Ogolić im głowy! Co groziło Polkom za kontakty z Niemcami

Czytaj dalej
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Katarzyna Kaczorowska

Ogolić im głowy! Co groziło Polkom za kontakty z Niemcami

Katarzyna Kaczorowska

Wiemy stosunkowo wiele o Polkach, które z własnego wyboru romansowały z Niemcami. Ale na tym tle tematem tabu jest do dziś los Polek ofiar różnych form niemieckiej przemocy seksualnej

Polskie kobiety! Duma kobiet polskich musi być największą świętością, musicie bronić swojego honoru. Straszliwą hańbę sprowadzają na nas kobiety, które się zachowują bezwstydnie wobec morderców naszych synów, ojców, braci. Pamiętajcie, że oczy całego świata są skierowane na nas i ambicją polskich kobiet powinno być niedopuszczenie do hańby. Przebywanie w towarzystwie Niemców i wszelkie bezprawne dążenia wyrządzają bezpośrednią szkodę tym, które to czynią” - takie apele odwołujące się do sumień Polek (i do ich ciał, traktowanych jako egzemplifikacja Narodu) w Generalnej Guberni pojawiły się na ulicach miast już w grudniu 1939 r. Dla tych, którzy nie godzili się z okupacją, było jasne, że Polki pozwalające sobie na kontakty z Niemcami, ba, nawet na kontakty intymne, nie tylko przynoszą hańbę wszystkim Polakom, ale też osłabiają morale (nie tylko swoje). Ale najwyraźniej te apele, drukowane również w prasie podziemnej, nie odnosiły takiego efektu, na jaki liczyła patriotyczna część społeczeństwa, skoro w 1942 r. warszawski „Wawer”

Kraków, lata 40. Niemiecki żołnierz w towarzystwie dziewczyny wybiera się na przejażdżkę dorożką
Narodowe Archiwum Cyfrowe Kraków, lata 40. Niemiecki żołnierz w towarzystwie dziewczyny wybiera się na przejażdżkę dorożką

związany z AK kolportował w mieście ulotkę z rysunkiem niemieckiego oficera spacerującego pod rękę ze… świnią w spódniczce. Wierszyk pod spodem nie zostawiał cienia wątpliwości, o co chodziło karykaturzyście: „Warszawskimi ulicami chodzą szkopy ze świniami!!!!”.

Po prostu tabu

Ile Polek „hańbiło” swoje ciała stosunkami intymnymi z Niemcami? Ile w czasie wojny było prostytutkami, a ile decydowało się zostać utrzymankami, by nie umrzeć z głodu? Ile zakochiwało się w okupantach? Ile dzieci urodziło się z takich związków?

Na te pytania nie ma odpowiedzi. Po wojnie temat stał się niewygodny dla wszystkich - dla kobiet, które nie wyjechały do Niemiec, zostały w kraju i wolały zapomnieć o wojennym związku, i dla reszty społeczeństwa, które musiało zaakceptować to, że nie wszystkie Polki pałały do okupantów obrzydzeniem. Historią wojennych związków między Niemcami a Polkami zajęła się dopiero niemiecka historyk młodego pokolenia Maren Röger, której książka - mimo trudności w dotarciu do źródeł i świadków - zdumiewa liczbą informacji wcześniej nieznanych, choć pewnie odpowiedniejsze byłoby użycie słowa „wypartych”.

„Idzie sobie panna / Ze szwabem pod rękę / Bardzo z tego dumna / Z „getta” ma sukienkę. / Za taką córeczkę / jak ci nie wstyd, ojcze? / Nie wstyd, bo jak córka, / Stałeś się volksdojczem”.

Ta zwrotka popularnej w czasie okupacji piosenki nie zostawia cienia wątpliwości - towary luksusowe, a do takich na pewno należała sukienka, kupon materiału czy po prostu jedzenie, były cenną walutą w relacjach pomiędzy Niemcami a Polkami.

Kraków, lata 40. Niemiecki żołnierz w towarzystwie dziewczyny wybiera się na przejażdżkę dorożką
Narodowe Archiwum Cyfrowe Ta sama para - tym razem w jednej z krakowskich kawiarni. Lata 40.

Żołnierze, oficerowie wojska, gestapowcy czy funkcjonariusze Sipo mieli dostęp do dóbr, do których ludność okupowanej Generalnej Guberni dostępu nie miała. Czasem była to po prostu transakcja wymienna, ale czasem też sposób na zdobycie przychylności kobiety, która budziła zainteresowanie, co wcale nie było takie rzadkie, mimo oficjalnej rasowej propagandy.

Szok nie tylko na Plantach

Wkroczenie do Polski w 1939 r. 1,5-miliona mężczyzn nie oznaczało oczywiście, że po kapitulacji podbitego kraju wszyscy z nich myśleli tylko o seksie. Ale myślała większość. Jedną z obsesji nowych władz stała się więc troska o bezpieczeństwo zdrowotne Niemców, którzy mogli być narażeni na choroby weneryczne. Stąd też szybko w systemie państwa okupacyjnego znalazły się kontrolowane domy publiczne, do których trafiały najczęściej Polki uprawiające jeszcze przed wojną najstarszy zawód świata. Ale dość szybko w większych miastach GG pojawiły się ostrzeżenia, że Niemcy wychwytują w czasie łapanek młode i ładne dziewczęta, kierując do domów publicznych w strefie przyfrontowej. Ostrzeżeniom towarzyszyły rady, by Polki unikały wychodzenia z domu w pojedynkę, nieznanych sobie miejsc czy uliczek. Czy istotnie porywano dziewczyny do burdeli?

Röger jest przekonana, że taka plotka musiała mieć swoje źródło w faktach i faktem jest, że Polki trudniące się przed wojną prostytucją, rejestrowane w czasie okupacji, po zaatakowaniu przez III Rzeszą Związku Radzieckiego rzeczywiście bywały wywożone do burdeli lokalizowanych na nowo zdobytych terenach.

Jaka była skala prostytucji w Generalnej Guberni? Do momentu „wcielenia” jej w system państwowej kontroli nikt nie wiedział, ile kobiet uprawiało nierząd za pieniądze lub jedzenie. Według świadków pierwsze okupacyjne miesiące w Krakowie musiały szokować wielu - Planty w centrum miasta były dosłownie usiane prezerwatywami, bo to właśnie to miejsce stało się swoistym centrum nielegalnej prostytucji. W Warszawie wielu mieszkańców też było zaszokowanych, widząc Polki spacerujące ulicami miasta pod rękę z niemieckimi żołnierzami i oficerami. W 1940 r. władze okupacyjne zaczęły jednak zgodnie z wytycznymi „porządkować” sytuację na rynku usług seksualnych.

Po pierwsze wyszukiwano odpowiednie budynki. Czasem takie, w których już przed wojną był dom publiczny. A czasem takie, które należało sprofanować - w Krakowie burdel urządzono w bursie studentów wyznania mojżeszowego…

Higienicznie, fizjologicznie, szybko i bezosobowo

Lokale nie mogły się znajdować w miejscach rzucających się w oczy polskim mieszkańcom - nie wiedzieć czemu, uznano, że wizyty Niemców w domach publicznych naruszałyby ich wizerunek i opinię. Grand Hotel przy ul. Chmielnej w Warszawie miał tę zaletę, że dysponował oddzielnymi pokojami, do których należało tylko doprowadzić bieżącą wodę. Warunek był jeden: burdel dla Niemców miał być tani, schludny, higieniczny i nie miał stwarzać choćby pozorów intymności. Co więcej, rozróżniano domy dla oficerów i dla żołnierzy. Esesmani i policjanci mogli korzystać z usług 15 Polek pracujących przy Nowogrodzkiej w Warszawie, Wehrmacht miał do wyboru aż pięć lokali, a szeregowi żołnierze mogli nawet czasami pójść do burdelu dostępnego tylko dla SS - pod warunkiem jednak, że będą się zachowali spokojnie, a lokal w tym czasie nie będzie używany przez funkcjonariuszy. „Po stosunku płciowym trzeba przeprowadzić gruntowne mycie intymnych części ciała wodą z mydłem. (...) Później wymagana jest codzienna kąpiel oczyszczająca całe ciało, staranna pielęgnacja włosów i częste nacieranie całego ciała wodą kolońską. Po każdym stosunku trzeba przemyć dokładnie pochwę wodą borową. Usta przepłukać wodą z kilkoma kroplami mocnego płynu do płukania ust; w tym przypadku podstawą jest przepłukanie gardła. Wargi każdorazowo trzeba przemyć wodą z mydłem i wetrzeć w nie wodę kolońską” - to fragmenty makabrycznej w swojej szczegółowości „instrukcji korzystania z domów publicznych” dla żołnierzy Wehrmachtu w okupowanej Francji. Podobne „regulacje higieniczne” obowiązywały Niemców także w okupowanej Polsce.

Żadna praca nie hańbi?

Każdy dom publiczny w systemie miał swojego administratora. I byli nimi Polak lub Polka. Feliks T. kierujący w Krakowie burdelem w żydowskiej bursie zarabiał miesięcznie 500 zł, miał mieszkanie za darmo, nie płacił też za wodę i gaz. Dorabiał, sprzedając klientom domu publicznego wodę sodową i jedzenie - alkohol oficjalnie był zabroniony. Był krezusem. Zwykły robotnik w fabryce mógł w tym czasie w Krakowie zarobić zaledwie 200 zł miesięcznie. Już po wojnie w czasie procesu przed krakowskim sądem pracownica domu publicznego administrowanego przez Feliksa T. zeznała, że zgłosiła się do pracy dobrowolnie. Inna jednak zeznała, że przymuszono ją, nie dając właściwie wyboru - mogła zostać prostytutką w niemieckim domu publicznym albo trafić do obozu pracy, gdzie szanse przeżycia spadały radykalnie.

O przymuszaniu do prostytucji można mówić w Kraju Warty, gdzie trafiały dziewczęta karane w ten sposób za złamanie kontaktu zakazu z Niemcami oraz - co musiało budzić szczególną grozę - uprowadzane z Generalnej Guberni.

Wszystko pod kontrolą

W niemieckim porządku wszystko było zaplanowane i jasno doprecyzowane. Prostytutki pracujące w państwowym burdelu miały płacić czynsz. Dom publiczny miał na siebie zarabiać i rozliczany był każdy. Również z czasu stosunku seksualnego. Specjalne instrukcje zakazywały używania sadystycznych gadżetów i nakazywały używania prezerwatyw. O tym, że w tym miejscu liczy się fizjologia, a nie kontakt z drugim człowiekiem, przypominały plakaty, które zgodnie z rozporządzeniami władz miały znajdować się w widocznych miejscach. „Po stosunku płciowym poddaj się dezynfekcji”, „Zapamiętaj numer kontrolny swojej partnerki” - Niemcy żyli w swoistym strachu przed chorobami wenerycznymi, nie bez podstaw zresztą. Obowiązkowe badania (często nierespektowane przez obie strony relacji kobieta - mężczyzna) i ostrzeżenie nie wystarczały. Niemcy posuwali się więc do zbrodni. W 1944 r. w Kielcach w szpitalu miejskim przy ul. Bandurskiego rozstrzelano pacjentki z chorobami wenerycznymi.

Seksualne niewolnictwo

Jeden dom publiczny we Lwowie tylko w lutym i marcu 1943 r. odwiedzało dziennie średnio od 600 do 800 mężczyzn. Polki, które ich obsługiwały, były skrajnie wyczerpane - jedna kobieta miała do obsłużenia dziennie od 20 do 30 klientów… Właściwie można mówić o swoistym handlu kobietami, bo władze okupacyjne zrobiły z Polski węzeł komunikacyjny dla zaopatrzenia wojskowych domów publicznych, gdzie spora część pracownic trafiała pod przymusem. W zdecydowanym kontraście z tym państwowym niewolnictwem działała nielegalna prostytucja bądź też instytucja utrzymanki, która pozwala znaleźć opiekuna i przeżyć okupacyjną nędzę. Jeden stosunek w okupowanej Warszawie kosztował od 2 do 20 zł. Kilogram chleba razowego w 1942 r. kosztował 12 zł, a kilogram ziemniaków - 4 zł.

Nielegalna prostytucja kwitła w hotelikach na Chmielnej, co wykpiwały nawet podziemne pisemka i satyry, jak choćby rysunek Jerzego Zaruby przedstawiający kobietę wchodzącą po stopniach do hotelu i idącego za nią Niemca - jak mówił popularny w GG żart, była to filatelistka - bo zbierała niemieckie marki. Markami nazywano wtedy znaczki pocztowe… Ale rzeczywistość wojenna nie była czarno-biała. Część Polek uprawiających po cichu prostytucję robiła to z biedy, bywało, że sutenerem zostawał mąż bądź volksdojczka jak Anna D. A czasem było i tak jak w przypadku Anny S., która sama pracując jako prostytutka, została sutenerką dwóch dziewczynek, które uciekły z domu opieki i by przeżyć, kradły na ulicach. Kobieta, która po wojnie stanęła przed polskim sądem, przyprowadziła do młodszej z tych dziewczynek niemieckiego urzędnika kolei państwowych, który okazał się gwałcicielem. Anna S. asystowała przy tym gwałcie…

Karząca ręka społeczeństwa

Polki utrzymujące kontakty z Niemcami były karane przez podziemie niepodległościowe. Golono im głowy. Wymierzano karę chłosty. Wyroki śmierci wykonywano wtedy, kiedy zachodziło podejrzenie o współpracę i wydawanie polskiego podziemia. Ale losem kobiet pracujących w domach publicznych czy oddających się za pieniądze we własnych mieszkaniach czy spelunach specjalnie się nie przejmowano - kiedy Gwardia Ludowa zaatakowała w Warszawie burdel SS przy Nowogrodzkiej, zabito nie tylko 18 Niemców, ale też wszystkie pracujące tam Polki. Co ciekaw, Röger pisze, że dzisiaj o tamtym zamachu przypomina stosowna tablica na ścianie budynku. I nie ma na niej ani słowa o zabitych w nim polskich prostytutkach.

Kraków, lata 40. Niemiecki żołnierz w towarzystwie dziewczyny wybiera się na przejażdżkę dorożką
bundestag archiv Golenie głowy kobiecie, która utrzymywała kontakty z Niemcami. Francja, rok 1944 lub 1945

Karano jednak nie tylko za prostytucję. Za wchodzenie w bliskie związki też. Dziewczęta, które z takich związków rodziły dzieci, czasem - i to chyba nie aż tak rzadko - mordowały noworodki, co piętnowało je dodatkowo jako dzieciobójczynie. Czasem jednak, dzięki staraniom swoich niemieckich chłopców, zostawały narzeczonymi, otrzymywały niemieckie papiery i wychodziły nawet za mąż.

Wbrew powszechnemu wyobrażeniu dumnej Polki, która odmawia zaborcy swojej ręki, w czasie okupacji nie tylko zdarzały się przypadkowe związki i wielkie miłości ze zwykłymi żołnierzami, ale też bliskie relacje z wysokimi funkcjonariuszami gestapo - tak było na przykład w Zakopanem, gdzie góralka Maria T. żyła z Franzem Maiwaldem, szefem gestapo, zabitym w zamachu 21 lutego 1944 r. Jak po wojnie relacjonowali świadkowie, kobieta miała publicznie płakać nad jego grobem.

Chłosta i postrzyżyny

Stanisław Rusek z oddziału Hieronima Dekutowskiego „Zapory” zostawił opis, jak wyglądało wymierzanie kary: „Pierwszą taką dziewczyną, która utrzymywała intymne stosunki z Niemcem, była mieszkanka Bochotnicy. Pewnego wieczoru zaszliśmy do jej mieszkania we czterech. Trzech z nas miało karabiny kbk, a »fryzjer« miał broń krótką. Oświadczyliśmy dziewczynie, że wyrokiem organizacji podziemnej została skazana na obcięcie włosów i dziesięć bykowców na gołe pantalony. Reakcja rodziców była następująca: - Doigrałaś się, dziwko! Dziewczyna przy biciu nie krzyczała. Sprawiedliwość wymierzał Edward Woś ps. Wróbel. On także pełnił rolę fryzjera. Dziewczyna, dopiero gdy spojrzała w lustro i zobaczyła swe nożem obcięte włosy - fryzjer zgubił nożyczki - rzuciła się na podłogę i wyła ze złości: - Jak ja się teraz pokażę! Takich postrzyżyn zrobiliśmy jeszcze kilka w Kazimierzu Dolnym i okolicy. Gdy rozeszły się o tym wieści w terenie, ludzie byli zachwyceni, że wreszcie ktoś zaczął wymierzać mętom sprawiedliwość”.

***

Takich scen widziano w tuż powojennej Polsce naprawdę niemało. I tak nigdy chyba jednak się nie dowiemy, ile naprawdę było tych „mętów”, czyli ile Polek naprawdę żyło z Niemcami w okupowanej Polsce.

Katarzyna Kaczorowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.