Sprytna łodzianka podszywała się pod sędzię lub prokuratora. W ten sposób, zdobywszy wiarygodność, wyłudzała pieniądze od swoich ofiar, które na dodatek zastraszała i szantażowała. Doszło nawet do tego, że wyłudziła... psa, za którego po prostu nie zapłaciła, po czym dla odwrócenia od siebie uwagi straszyła hodowcę pod Sieradzem, że rzekomo prowadzi on nielegalną hodowlę czworonogów.
Zastawił na „panią sędzię” zasadzkę, ponieważ ta przez miesiąc miała wodzić za nos 54-letniego przedsiębiorcę z Konstantynowa pod Łodzią. Według Krzysztofa Rutkowskiego, Wioletta J. wyłudzała od biznesmena pieniądze powołując się na wpływy w sądach, prokuraturze i Urzędzie Miasta Łodzi.
Ponadto, kazała kupić drogą torebkę dla urzędniczki magistratu, która miała pomóc w załatwieniu działek miejskich. Chwaliła się, że ze swoim przełożonym, znanym prokuratorem Krzysztofem Kopanią z Prokuratury Okręgowej w Łodzi, jeździ na konferencje. Kreowała się na osobę, która wszystko potrafi załatwić.
Tak twierdzi znany łódzki detektyw Krzysztof Rutkowski, który razem ze swoimi ludźmi – po pamiętnym, iście filmowym, samochodowym pościgu ulicami Łodzi – zatrzymał 41-letnią Wiolettę J. Jak miał rozwikłać sprawę?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień