Pan Wiesław pomógł tysiącom osób
Za to, co robi Wiesław Deręgowski, dziękują mu całe rodziny. - Chcę pomagać, bo wielu mieszkańcom żyje się źle - mówi.
Wiesława Deręgowskiego zastajemy w tzw. stodole i faktycznie była nią kiedyś. Zamieniono ją na magazyn żywności i odzieży, która trafia do ubogich rodzin. Pomieszczenie nie ma ogrzewania, dlatego w środku jest zimno.
- Nie marznie pan? - pytamy.
- Już się przyzwyczaiłem. Faktycznie jest zimno. Ale ma to swój plus. Marchew czy jabłka nam się nie psują - tłumaczy nasz rozmówca. Wewnątrz zastajemy kilka osób. W pierwszym pomieszczeniu na stołach sterty odzieży. Zainteresowani wybierają swetry, kurtki, spodnie i pakują do kilku toreb.
- Przyda się, bo pewnie będzie jeszcze zimno - odpowiada jeden z mężczyzn. W sąsiednim pomieszczeniu worki marchwi, cebuli, skrzynki jabłek oraz także odzież i obuwie. Ale ta w lepszym gatunku. Na marynarkach i kurtkach są jeszcze etykietki, podobnie jak na obuwiu. Jedna z pań, która dostała przed chwilą marchew i cebulę, mówi nam: - Od kilku lat korzystam z pomocy. Nie pracuję, a muszę wychowywać trójkę dzieci. Dlatego dziękuję panu Derę-gowskiemu, że przywozi te artykuły do Szczańca. Bez nich byłoby nam ciężko.
Pan Wiesław mówi, że w punkcie Caritas pracuje od 14 lat
- Przez wiele lat byłem kierownikiem domu pomocy społecznej. Wtedy zostałem zaszczepiony bakcylem pomocy ludziom. Tak zostało do dzisiaj. Chcę pomagać, bo wielu mieszkańcom powodzi się źle. A bez naszego wsparcia byłoby im jeszcze gorzej - stwierdza.
Pan Wiesław wspomina, że do Szczańca przyjechał w 1968 roku, bo tu go skierowano do pracy jako asystenta agronoma.
Ale też dodaje, że w pomoc i pracę społeczną angażował się już w Kosobudzu, gdzie mieszkał do 1968 roku. - Wtedy jako organizacja młodzieżowa, której byłem szefem, wielu osobom pomogliśmy. Ale o prawdziwej pomocy można mówić dopiero od 2004 roku, kiedy rozpocząłem pracę w ośrodku pomocy. I później, kiedy trafiłem na emeryturę. Wtedy miałem dużo czasu i cóż miałem robić. Postanowiłem pomagać - zdradza nasz rozmówca.
I wylicza, że obecnie z pomocy punktu Caritas korzysta około 500 osób, a przed laty potrzebujących było nawet 700-800. Dostają rocznie 25-30 ton żywności, którą przez wiele lat pan Wiesław przywoził osobiście. Obecnie ze względu na zły stan zdrowia żywność i odzież przywozi wynajęta osoba. - Dziś mam już 68 lat i nie najlepszą kondycję, a ponadto zdrowie nie dopisuje. Dlatego muszę korzystać z pomocy innych.
Nasz rozmówca dodaje, że przed laty z pomocy korzystali głównie bezrobotni i rodziny z problemami, chociażby, kiedy głowa rodziny nadużywała alkoholu.
Natomiast dziś trafia ona najczęściej do osób niepełnosprawnych, chorych i rodzin wielodzietnych.
W stodole zastaliśmy też Jadwigę Maciejewską i Marię Lachowską. Obie panie także od 14 lat tu pracują społecznie. - Nam jak panu Wiesławowi wystarczy dziękuję lub Bóg zapłać. Mieszkańcy wiedzą, że za swoją pracę nie bierzemy grosza. To nas wzmacnia - podkreśla pani Jadwiga.