Ola Piotr wytrwale pokonuje kolejne schody na drodze do normalnego życia
Po wypadku lekarze mówili, że jej stan jest bardzo ciężki, prawie beznadziejny. W śpiączce trafiła do Kliniki Budzik. Dzisiaj Ola Piotr samodzielnie chodzi, uczy się, jeździ na zakupy. Razem z mamą Kasią na nowo mogą się śmiać.
Na twarzy ma delikatny makijaż, pomalowane paznokcie. Jest już pełnoletnia. Osiemnastka odbyła się z wielką pompą. Była muzyka, pyszne jedzenie. Na imprezę urodzinową zaprosiła rodzinę, Mateusza i Dominikę Brodowiaków, koleżanki. Urodziny wykończyły Olę Piotr. W drodze do domu prawie zasnęła w aucie. - Ale impreza była na 102 - uważa Mateusz.
- Przyszła Maja, Zosia i Zosia, Julia... raz, dwa, trzy... - liczy przyjaciółki Ola. I oświadcza: - Było ich siedem plus ja. Dostałam pełno prezentów, od wuja Macieja i cioci komputer. Najbardziej lubię płyty. Słucham rocka i metalu. Lubię czytać książki, horrory. Ostatnio czytałam Stephena Kinga.
Uzbierała też trochę pieniędzy. Sama kupuje kolejne wisiorki, sukienki, bo zakupy uwielbia.
- Coś z tego życia musi mieć
- mówi babcia Wielisława i żartobliwie dodaje: - Torebkę z pieniędzmi trzyma przy łóżku i codziennie sprawdza, czy duszki ich nie podebrały. - Maybe mama wzięła - śmieje się Ola.
Aleksandra Orchowska, neurologopeda, która z Olą pracuje już prawie trzy lata, twierdzi, że dziewczyna coraz częściej wtrąca angielskie i hiszpańskie terminy. Te słowa do niej wracają.
Wcześniej Ola chodziła do dwujęzycznego gimnazjum. Od dwóch lat jest uczennicą Zespołu Szkół nr 2 przy ul. Prądzyńskiego, ma nauczanie indywidualne, nauczycielki przychodzą do niej do domu.
- Trafiła do nas, bo jest bliżej - tłumaczy Irena Pelowska, nauczycielka. - Mamy klasy integracyjne i specjalne. Ola ma zajęcia z funkcjonowania w środowisku, plastykę i technikę. Z koleżankami skupiamy się na tym, by Oli wróciła umiejętność płynnego czytania i pisania. Choć jest praworęczna, na plastyce czy technice lewą ręką potrafi zrobić bardzo ładne rzeczy.
Od czerwca ubiegłego roku Ola prowadzi dziennik. To pomysł pani Ireny, której zależało, by uczennica przez wakacje nadal ćwiczyła. - Prowadzę dziennik, samodzielnie - podkreśla Ola.
- Codziennie piszę, na przykład „Miałam lekcję z Anitą, było fajnie”.
Babcia Wielisława wspomina, że na początku wnuczka musiała korzystać ze ściągi literowej, którą przyniosła jej pani Irena.
- To taka tabliczka z alfabetem. Przy każdej literce jest owoc czy zwierzątko. Wtedy literki szybciej się kojarzą - tłumaczy I. Pelowska. - Jeżeli przy literze jest obrazek z kotem, to wiadomo, że jest to literka „k”.
Ola pamięta już literki, często pisze dyktanda ze słuchu. Na komputerze uczy się tabliczki mnożenia. - Najbardziej lubię matematykę - przyznaje Ola.
I. Pelowska podkreśla, że to bardzo pilna uczennica. - Myślę, że jest lepiej - odpowiada nauczycielka, pytana o postępy w nauce dziewczyny.
- Jest lepiej - z przekonaniem powtarza Ola.
Od kiedy Ola rozpoczęła na nowo naukę w szkole A. Orchowska przychodzi do niej raz w tygodniu. Wcześniej miała z nią zajęcia dwa razy w tygodniu
. - Jest bardzo dobrze, bo wiem, od czego wychodziłyśmy
- mówi pani A. Orchowska. - Cały czas nabywa nowe umiejętności, poszerza zasób słownictwa, coraz lepiej pisze, częściowo już samodzielnie. Wcześniej trzeba było literować, a teraz ma opanowaną pewną grupę słów. Mówi wtedy „nie podpowiadaj mi, sama napiszę”.
Nauczycielka przyznaje, że dziewczyna nadal potrzebuje wsparcia. - Ale jest ogromna różnica - podkreśla pani Aleksandra. - Świadczy o tym długość wypowiedzi, myślenie, także abstrakcyjne. Rozmawiamy o codziennych czynnościach, emocjach, o tym co się wydarzyło, co lubi, a czego nie. Ola jest po prostu rewelacyjna.
Śmiga po schodach z Dominiką
Babcia twierdzi, że obecnie Ola jest bardziej otwarta. Kiedyś opowiadała, jak miała ochotę. Jednak jej koleżanki twierdzą, że i wtedy buzia się jej nie zamykała. - Koleżanki coraz rzadziej przychodzą - skarży się Ola. - Najbardziej kocham Maję, to najlepsza przyjaciółka. Nie było jej od dwóch tygodni.
Ola wie, że Maja mieszka daleko, ma dużo nauki, bo chodzi do liceum. Ola również ma dużo obowiązków - szkoła, rehabilitacja, logopeda, odrabianie prac domowych. Chętnie też pomaga w kuchni. Z babcią piecze ciasta, ale najbardziej lubi gotowanie z mamą Kasią. - Jeszcze niedawno nie wiedziała, co to jest deska do krojenia, dziś kroi pieczarki, pomaga przy serniku - mówi babcia Wielisława.
A co robi z dziadkiem Marianem? - Dziadek jest najwspanialszy - oświadcza Ola. - Dziadek, dziadek kocham cię!
- Też cię kocham - odpowiada pan Marian. - A z dziadkiem opowiadamy sobie, gdzie dawniej chodziliśmy, co robiliśmy.
- I tak wspomnienia wracają. Zapamiętuje rzeczy, o których się jej opowiada, bo w pamięci ma czarną dziurę - twierdzi pani Wielisława. I dodaje: - Pewnego dnia pani Anita, nauczycielka bardzo się zdenerwowała, ponieważ Ola się rozpłakała. Pierwszy raz jej się to zdarzyło. Potem mówiła „ja nic nie pamiętam, co było przed wypadkiem”.
I. Pelowska potwierdza, że Ola czasami jest smutna, zamyślona. Ale potrafi się też cieszyć. To za sprawą pani Ireny Olę i jej rodzinę spotkała w grudniu niespodzianka.
- Szlachetna Paczka przyjechała. 42 paczki dla mnie - cieszy się Ola.
- Zgłosiłam Olę, ponieważ miałam kontakt z osobą, która prowadziła tę akcję - tłumaczy I. Pelowska. - W tym domu taka pomoc bardzo się przydała, bo rodzina potrzebuje pieniędzy na rehabilitację, która dużo kosztuje, a bez tych ćwiczeń Ola, by nie chodziła.
Rezultaty rehabilitacji widać gołym okiem. A. Orchowska zachęca Olę, by się pochwaliła swoim sukcesem. - Od zera, od samego dołu weszłam na czwarte piętro po schodach - mówi z dumą Ola.
Oczywiście cała eskapada odbyła się z asekuracją. Ola była bardzo zmęczona, długo nie mogła dojść do siebie, ale jest gotowa w każdym momencie na powtórkę tego wyczynu.
- Ola po schodach śmiga z Dominiką - mówi Mateusz Brodowiak, który wspólnie z żoną Dominiką zajmuje się rehabilitacją dziewczyny. - Dzielnie ćwiczy. Może być przykładem dla innych. Początkowo niewiele osób dawało jej szansę, że będzie sama siedziała, a co dopiero na normalne życie. Niewielu wierzyło w to, że Ola stanie na nogi, że będzie w jakikolwiek sposób samodzielna. W tej chwili sama porusza się po mieszkaniu. Niewielkiego wsparcia wymaga przy pokonywaniu schodów. A to właśnie schody są barierą architektoniczną uniemożliwiającą wyjście z budynku. Co z tego, że w tym bloku jest podjazd. Gdyby chciała pójść gdziekolwiek, to prawie wszędzie są schody. Dla mnie i Dominiki było ważne, żeby nauczyć ją chodzić po schodach.
Mateusz przyznaje, że nadal jest ograniczenie w nadgarstku prawej ręki. Rehabilitanci i dziewczyna ciężko pracują, by usprawnić nadgarstek. - Wcześniej miała problemy z najbardziej prozaicznymi sprawami. Nie potrafiła sama usiąść - wspomina M. Brodowiak. - W tej chwili to niemalże samodzielna dziewczyna, choć wymaga asekuracji. Duży wpływ na ten ogromny postęp ma jej charakter. Zawzięta, stawia na swoim, jest dużą indywidualnością. Dominika zawsze powtarza, że jest to najbardziej ambitna pacjentka z tych, które do tej pory prowadziliśmy. Czasami się buntuje, ale ten bunt jest dobry. Zamieniamy go w pozytywną energię.
- Dominika, Mateusz najlepsi! - Ola nie pozostawia wątpliwości, czyje wizyty są szczególnie przez nią oczekiwane, szczególnie dotyczy to Mateusza.
A. Orchowska twierdzi, że nie obraża się na to. I z uśmiechem dodaje: - Mateusz to jednak mężczyzna. Nie ma co z nim konkurować.
W ubiegłym roku Dominika i Mateusz wzięli ślub. Dokładnie 26 kwietnia w dniu urodzin obojga. Ola była na uroczystości, pokazuje zdjęcie młodej pary. I zerka z lekkim wyrzutem na Mateusza, który szykuje się do wyjścia.
- Przybij piąteczkę Ola - mówi na pożegnanie Mateusz.
Niech wnuczka stanie na nogi
Państwo Wawrzyniakowie mają niewielkie, dwupokojowe mieszkanie na poznańskiej Wildzie. Od momentu powrotu Oli z Kliniki Budzik mieszka tutaj także wnuczka i jej mama Kasia, które nie mogły wrócić do swojego mieszkania. Znajduje się ono na pierwszym piętrze kamienicy. Nie ma tam windy, a wyjście z klatki jest wprost na ulicę. W domu dziadków jest winda i podjazd. Ale był jeszcze jeden ważny powód przeprowadzki do dziadków. Ola potrzebuje stałej opieki.
- Podjęliśmy się opieki nad Olą, bo córka musi pracować
- tłumaczy babcia Wielisława. - Wnuczką zajmujemy się od poniedziałku do piątku. Gdy córka wraca z pracy, czyli wieczorem oraz w weekendy, mamy czas dla siebie. Możemy odwiedzić znajomych.
To jednak nie takie proste. Pani Wielisława jest po jednej operacji biodra, od roku czeka na drugą. Ma problemy z chodzeniem. Pan Marian niedawno spędził kilka dni w szpitalu, miał poważną operację. - Cieszymy się z tego, co jest - podkreśla babcia Wielisława. - Byleby nam zdrowie dopisało. Czasami czuje się w kościach wiek. Mąż ma 84 lata, a ja 73.
Ostatnio odwiedzili ich znajomi, z którymi zawsze jeździli na wakacje. Byli razem w Karpaczu, Szklarskiej Porębie, Podgórzynie, Kotlinie Kłodzkiej, ale już w ubiegłym roku Kazimierz przeszedł im koło nosa. W tym roku również nie wybiorą się w starym składzie w okolice Zakopanego. Nie chcą o tym mówić, bo boją się, że może to zabrzmieć, jak wyrzut, a oni się nie skarżą, cieszą się, że Ola jest coraz sprawniejsza. - Na takie jedno- dwudniowe wypady jeździmy - podkreśla pani Wielisława. - Córka bierze wtedy urlop.
Pan Marian uczył w Szamotułach. Tam w czerwcu są organizowane spotkania, w których często biorą udział. - Od 1995 r. co roku organizujemy też zjazdy absolwentów mojej uczelni, Akademii Wychowania Fizycznego - mówi dziadek Marian, który prowadzi kronikę zjazdów. - W tym roku we wrześniu pojedziemy do Kwilcza. Będzie nas gościł kolega Jan Kwilecki, hrabia kwilecki, który odzyskał tamtejszy pałac. I czekają nas jeszcze dwa wyjazdy na wesela, ale nie wiadomo, jak będzie z operacją żony.
Pani Wielisława, jako były pracownik poznańskiego MPK, mogłaby liczyć na refundację wczasów pod gruszą. Nie skorzysta, ponieważ musieliby z mężem wyjechać na dwa tygodnie, a to w ich sytuacji nie wchodzi w grę. Z kolei krótszy wypad może byłby możliwy, ale finanse nie pozwalają. Rehabilitacja Oli jest kosztowana. - Dzięki dobrym ludziom dostajemy pieniądze z 1 proc. - zaznacza pani Wielisława.
Gdy Ola przebywała w klinice Budzik, mieli jedno marzenie - niech się tylko wybudzi. Wtedy wierzyli, że szybko wróci do szkoły, nadrobi zaległości. A dziś?- Chcielibyśmy, żeby Ola samodzielnie stanęła na nogi - mówią jednym głosem Wielisława i Marian.
Inne matki nie miały tyle szczęścia
Życie Oli dzieli się na to przed i po wypadku. Przed tym tragicznym wydarzeniem Ola Piotr była uczennicą Gimnazjum nr 26 w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 4 na os. Czecha w Poznaniu, harcerką 9. Poznańskiej Drużyny Harcerskiej Kasjopea, dziewczyną pełną energii, planów na przyszłość, chodzącą na tańce, grającą w siatkówkę. Zawsze wykazywała się dużą aktywnością. Dziadkowie z dumą podkreślają, że szkołę podstawową ukończyła jako najlepsza uczennica.
- Teraz mało się różni od tej, którą była, poza mobilnością - zaznacza mama Kasia Wawrzyniak. - Nie może usiedzieć w jednym miejscu, nosi ją.
6 grudnia 2013 r. mocno wiało, bo w nocy nad Wielkopolską przeszedł orkan Ksawery. Był piątek, Ola wracała ze szkoły do domu. Wysiadła z tramwaju przy ul. Hetmańskiej. Przepuściła tramwaj, którym przyjechała i chciała przejść przez ulicę... I wtedy uderzył w nią tramwaj nr 18, który nie zatrzymał się na przystanku, bo zjeżdżał do zajezdni. Rozpędzony pojazd uderzył Olę w lewą część głowy. Zabrano ją na Oddział Intensywnej Terapii Medycznej szpitala przy ul. Szpitalnej. Jej stan był bardzo ciężki. Lekarze mówili, że beznadziejny. Tam przeszła dwie operacje. W stanie śpiączki została przewieziona do Kliniki Budzik, gdzie spędziła osiem miesięcy. 20 sierpnia 2014 r. wybudziła się ze śpiączki - Ola narodziła się na nowo.
- Jak powiedziała ciocia, nad Olą zatoczył się krąg miłości - mówi jej mama, która cały czas towarzyszyła córce w klinice.
Przebywającą w Budziku dziewczynę odwiedzali również dziadkowie. Przyjeżdżały harcerki, przywożone przez rodziców, a raz nawet pojawiły się w 18-osobowym składzie, bo właściciel firmy transportowej udostępnił im za darmo autobus. Pieniądze na leczenie Oli (leki na pobudzenie, komórki macierzyste) zbierano na Wildzie, gdzie mieszka dziewczyna. Zbiórki pieniędzy prowadzili uczniowie z gimnazjum na os. Czecha (sprzedawali ciasteczka, organizowali koncerty, turnieje). Otoczona miłością rodziną, wsparciem przyjaciół i znajomych Ola wracała do zdrowia.
- Gdy niedawno byłyśmy na badaniach w szpitalu przy Szpitalnej, lekarze nie mogli uwierzyć, że to się tak skończyło - opowiada pani Kasia. - Twierdzili, że to ich największy sukces. Nie tylko oni byli zdumieni. Przed osiemnastką Oli miałam problem z kolanem. Trafiłam na USG. Okazało się, że lekarka, która wykonywała mi badanie, tuż po wypadku robiła rezonans magnetyczny Oli. Także ona z niedowierzaniem przyjęła informację, że Ola jest w tak dobrej kondycji. A jednak.
Równie zaskoczony jej stanem był pracownik banku, który przyjechał do Oli, aby wręczyć jej kartę bankomatową, bo dziewczyna ma teraz także konto w banku. Okazało się, że był świadkiem, gdy dziewczynę po wypadku wnoszono do szpitala.
- Skrzydła rosną, gdy widzi się, jakie robi postępy. To kosmos!
- twierdzi mama Kasia. - Zupełnie inaczej wyglądają teraz powroty do domu.
Pani Kasia mówi, że inne matki nie miały tyle szczęścia. Sylwia, z którą Ola leżała w Budziku mimo wszczepionego stymulatora, nadal pozostaje w śpiączce. Skąd mama bierze siłę, by codziennie mierzyć się z przeciwnościami losu? Odpowiada, że siły same przychodzą, bo widać cel, poprawę. - Najważniejsze, że Ola jest, a przecież mogłoby jej nie być - podkreśla pani Kasia. - Teraz możemy na nowo się śmiać.
Każdy kto chciałby wesprzeć Olę, może to uczynić, przekazując 1 proc. podatku - KRS: 0000037904 z dopiskiem: cel szczególny 24120 Aleksandra Piotr lub na konto Oli, na rehabilitację:
PKO BP 22102041280000120201050004.