Dla 25-letniej Beaty to była szansa na lepszą przyszłość. Zarobić pieniądze na studia, kupić mieszkanie, a potem zapomnieć o wszystkim. Zostawić gdzieś daleko za sobą „Kathrin“, bo pod takim pseudonimem znali ją klienci klubu nocnego „Club Life“ w Zurychu.
Do Polski wróciła w trumnie. Została uduszona przez jednego ze swoich klientów, który prawdopodobnie się w niej zakochał. Prokuratura właśnie oskarżyła 49-letniego Szwajcara, bankiera, o zabójstwo 25-latki pochodzącej z okolic Stalowej Woli.
- Miejscem zbrodni był hotel w centrum Zurychu - potwierdzał w rozmowie dziennikarzami Stefan Oberlin, rzecznik miejscowej policji. Był koniec września 2014 roku, kilka dni po tym, jak Beata zginęła.
Po ukończeniu liceum w Stalowej Woli postanowiła studiować. Chciała się też usamodzielnić, wyrwać do większego miasta. Zamieszkała wraz z siostrą we Wrocławiu, zaczęła studiować pedagogikę i anglistykę. Pracowała też jako kelnerka, ale to zajęcie nie było szczytem jej marzeń.
Szwajcaria - tam łatwiej zarobisz na życie
Któregoś dnia Beata, skuszona wizją wysokich zarobków, po namowach koleżanki, postanowiła wyjechać do Szwajcarii. Przerwała studia, które chciała kontynuować za kilka lat. Miała być tancerką w klubie nocnym, wykonywała też masaże erotyczne. Z czasem stała się escort girl - dziewczyną do towarzystwa. Majętni mężczyźni, drogie hotele, bankiety i lejący się strumieniami szampan z najlepszych francuskich winnic - to wszystko niejednej dziewczynie potrafi zawrócić w głowie.
Dziewczyna wyjątkowo atrakcyjna
47-letni szwajcarski bankier był jednym z wyjątkowych klientów. Traktował „Kathrin“ zupełnie szczególnie. Po tragedii szwajcarskie gazety informowały, że hojnie dziewczynę wynagradzał. Tabloidy podkreślały, że 25-letnia Polka, pochodząca z okolic Stalowej Woli, była naprawdę bardzo atrakcyjną kobietą. I, według przekazów, najprawdopodobniej 47-latek zakochał się w niej. Czy to emocjonalne przywiązanie było motywem zbrodni?
Jeszcze we wrześniu 2014 roku Beata postanowiła wziąć urlop, odpocząć trochę. Chciała przyjechać do Polski, odwiedzić siostrę we Wrocławiu i rodziców pod Stalową Wolą. Oni nie wiedzieli, czym tak naprawdę zajmuje się ich córka w Szwajcarii. Kupiła już nawet bilet na samolot do kraju.
Co się wydarzyło tamtej nocy w Zurychu
Tragiczne zdarzenia rozegrały się w nocy z 15 na 16 września 2014 roku. Wieczorem w luksusowym, pięciogwiazdkowym hotelu Dolder Grand w Zurychu, bankier wynajął apartament. Przyjechał tam z „Kathrin“, bo jej prawdziwego imienia nie znał. Jak przebiegało tamto spotkanie? Szwajcarscy śledczy nie ujawniają szczegółów, ale dziennikarze miejscowych mediów snują przypuszczenia. Jedna z hipotez mówi, że zakochany bankier nie chciał, by jego „Kathrin“ wyjechała do Polski. Bał się, że już nie wróci, że jej nie zobaczy. Doszło do sprzeczki, kłótni - w jej trakcie mężczyzna udusił piękną Polkę.
Inna hipoteza mówi, że 47-letni bankier miał dość nietypowe fantazje erotyczne, za realizację których był w stanie wiele zapłacić. I płacił, nagradzając uległość kobiet i ich dyskrecję. Lubił seks połączony z duszeniem. Czy „Kathrin“ mogła paść ofiarą jego niecodziennych fantazji? Ta hipoteza zakłada, że w czasie intymnego spotkania będący pod działaniem narkotyków mężczyzna „przesadził“ i w efekcie udusił 25-latkę. Gdy zorientował się, co zrobił, spanikował. Postanowił ukryć ciało 25-latki. Zapakował zwłoki dziewczyny do dużej walizki na kółkach i następnego dnia rano, nie wzbudzając podejrzeń, opuścił hotel. Pojechał do swojego mieszkania. Walizkę z ciałem zataszczył do piwniczki na wino i tam zostawił. Przez kolejne dni nie opuszczał domu.
Gdzie znikła Beata? Ślady prowadzą do bankiera
O tym, że Beata ma w planach wyjazd do Polski, jej najbliżsi wiedzieli. Dziewczyna jednak nie przyjechała, przez kilka dni nie dawała też znaku życia. Zaniepokojona rodzina skontaktowała się z właścicielem szwajcarskiego klubu, w którym 25-latka pracowała. Ten zdziwił się, że jego pracownica nie dotarła do Polski, jak miała w planach. Do klubu też nie przychodziła od kilku dni. Powiadomił policję.
Analizując nagrania monitoringu, szybko ustalono, że ostatnią osobą, z którą widziano Beatę żywą, był bankier. Do drzwi jego mieszkania policjanci zapukali dziewięć dni po zabójstwie. Przyznał się do zamordowania „Kathrin“, Beaty… Wskazał wejście do piwniczki na wino. Śledczy poczuli odór ciała, które powoli zaczęło się rozkładać. Nie wiemy, jaki podał motyw.
Grozi mu dożywocie
Teraz, po nieco ponad dwóch latach od zbrodni, prokuratura z Zurychu zakończyła śledztwo. Oskarżyła 49-letniego obecnie bankiera o zabójstwo. Zgodnie z przepisami, w Szwajcarii za pozbawienie kogoś życia sprawcy grozi kara minimalna roku więzienia (za nieumyślne spowodowanie śmierci od roku do 10 lat), za morderstwo natomiast kara minimalna to 10 lat a maksymalna to dożywocie. Najsurowsza kara orzekana jest jednak niezwykle rzadko.
Beata wróciła do rodzinnej miejscowości koło Stalowej Woli w trumnie. Tamtej wrześniowej nocy jej marzenia o przyszłości, o studiach, własnym mieszkaniu pękły 25-latka postanowiła płacić bardzo wysoką cenę.
P.S. Imię 25-latki zostało zmienione.