Okruchy budowalne. Felieton Tadeusza Płatka
Mój brat zyskał nowego sąsiada, który - tak się składa - jest deweloperem i buduje wielki, nowoczesny apartamentowiec.
Ojciec powiedziałby, że blok, babcia - czynszówkę. Ale teraz wszyscy mieszkają w apartamentach. Tak czy siak, mimo wszelkich środków ostrożności, budowa promieniuje. Jednym z niedających się uniknąć objawów jest całoroczny śnieg styropianowy, jakby to powiedział Bałwanek Olaf z krainy lodu - lód w lecie. Małe kuleczki pokrywają wszystko dookoła, a gdy tylko wiatr wpadnie do studni kamienicznych podwórek, tworzy niewielkie styropianowe tornada. Tornadka w zasadzie, białe trąbki powietrzne. Można się oczywiście upomnieć o ich posprzątanie, to jednak przypomina walkę z usuwaniem włosów po goleniu z umywalki.
Wszystko, wydawać by się mogło, spływa grzecznie, na samym jednak końcu okazuje się że kilka włosów wciąż nie chce usunąć się w cień odpływu. Kolejna woda, kolejny wir i wciąż to samo - kilka samotnych czarnych kresek.
Na drzewie, z kolei, na strzelistym grabie, zawisła zabłąkana z placu budowy reklamówka z wizerunkiem trupiej czaszki. Stało się podwórko mego brata martwym statkiem pirackim i w sumie nikt nie wie, co z tym robić.
Teoretycznie można by zażądać od wykonawcy, żeby ten piracki plastik ściągnął za pomocą jakiegoś wysięgnika, drona, czy bóg wie jak. Ale w praktyce rozmowa potoczyłaby się pewnie filozoficznie. „A któż to, panie, może wiedzieć, skąd ta reklamówka z trupią główką zleciała? Może z naszej budowy, a może skądinąd? A gdyby nawet od nas, to ona wisi na najwyższej i najcieńszej gałązce. Nam czekać do wiosny! Wtedy pierwsze pędy zsuną ja na ziemię, a wcześniej jeszcze wichury i deszcze siekące pozbędą się jej na zawsze”. Tak sobie w każdym razie wyobrażam perorę kierownika budowy.
Następnym okruchem, który się bezustannie z betonowego placu wysypuje, jest RMF MAXX, co i tak jest lepsze niż disco-polo, ale w równym stopniu zastanawia, dlaczego robotnicy nie są w stanie pracować w ciszy.
Zresztą kto może dzisiaj robić cokolwiek w atmosferze niezanieczyszczonej muzyką tła, bez tego wszechogarniającego melo-smogu?
Na budowie może nie być cementu, mogą się płyty gipsowo-kartonowe skończyć, dyble wyjdą, gwoździ braknie, ale od wbicia łopaty aż po wiechę zawsze będzie radyjko. Są nawet takie specjalistycznie urządzenia grające: wodo-, wtrząso-, i pyłoodporne. Żeby nic nie zakłóciło budowlanej muzyczki, która daje specjalistom siłę wespół z konserwami budowlanymi.
Na marginesie, gdyby nie budowlańcy, to firmy produkujące puszki - wszystkie te gulasze angielskie, byczki w pomidorach i inne świństwa - już dawno by splajtowały.
No bo kto prócz nich dziś to zjada? Taternicy? Grotołazi?