, jak wygląda kobieta i co ma między nogami. Dzięki temu Adam zdobywa szacunek wśród chłopców z ulicy, którzy mogą się pochwalić najwyżej powieściami. „Jak hartowała się stal”, czy „Opowieść o prawdziwym człowieku”, które były zachwycające, ale jednak nie aż tak. Na szczęście otwarto wtedy we Wrzeszczu prywatne biblioteki, w których wypożyczało się prawdziwe powieści. Sienkiewicza i Kraszewskiego, ale także „Winnteou”, „Chatę wuja Toma”, „Robinsona Crusoe” albo „Dywizjon 303”. Ulubionym pisarzem Wojtka jest Joseph Conrad i to lektura jego książek spowodowała, że poszedł do Conradinum. - Zostanę marynarzem, będę pływał po morzach i oceanach - postanawia. - Jak lord Jim.

***

Dzielnica nie była zła, nieopodal ulic Matejki i Sobótki przy Jaśkowej Dolinie stały najpiękniejsze w całym Wrzeszczu wille, także oczywiście zasiedlone przez liczne rodziny z Kresów i centralnej Polski. Chłopcy strzelali z procy w ich duże, czasem zdobione witrażami okna.

Schody, jak w filmie Eisensteina, prowadziły do willi, którą władze wybrały na siedzibę Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (potem mieścił się tam gdański ośrodek telewizyjny). Do TPPR młodzież chodziła na akademie z okazji rocznicy rewolucji zwanej październikową oraz zwycięstwa nad faszyzmem. Dzieci oglądały teatrzyk kukiełkowy. Starsi chłopcy kradli jabłka i śliwki z zapuszczonych już nieco ogrodów i podglądali w lesie marynarzy prowadzących panny w ustronne miejsca. To było ciekawsze niż kukiełki.

Adam jest harcerzem, żegluje, mama pilnuje, żeby miał dużo obowiązków i nie zajmował się głupstwami. Zapisuje go do kółka malarskiego i geograficznego w Miejskim Domu Kultury, przy ulicy Uphagena. Adamowi marzy się jeszcze kółko muzyczne, ale mamy nie stać na kupno instrumentu.

***

Dzięki protekcji pana Heńka Joanna zatrudnia się w spółdzielni krawieckiej, ale niedługo tam pracuje, bo nie ma drygu do szycia. W fabryce czekolady radzi sobie o wiele lepiej. Wszystko układa się nieźle do dnia, gdy zjawia się ojciec. Klęka przed Joanną, płacze, obiecuje poprawę. Nigdy już wódki nie weźmie do ust, nie podniesie ręki na żonę. Nie ma gdzie wrócić. Jeden dom sprzedał tuż przez wymianą pieniędzy i został z teczką pełną bezwartościowych banknotów, drugi zabrał mu komornik na spłatę domiaru, trzeci… ach, szkoda mówić. Więc klęczy, zaklina się, prosi i błaga. I zostaje. A po dwóch tygodniach Adam musi wzywać pogotowie do pobitej matki.

Dlaczego zapamiętał ten poniemiecki mosiężny przycisk na biurko w kształcie głowy konia? Bo ojciec chwycił go i ruszył w jego kierunku. Ale Adam już się go nie boi. Jest silniejszy, ćwiczy kulturystykę i podnoszenie ciężarów. Do Bożego Narodzenia kąpie się w zimnych wodach zatoki, a sam kapitan Borchardt stawia mu czasem w Brzeźnie herbatę z kubańskim rumem. Chwyta więc ojca za marynarkę, potrząsa… i puszcza. Wie, że mama modli się, by na ojca nigdy ręki nie podniósł.

To zdarzenie przyspiesza decyzję Basi. Pakuje się i wyjeżdża do chłopaka z Giżycka. Zostaje na Mazurach.

Frau Helga emigruje do Niemiec, gdzieś daleko, aż pod granicę francuską. Co się stało z jej synem, czy go zabrała - nie wiadomo. Adam zajmuje jej mały pokoik. Jest zachwycony. Zmienił zainteresowania, porzucił budownictwo okrętowe, jest teraz studentem architektury i rysuje projekty nowych mieszkań. Według socjalistycznych norm oczywiście. Muszą być zaplanowane tak, by na 30 metrach kwadratowych zmieścić rodziców, dwoje dzieci, babcię i psa, ale trudno, takie czasy. Ciasne, bo ciasne, ale własne. No z tą własnością nie przesadzajmy - tak zwane lokatorskie.

Dorabia w porcie, w studenckiej spółdzielni pracy, w biurze projektów, jest kelnerem na balach politechnicznych. - Buty smarowałem tuszem, by nie było widać dziur - wspomina. - Panie profesorowe bardzo lubiły ze mną tańczyć bo, nie chwaląc się, byłem w tym dobry.

Ojca nie zauważa, nie odzywa się do niego, choć by dojść do swojej służbówki, musi przechodzić obok jego łóżka. Ojciec zatrudnia się jako krojczy u pana Heńka, ale wyrzucają go za pijaństwo. Szyje więc na czarno, ktoś donosi, trafia na trzy miesiące do aresztu.

- Długo liczyłem na Boga - wyznaje Adam. - Byłem ministrantem, modliłem się żarliwie. Pewnego razu podczas spowiedzi ksiądz zaczął pytać: - Jaki duży jest twój „mały”? Zaprosił mnie do siebie. Nie wiedziałem, co robić, poradziłem się starszego kolegi.

- Nie idź!

Przestał chodzić do kościoła. Mama była bardzo religijna, więc żeby nie sprawiać jej przykrości, w niedzielę wychodzi z domu i udaje, że idzie na mszę.

Od tego czasu liczy już tylko na siebie.

***

Musi się wyrwać z domu, zarobić na mieszkanie i zamieszkać osobno. Musi, bo inaczej zwariuje. Jedzie do Paryża.

Paryż to nie miasto, to marzenie, piękny sen. Na Gare Saint-Lazare stawia walizki na peronie i podchodzi do planu metra, by szukać informacji, jak się dostać na Place de Clichy. Wraca - walizek nie ma. - Jak to? - nie może pojąć, przecież w Polsce opowiadano, że za zachodnią granicą nie kradną! Gdzie moje kabanosy? Gdzie moja kiełbasa sucha krakowska? Moja czysta wyborowa? Dobrze, że te 20 dolarów zaszyte w kołnierzu kurtki mam na grzbiecie!

Znajduje posadę w pracowni architektonicznej, potem w następnej, nieźle sobie radzi, zaprasza mamę, pokazuje jej Champs-Elysées i Quartier Latin, w Luwrze przed obrazem Leonarda da Vinci cytuje wiersz Herberta „Mona Lisa”: „Przez siedem gór granicznych/ kolczaste druty rzek/ i rozstrzelane lasy/ i powieszone mosty/ szedłem - do ciebie”…

Mama jest szczęśliwa.

Kupuje jej kawalerkę na Przymorzu.

***

Sam nie bardzo rozumie, dlaczego w 1992 roku przyjechał na pogrzeb ojca, przez lata zarzekał się, że tego nie zrobi. Ojciec zmarł w dniu jego urodzin - 22 grudnia.
Taki zbieg okoliczności. Nawet płakał na cmentarzu, ale chyba raczej nad mamą, nad siostrami i nad sobą. A może jednak i nad ojcem? Gdy dziś zamyśla się nad jego życiem, ocenia, że ojciec nie potrafił się w żaden sposób odnaleźć w PRL. - Nie mogę go tak całkiem potępiać - dodaje.

- Gdy był na mnie zły, mówił, że nie jestem jego synem, że po porodzie zamieniono mnie w szpitalu. Ale mógł sobie mówić, co chciał - jestem do niego podobny.

***

Po trzydziestu pięciu latach Adam wrócił z Paryża do Gdańska. Kupił duże mieszkanie. We Wrzeszczu. Oczywiście, że we Wrzeszczu!
Imiona bohaterów zostały zmienione


b.szczepula@prasa.gda.pl

Barbara Szczepuła

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.