Patrząc na powyborczą mapę naszego kraju można dostać oczopląsu. Politycy grają w "kolorki", a nam zostaje szara rzeczywistość
"Niebiescy" trochę pokonali "Pomarańczowych" w sejmikach. "Pomarańczowi" triumfowali za to w dużych miastach. Do gry weszli "Zieloni" i "Czerwoni". Oto barwy polsko-polskiej potyczki o władzę...
Na powyborczych politycznych mapkach Polski nie jesteśmy, niestety, biało-czerwoni. „My” i „Oni” mają (mamy) albo kolor niebieski (prawicowo-patriotyczny), albo pomarańczowy (lewicująco-liberalny). No może czasem barwa jest bardziej zielona (ludowcy) lub czerwona (lewica). W każdym razie gra w kolorki trwa. „Niebiescy”, ustami ministra Gowina, biją się w pierś za spot o uchodźcach, ale też boli ich to, że nie zdobyli dużych miast, na przykład takiej Warszawy czy Łodzi. „Pomarańczowi” z kolei razem z „Zielonymi” plują sobie w brodę, że nie obronili swojego panowania w Sejmiku Województwa Łódzkiego w potyczce z „Niebieskimi”. Państwo politycy, pamiętajcie proszę, że gra w te kolorki to wciąż tylko gra, a najważniejsi są ci, którzy żyją w biało-czerwonym kraju.