Zielona Góra. Sławek M. najpierw powiedział do Małgorzaty „urządzę ci pogrzeb”, a po chwili rzucił się na nią z nożem... Trwa proces w tej sprawie.
- Lekarz powiedział, że cudem przeżyłam, bo mogłam już być na tamtym świecie - mówiła we wtorek przed zielonogórskim Sądem Okręgowym kobieta. Tego samego dnia Sławomir M. na pytanie pani sędzi odparł, że przyznaje się do winy. Dodał jednak, że niewiele pamięta z zajścia w barze. Pamięta jedynie początek. Tłumaczył, że był pijany i palił trawkę. Wyraził skruchę.
Małgorzata poznała Sławka w 2013 r. Pisał do niej listy z więzienia. Kobieta miała już za sobą nieudany związek, który rozpadł się przez alkohol. Z ojcem dziecka nie była w najlepszych relacjach. Sławek był miły, wydawał się dobrym partnerem. Gdy wyszedł z więzienia, spotkali się w Kamieniu Pomorskim. Tam spędzili wspólnie trzy dni. Potem Sławek przyjechał do Zielonej Góry i już został. Zamieszkali razem w wynajętym mieszkaniu. Wszystko było dobrze do czasu, aż Sławek zaczął pić.
- Raz chwycił mnie za gardło, nie uderzył, ale trzymał - opowiadała kobieta przed sądem. Kolejnym razem pijany Sławek usmażył kotlety. Nagle podszedł od Małgorzaty i obrzucał ją jedzeniem. - Na siłę mnie nakarmił, lekko raniąc w wargę - opowiadała poszkodowana dziewczyna. Tego było już za dużo. Postawiła ultimatum: ona i rodzina albo wódka.
Spotkali się w zielonogórskim barze. Poinformowała go, że z nimi koniec. Zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy. Sławek na to powiedział: „urządzę ci pogrzeb” i po chwili podszedł do byłej partnerki, wyjął z kieszeni nóż i zaczął jej zadawać silne ciosy. Uderzał w brzuch, klatkę piersiową, ciął po rękach. Dziewczyna broniła się, ale upadła... Obezwładnili go mężczyźni, którzy byli w barze. Zeznawali w środę przed sądem. Według ich relacji, gdy Sławomir leżał, krzyczał jeszcze: „Niech zdycha!”.
Sąd na wniosek obrońcy Sławomira M. wezwie biegłych, którzy wydawali opinię psychiatryczną.