Ofensywa medialna premier Beaty Szydło. Czy to wystarczy?
Program „Rodzina 500 plus”, czyli po 500 zł na dziecko, ma ruszyć od kwietnia 2016 r.
To był tydzień, w którym wreszcie przypomnieliśmy sobie, że w Polsce jest premier. Beata Szydło została mianowana na to stanowisko 16 listopada, lecz potem praktycznie nie istniała w życiu publicznym. Gdyby nie oficjalne uroczystości i kilka wyjazdów zagranicznych, nie byłoby właściwie pretekstu do tego, by panią premier pokazać w serwisach informacyjnych.
Premier Beata Szydło nawet nie próbowała przekazać wyborcom, jaką ma opinię na temat rozpalającego wszystkich i silnie polaryzującego politycznie sporu o Trybunał Konstytucyjny.
Gdy cała Polska uczyła się słowa „konwalidacja”, ona jeździła po Małopolsce i na Twitterze publikowała zdjęcia pokazujące jak gra w „piłkarzyki” w jednym z domów dziecka.
Tymczasem nowa większość parlamentarna natychmiast odpaliła ze wszystkich dział salwę wprost w burtę Trybunału Konstytucyjnego. Ten nabrał wody, choć utrzymał się na powierzchni. Huk dział natychmiast uaktywnił system obronny, co przyniosło szybki wzrost popularności Nowoczesnej Ryszarda Petru oraz manifestacje antyrządowe organizowane przez nowy twór o nazwie Komitet Obrony Demokracji (KOD).
Wycofała się do gabinetu
Pani premier wycofała się do kancelarii, ministrowie Gowin i Gliński znikli, Morawiecki unikał wywiadów. Za to do mediów chętnie chodzili ministrowie, którzy od dawna stanowili o sile pisowskiego „hard power”, a więc Zbigniew Ziobro, czy Witold Waszczykowski. Kilku głośnych wypowiedzi udzielił też Jarosław Kaczyński, co tylko napędziło chętnych na manifestacje KOD-u, na których z dużym zapałem (i w sposób świadczący o niskim poziomie autorefleksji) odmieniano przez wszystkie przypadki zwrot „jestem gorszego sortu”.
Dopiero w ostatnim tygodniu PiS zaczyna sięgać po swoje atuty, swoją „soft power”, która wcześniej pozwoliła im pozyskać głosy wyborców centrowych i w konsekwencji sięgnąć po władzę. Przede wszystkim uaktywniła się pani premier.
Beata Szydło w ciągu 24 godzin miał trzy różne wystąpienia publiczne
Najpierw we wtorek wygłosiła w Sejmie mocne przemówienie zapowiadając zgłoszeniu ustawy o podatku bankowym. Tego samego dnia wieczorem wystąpiła w telewizji odnosząc się do sporu o Trybunał Konstytucyjny. Dzień później o godz. 8.30 zaprosiła dziennikarzy na briefing, podczas którego przedstawiła kalendarz prac przy realizacji programu „500+”.
W czwartek poleciała do Brukseli na szczyt Unii Europejskiej, a przy okazji spotkała się z przewodniczącym europarlamentu Martinem Schulzem, który wcześniej publicznie mówił o tym, że w Polsce dochodzi do zamachu stanu. „Może to dziwnie zabrzmi w ustach premiera-kobiety, ale odbyliśmy męską rozmowę. Mam nadzieję, że więcej nie wypowie takich opinii” - skomentowała tę rozmowę w niedzielnym wywiadzie dla TVN24. Rozmowa z Bogdanem Rymanowskim nie była zresztą jej jedyną formą aktywności medialnej - wieczorem zaprosiła jeszcze internautów na czat na jednym z portali społecznościowych.
Sztuka dla sztuki?
Ta aktywność Szydło to nie tylko sama sztuka dla sztuki, ale także próba przedstawienia własnego politycznego pomysłu na „dobrą zmianę”. Jest on osnuty przede wszystkim wokół programu „500+”, czyli programu, który zakłada premię dla rodzin posiadających dzieci (po 500 zł na każde dziecko od drugiego w górę, a w rodzinach najbiedniejszych na każde dziecko). W niedzielę pani premier zapowiedziała, że chce, aby pierwsze wypłaty w ramach tego projektu zaczęły się już w kwietniu.
Próba narzucenia własnej narracji przez Szydło to reakcja PiS na spadające sondaże i próba rozładowania silnej polaryzacji, która pozbawiała partię Kaczyńskiego pola manewru. Pani premier zdecydowanie poszerza boisko do gry, otwiera PiS nowe możliwości. Jej aktywność na pewno daje jej obozowi chwilę oddechu - ale jednocześnie pokazuje jego granice. Bo Beata Szydło w kolejnych wystąpieniach brzmiała właściwie jak płyta zapętlona na jedną melodię. Praktycznie za każdym razem mówiła to samo o programie „500+”, podobnymi słowami komentowała działania opozycji, w ten sam sposób odnosiła się do zamieszania wokół Trybunału Konstytucyjnego. Kto ją usłyszał w środę, nie musiał słuchać w niedzielę - w tym sensie jej wywiad dla TVN24 był współczesną formą „filmu dla drugiej zmiany”.