Paulina Matysiak: Trwa kwartał miodowy tego rządu. Nie można niczego robić na rympał
- Spór PO i PiS odchodzi do lamusa. Widać to przede wszystkim po reakcjach młodych Polaków. Mamy dość, że te dwie partie tylko zamieniają się miejscami. Chcemy merytorycznej dyskusji - mówi Paulina Matysiak, posłanka partii Razem
CPK powstanie, czy nie?
Trzymam kciuki za to, żeby ten projekt powstał.
A jak Pani ocenia klimat polityczny wokół tej inwestycji?
Klimat wokół niej jest gęsty, ciężki. Siekierę na nim można zawiesić.
Bo Rafał Trzaskowski mówi, że będzie bronił Okęcia kosztem CPK?
Akurat zdanie Rafała Trzaskowskiego jest najmniej ważne w tym wszystkim. Z opracowań na temat CPK, które powstały do tej pory, jasno wynika, że wybudowanie nowego portu oznacza wyprowadzenie ruchu lotniczego z obecnego lotniska na Okęciu - a na jego miejscu uwolni się teren, gdzie będzie mogła rozwijać się Warszawa. Istniejąca tam infrastruktura transportowa świetnie by się sprawdziła, gdyby tam powstała nowoczesna dzielnica mieszkalna. Dzięki temu łatwiej będzie oddać ten teren warszawiakom.
W dyskusji o CPK najczęściej dochodzi do mieszania pojęć - bo port centralny byłby przede wszystkim hubem, pasażerskim i towarowym. Okęcie takiej roli nigdy nie spełni, bo jest za małe. Tymczasem dziś oba te lotniska najczęściej zestawia się ze sobą, jakby miały pełnić podobną funkcję.Okęcie dziś też jest hubem, 30 proc. pasażerów na tym lotnisku to pasażerowie transferowi. Ale oczywiście nowe lotnisko postawiłoby to w innej skali, umożliwiłoby rozwój LOT-u i pozwoliłoby łatwiej przemieszczać się po świecie. Natomiast słuchając przedstawicieli rządu, to nikt nie mówi wprost o tym, żeby nie kontynuować tej inwestycji. Zamiast tego opinia publiczna słyszy, że trzeba się przyglądać każdej złotówce, sprawdzać wszystkie szczegóły.
Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” mówił o zmianie lokalizacji. Taki ruch oznacza de facto odłożenie tego projektu na półkę.
Każde opóźnienie - nawet kilkumiesięczne - może się przełożyć na to, że CPK powstanie kilka lat później. Bo są elementy tej inwestycji, które trzeba wykonać w odpowiednim terminie. Na przykład wycinkę drzew. Gdy wejdziemy w okres lęgowy ptaków, nie można tego robić - a przegapienie odpowiedniego terminu może się przełożyć na dłuższe opóźnienie. Właśnie to mnie teraz najbardziej niepokoi. Widać grę na czas, trwa przeciąganie procesów, które już mogłyby się toczyć, choćby związane z decyzjami lokalizacyjnymi czy wnioskami o fundusze UE.
Środków z Unii na lotnisko Polska i tak nie otrzyma.
Ale już na sam węzeł przesiadkowy CPK tak, podobnie jak na nowe połączenia kolejowe. Tymczasem wniosku o to nie złożyliśmy nie dlatego, że był „źle napisany” - jak mówił o tym minister Lasek - tylko dlatego, że cały czas nie ma kierunkowej decyzji dotyczącej całego centralnego portu.
To Lasek też powiedział.
Generalnie obecny rząd skierował do nadzoru tego projektu osoby, które wcześniej jednoznacznie sprzeciwiały się tej inwestycji. To wyraźny sygnał. Widać, że największy problem przy tej inwestycji jest z wolą polityczną. Moim zdaniem ten projekt jest dla Polski bardzo ważny, na wielu poziomach. Jego realizacja przełoży się na wzrost gospodarczy, poprawi jakość komunikacji w kraju, ale odegra też ważną rolę w wymiarze wojskowym. Zresztą budowa CPK jest wpisana do Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej. Warto o tym pamiętać przy krytyce tego projektu.
Pani broni CPK na wszelkich możliwych forach. Rozumiem, że to jest stanowisko całej partii Razem?
My jako partia własnego stanowiska w tej sprawie jeszcze nie przedstawiliśmy. Właśnie pracujemy nad nim, wydaje mi się, że zaprezentujemy je późną wiosną tego roku. Na pewno w tym półroczu. Jako partia poważnie podchodzimy do dyskusji merytorycznych.
Akurat w kwestii CPK jesteście mocno krytyczni wobec stanowiska rządu - choć przecież jako partia go popieracie. Dla Was to wygodny wentyl, by się odróżnić na tle koalicji rządzącej?
Od samego początku podkreślaliśmy, dlaczego popieramy obecny rząd. Jeszcze w kampanii wyborczej złożyliśmy zobowiązanie, że nowy rząd będzie miał u nas kredyt zaufania. Nie oznacza to jednak, że za każdym razem musimy go wspierać. Gdy mamy wątpliwości, to je zgłaszamy. Nie tylko w kwestii CPK, ale choćby w sprawie „kredytu 0 proc.”.
W tej ostatniej kwestii przeciw jest cały klub parlamentarny Lewicy. Ale dalej to są niszowe tematy - pozwalające pokazać, że nie jesteście po prostu lewym skrzydłem Platformy.
Można to przedstawiać tak, jak pan proponuje, że wynika to z naszego cynizmu i kalkulacji politycznych. Ale w mojej opinii to wynik naszych przekonań.
Tyle że takimi hasłami do Sejmu by Pani nie weszła - wybory rozstrzygają się na zupełnie innym poziomie. Te tematy są mało nośne, dlatego bezpieczne.
Rozmijamy się w ocenie tych tematów. W przypadku CPK wyraźnie widać, jak duże jest nim zainteresowanie. Polacy szeroko o tym dyskutują i oczekują merytorycznej debaty na ten temat. Proste argumenty o „pilnowaniu łąki” w tym przypadku na pewno nie wystarczają, zresztą już dawno zostały rozbrojone. Widać to na każdym kroku: jak duże jest zainteresowanie tym konkretnym tematem, jak silne oczekiwanie rzeczowej debaty, ale widać to także po tym, jak chętnie Polacy zaczęli oglądać transmisje posiedzeń Sejmu i komisji sejmowych.
Teraz mnie Pani przekonuje, że kwestia CPK może się stać tak nośna politycznie jak na przykład aborcja czy afera wizowa?
Myślę, że tak. Przede wszystkim dlatego, że wpisuje się w szeroki temat inwestycji, które mają pomóc Polsce szybciej się rozwijać i wygodniej żyć. W tej samej kategorii jest choćby dyskusja o budowie elektrowni jądrowych.
Od 2005 r. polską wyobraźnię nakręca spór PO z PiS-em, rywalizacja Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Teraz Pani mówi, że ich konflikt właśnie odchodzi do lamusa?
Odchodzi. Widać to przede wszystkim po reakcjach młodych Polaków. Oni nie chcą rytualnego sporu PO-PiS, są zmęczeni tą ciągłą bieżącą nawalanką. W ogóle mamy dość tego, że te dwie partie tylko zamieniają się miejscami, a dziś PiS powtarza dokładnie te same hasła, które wcześniej w opozycji głosiła Platforma. Chcemy merytorycznej dyskusji.
Akurat PiS nigdy nie krzyczał „Nie dla CPK”, natomiast PO w opozycji robiła to na okrągło.
Mam na myśli inne hasła, na przykład te związane z praworządnością czy obroną konstytucji. Tutaj zamiana miejsc jest właściwie pełna. Akurat PiS-owi nigdy nie przyszło do głowy, żeby za pomocą uchwały dokonywać zmian w mediach publicznych - do tego zawsze były potrzebne specjalne ustawy. Tak samo nie odwoływał prokuratora krajowego na podstawie opinii prawników.
Ja też do tych ruchów podchodzę bardzo sceptycznie. Uważam, że potrzeba większego namysłu przy planowaniu takich posunięć, bardziej statecznego podejścia do państwa. Nie można robić niczego na rympał.
Teraz Pani mówi, jakby była Pani w opozycji do obecnego rządu.
Głosowałam przeciwko wotum nieufności wobec Bartłomieja Sienkiewicza i Adama Bodnara. Większość Polaków zdaje sobie sprawę, że były potrzebne porządki w mediach publicznych. Wielu ekspertów wskazywało, do jakich manipulacji w nich dochodziło w czasach rządów PiS. To nie jest tak, że ktoś z dawnej opozycji coś sobie wymyślił. Wszyscy widzieli, na jakich zasadach funkcjonowała wtedy TVP i było jasne, że musi się to zmienić. Natomiast mam wiele obiekcji wobec stylu, w jakim to zrobił minister Sienkiewicz. Do dziś zresztą nie wyjaśnił on wielu wątpliwości z tym związanych, dotyczących chociażby strat finansowych poszczególnych kanałów wywołanych jego decyzjami. Na razie wiemy, że spółki są postawione w stan likwidacji, są zwalniani kolejni pracownicy, słychać pogłoski o łączeniu rozgłośni radiowych z telewizyjnymi, co wydaje mi się kompletnie absurdalne. Przydałoby się, żeby resort kultury wyjaśnił te sporne kwestie, bo za chwilę pojawią się kolejne budzące wątpliwości sprawy.
W marcu do Sejmu mają trafić uchwały dotyczącego Trybunału Konstytucyjnego.
Od początku roku słyszę, że te uchwały będą, ale cały czas one nie ujrzały światła dziennego. Ale wolałabym też, żebyśmy byli bardziej ostrożni z przyjmowaniem tego typu uchwał.
Wymieniliśmy kilka kwestii, w których jest Pani mocno krytyczna wobec rządu - a przecież Pani partia ten rząd popiera. Jak zrozumieć taką sytuację? Dualizm? Polityczna schizofrenia?
Nie, żadna polityczna schizofrenia. My od początku jasno komunikowaliśmy to naszym wyborcom, że dajemy obecnemu rządowi zielone światło, ale też z uwagą przyglądamy się temu, co on robi. Na razie trwa przedłużony miesiąc miodowy tego rządu.
Miodowy kwartał - pierwsze 100 dni.
Właśnie. Ale on już niedługo dobiegnie końca. A my jako partia Razem w niektórych kwestiach na pewno nie damy się złamać. Jasno komunikujemy, których rozwiązań nie poprzemy, na przykład związanych z „kredytem 0 proc.”, bo wiemy, że to rozwiązanie nie działa. Nie sprawdziło się za poprzednich rządów Platformy, nie działało, gdy podobne rozwiązanie wprowadził PiS - nie rozwiąże ono żadnych problemów również teraz, w ten sposób mieszkania nie staną się bardziej dostępne.
W podobny sposób mówi cały Wasz klub parlamentarny. Jak wyglądają Wasze relacje? Wy, jako „młoda lewica”, nie weszliście do rządu, „stara lewica” tak. Jednocześnie tworzycie wspólny klub. Jak to wygląda od środka?
Nasz klub jest bardzo zróżnicowany, bo mamy członków Nowej Lewicy, czyli dawnego SLD, nas - partii Razem, ale klub tworzą też Unia Pracy oraz PPS. Nasza współpraca układa się bardzo dobrze. Właśnie rusza kampania samorządowa i do sejmików kandydujemy razem, tworzymy jeden koalicyjny komitet. Jeśli chodzi o poszczególne miasta wygląda to już różnie, ale to wypadkowa lokalnych uwarunkowań. Ile samorządów, tyle kombinacji - tak to się układa. Ale na szczeblu parlamentarnym blisko współpracujemy. Jako Razem mamy bliski kontakt z ministrami Nowej Lewicy, przekonujemy ich do dobrych rozwiązań - oni zresztą też często mówią naszym językiem. Niedawno usłyszałam na przykład, że trwają konsultacje dotyczące skrócenia czasu pracy.
Chodzi o czterodniowy tydzień pracy? W kampanii po ten pomysł sięgnął też Donald Tusk.
Jeszcze przed nim proponowała to Razem, zbieraliśmy podpisy pod projektem obywatelskim w tej sprawie, w poprzedniej kadencji złożyliśmy projekt ustawy skracający czas pracy. I bardzo mnie cieszy, że Donald Tusk wnikliwie patrzy na to, co robi nasza partia. Za takie rozwiązania na pewno rządu krytykować nie zamierzamy. Jeśli dzieje się coś dobrego, pozwalającego się nam rozwijać, to na pewno będziemy to chwalić i wspierać.
Tylko że w polityce bardzo ważne są również: lojalność, zaufanie do partnerów. Świadomość, że będą wspierać nawet wtedy, gdy trzeba będzie podejmować trudne decyzje, a nie hamletyzować jak teraz partia Razem wobec rządu.
Nie wiem, czy naszą postawę można nazwać hamletyzowaniem. My chcemy być przede wszystkim merytorycznym partnerem rządzących. Zależy nam na tym, żeby przestawić myślenie o polityce w Polsce. Teraz dominują w niej zachowania plemienne, nam zależy, żeby zastąpić je działaniem merytorycznym. W poprzedniej kadencji Sejmu, gdy rządził PiS, też umieliśmy pochwalić tę partię, gdy wprowadzała projekty ważne i potrzebne. Nigdy nie nawalaliśmy w PiS, tylko dlatego że jest PiS-em. Generalnie nie postrzegamy polityki jako dziedziny, w której trzeba się ścigać na zapalczywość - zresztą w tej dziedzinie Platformy nie mamy szans przegonić.
Ujmując to skrótowo: zajęliście wygodną pozycję recenzentów kolejnych rządów. Tylko że partie są od przejmowania władzy, a nie od wystawiania ocen.
Nie wiem, czy ta nasza pozycja jest taka wygodna.
Nie bierzecie za nic odpowiedzialności.
Ale dostajemy w głowę od wszystkich. I od strony rządowej, której nie podoba się, że chcemy rozmawiać na poziomie faktów. I od opozycji za to, że rząd jednak popieramy. Nie wiem, czy można o takiej sytuacji powiedzieć, że jest wygodna. Wygoda jest wtedy, gdy ma się profity wynikające z posiadania określonej pozycji. Ja tych profitów nie widzę.
Świadomie zajęliście takie stanowisko.
Żeby była jasność: bardzo się cieszę, że rząd tworzy obecna koalicja, my chcieliśmy być w tym rządzie. Ale nie mogliśmy do niego dołączyć bez gwarancji finansowania dla naszych konkretnych postulatów. W takiej sytuacji trudno brać funkcję ministra lub wiceministra, jeśli nie ma realnej możliwości realizowania własnych projektów.
O co Magdalena Biejat walczy w wyborach na prezydenta Warszawy?
Oczywiście o prezydenturę.
A realnie?
Liczę na to, że wejdzie do drugiej tury.
Jeśli ona w ogóle będzie.
Na razie trudno cokolwiek przewidzieć, nie wiemy nawet, jaka będzie frekwencja w czasie tych wyborów. Ale obstawiam, że do drugiej tury jednak dojdzie - a w niej warszawiacy będą mogli oddać głos na Magdalenę Biejat, która ma jasną, lewicową wizję bezpiecznej Warszawy.
Jeśli ona wejdzie do drugiej tury, to wystartuje później w wyborach na prezydenta Polski?
Na razie skupiamy się na wyborach samorządowych, a potem europarlamentarnych. Żadne decyzje personalne w tej kwestii nie zapadną wcześniej.
Ale partia Razem wystawi w nich własnego kandydata, czy będzie to wspólny kandydat całej Lewicy?
Na ten moment nasza współpraca układa się dobrze. Zależy nam, żeby Lewica miała wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich. Jest na to bardzo duża szansa. I bardzo chcemy, żeby tym kandydatem była kobieta. Mamy dużo silnych, rozpoznawalnych, merytorycznych polityczek, które potrafią dopiąć swego. Mamy z kogo wybierać.