Mam wrażenie, że na szczytach władzy ktoś uprawia pewien rodzaj perwersji w podtrzymywaniu konfliktu wokół LGBT.
Niby jednym z elementów tej strategii jest przypominanie, że w Polsce homoseksualiści nigdy nie byli traktowani jak na Zachodzie, gdzie jeszcze po wojnie wtrącano ich do więzień, ale przyjęte metody tej walki o dobre imię naszego kraju są do tego stopnia kontrproduktywne, że trudno mi uwierzyć, iż ktokolwiek z rządu mógłby uznawać je za skuteczne.
Oto bowiem ministrem odpowiedzialnym za edukację i naukę w Polsce został poseł PiS Przemysław Czarnek, który widzi homoseksualne spiski wszędzie, więc zapewne geje i lesbijki wyskakują mu nawet z lodówki.
Aż trudno uwierzyć, że ten atakowany zewsząd bojownik o morale polskiej rodziny znalazł czas, by podjąć się misji dozorowania polskiego szkolnictwa.
No właśnie, teraz ja wysunę teorię spiskową. Śmiem twierdzić, że Czarnek został wybrany tylko po to, by wciąż dawać odpór seksualnej rewolucji i skupiać uwagę wyłącznie na LGBT. Zarazem odwracać ją od edukacji, na którą nikt w rządzie nie ma pomysłu. A jeśli już jakichś pomysłów miałbym się spodziewać, to aż boję się ruszyć wyobraźnią, cóż to może być.
Inna sprawa, że zadziwia mnie też upór, z jakim niektórzy aktywiści próbują prezentować światu idiotyczne uchwały różnych samorządów o „strefach wolnych od LGBT”. Wmawiają oni Zachodowi, że są to rzeczywiste akty prawne, choc to oczywista bzdura. No ale cóż, może ja czegoś nie pojmuję, a może po prostu są jakieś unijne granty do zagospodarowania i trzeba pod nie stworzyć odpowiednią atmosferę zagrożenia faszyzmem.