Oscypki, bundz, wazektomia, tanio polecam
Zakopianka, muza poetów, pisarzy, a nade wszystko felietonistów, niewyczerpane źródło socjologicznych obserwacji, droga, dzięki której można było lepiej poznać Polskę i Polaków, zmienia się na naszych oczach. Krajobraz wokół niej zresztą też.
Nie wie nic o wycinkach ten, kto nie przejeżdżał ostatnio koło Lubnia, Rabki i baru „Sponti”. Tam było rżnięcie z prawdziwego zdarzenia, pod toporami i piłami padły całe lasy, ale taka jest cywilizacyjna cena nowoczesności i szybkości, gdzieś tymi swoimi SUV-ami rodacy muszą się rozpędzić.
Powstanie jednak, tak przeczuwam, rozbudowany program nasadzeń wokół nowych odcinków S7, zakopianka nie może przecież stracić swojego niepowtarzalnego charakteru. Sadzonki billboardów, ziarna banerów, bulwy citilightów (również takich domowej roboty) już gromadzone są w marketingowych spichlerzach. Wyrosną szybko całymi zagajnikami, więc bez obaw, szoku poznawczego nie będzie; wyciętych drzew nie dostrzeżesz, Tatry w dalszym ciągu najwcześniej ukazywać się będą już po minięciu Nowego Targu.
Podhale nie straci swojego statusu królestwa autokomisów i miana światowej stolicy blachy falistej, do podróżnych nadal będzie docierać ze spłowiałych reklam oferta narciarska, hotelowa i gastronomiczna. A także zupełnie nowa, bo od pewnego czasu można zaobserwować dynamiczny rozwój nietypowych dla tego regionu gałęzi biznesu, czyniących podróż kultową drogą jeszcze bardziej fascynującą.
Oto bowiem rozkwitł tu rynek chirurgii plastycznej. Reklama z lekarzem klęczącym przed rozebraną kobietą i rysującym flamastrem po nagiej piersi, wbija w samochodowy fotel. Na rozważania, kto przy okazji ferii operuje sobie biust w Waksmundzie, nie ma jednak czasu, im dalej w las (banerów), tym bogactwo podhalańskiej oferty medycyny estetycznej przytłacza bardziej, zdjęciami również. Nic jednak nie może równać się z potężnym billboardem, na którym jest tylko adres internetowy, ale od razu wiadomo, o co chodzi: wazektomia.com.
No nie ma takiej drugiej drogi na świecie. Ciekawe, co na to górale, lud do tego stopnia bogobojny, że całkiem niedawno sprawą wagi państwowej stało się menu Andrzeja Dudy podczas narciarskiego obiadu na Kasprowym Wierchu. Kancelaria prezydenta skutecznie wybroniła swojego szefa z zarzutu jedzenia kiełbasy w poście, czarno na białym wykazano, że był to faszerowany pomidor.
I choć powiadam wam, że kto nie jadł nigdy kiełbasy w poście, niech pierwszy rzuci pomidorem z bundzem, to pokazuje skalę zjawiska i tutejszej religijnej żarliwości. Jednak najwyraźniej generująca zyski zakopianka wszystkich sprowadziła na złą drogę. A za chwilę otworzą się na niej całkiem nowe możliwości.