Odra Opole wraca na piłkarskie salony. Znów będzie w 1 lidze
Być może już dziś piłkarze Odry Opole będą na własnym stadionie świętować awans do 1 ligi. Jeśli w sobotę jeszcze do tego nie dojdzie, to i tak nie ma wątpliwości, że znajdą się na drugim poziomie rywalizacji w naszym kraju.
Tylko jakiś nieprawdopodobny zbieg okoliczności i seria porażek przy jednoczesnych samych zwycięstwach czwartego w tabeli Radomiaka Radom pozbawiłby Odrę awansu. W sporcie różne rzeczy się zdarzają, ale w tym roku Odra gra świetnie, a Radomiak słabo. Zresztą bukmacherzy już kilka tygodni temu przestali przyjmować zakłady, czy opolanie wejdą do 1 ligi. Są pewni, że nie może być inaczej, a że mają świetnych analityków sportowo-matematycznych, to nie pozwolą sobie na straty.
Jak Feniks z popiołów
Niespełna osiem lat temu, 30 maja 2009 roku, na stadionie przy ul. Oleskiej odbył się chyba najsmutniejszy mecz w historii Odry. Miała się wówczas spotkać w starciu przedostatniej kolejki 1 ligi z Górnikiem Łęczna. Kilka dni wcześniej PZPN odebrał jednak licencję opolskiemu klubowi. To oznaczało w praktyce jego koniec. Długi wobec zawodników, pracowników, instytucji takich jak ZUS czy urząd skarbowy, a także różnych firm czy wykonawców usług na rzecz klubu „zjadły” Odrę. Zbankrutowała. Zamiast meczu z zespołem z Łęcznej, było towarzyskie starcie z juniorami, które odbywało się przy śpiewach kibiców, że „Odra nigdy nie zginie”.
Być może była wówczas szansa na jej uratowanie. Nie sposób było jednak nawet ustalić, jak duże było zadłużenie. Ratunku szukano u władz miasta. Ówczesny prezydent Opola Ryszard Zembaczyński nie zdecydował się na wsparcie konającego klubu. Trudno mieć jednak do niego jakieś specjalne pretensje. To mogłoby kosztować budżet miasta kilkanaście milionów złotych, a gwarancji na skuteczne wyjście na prostą nie było. Jednocześnie prezydent miasta zadeklarował pomoc nowemu podmiotowi, który weźmie na siebie odpowiedzialność za prowadzenie klubu piłkarskiego w mieście. Znalazła się grupa osób - kibiców, która podjęła się tej roli.
- To było na początku działanie czterech osób, trochę na „wariackich papierach”, bo nie było specjalnie czasu - mówi Szymon Janus ze stowarzyszenia kibiców „Jedna Odra”, który był właśnie jedną z czterech osób zakładających nowe stowarzyszenie.
W rozgrywkach wystartowała „Oderka”, bo nowe stowarzyszenie nie miało prawa do nazwy Odra, jak również do herbu będącego znakiem firmowym klubu. Starania ówczesnego dyrektora klubu Jacka Nałęcza (innego ze wspomnianych czterech założycieli) w urzędzie patentowym sprawiły, że po dwóch latach klub mógł wrócić do swojej historycznej nazwy i znów mógł używać herbu.
To trwało dwa lata. Osiem lat natomiast trwał powrót na poziom sportowy, który był przed upadkiem klubu.
Droga zespołu z Opola po bankructwie klubu na poziom 1 ligi trwała osiem lat i była dość wyboista. Pierwszy rok był łatwy. Drużyna jak burza przeszła przez rozgrywki opolskiej 4 ligi.
Zderzenie z inną rzeczywistością
Problemy zaczęły się 3 lidze, gdzie grały też zespoły z województwa śląskiego. Marzenia o szybkiej ucieczce o ligę wyżej trzeba było odłożyć.
- Byliśmy w czołówce 3 ligi, ale jednak odstawaliśmy i sportowo, i finansowo od kilku klubów z województwa śląskiego - wspomina obecny wiceprezes Odry Ireneusz Gitlar, który z klubem mocno związany jest przez ostatnie osiem lat, najpierw jako kierownik drużyny, a potem jako członek zarządu klubu. - Były momenty trudne, ale też i groteskowe. Kiedyś pojechałem z innym przedstawicielem klubu do jednego ze sponsorów z prośbą, żeby wsparcie finansowe było większe. Opowiadaliśmy o budowie wielkiego klubu, o tym, jak wiele młodzieży u nas trenuje, o tym, jakie mamy plany. Wszystko pięknie, ładnie, a on po tym jak nas wysłuchał, zapytał, jak to możliwe, że Odra przegrywa z zespołem z Chróścic, w którym gra dwóch jego pracowników. Poczułem się jak jakiś naciągacz, choć on to mówił z pobłażaniem, a nie żeby nam dopiec.
Wydostanie się z 3 ligi, choć to tak naprawdę piłkarskie opłotki, wcale nie jest takie łatwe, o czym przekonało się już wiele klubów. Odrze być może nie udałoby się to w 2013 roku, gdyby nie zaangażowanie znanego opolskiego biznesmena - Ryszarda Wójcika, właściciela firmy Sindbad. Odrze pomagał od wielu lat, ale pięć lat temu wsparł ją znacznie mocniej i do dziś wspiera, choć trudnych momentów, po których wielu sponsorów pewnie już dawno zwinęłoby manatki, nie brakowało.
Kiedy Odra w 2013 roku weszła do 2 ligi, to akurat tę klasę dotknęła reorganizacja i spadała z niej połowa drużyn. Opolskiej ekipie nie udało się uniknąć degradacji. Znów trafiła do 3 ligi. Znów znalazła się na piłkarskiej prowincji. Niespełna trzy lata temu rozpoczęła się jednak budowa drużyny, która dzięki cierpliwości działaczy i sponsorów dziś święci triumfy. Wtedy zaczęli do niej trafiać pierwsi piłkarze, którzy już jutro albo w najbliższych dniach świętować będą awans do 1 ligi.
- Wybieraliśmy do zespołu wyróżniających się zawodników z 3 ligi, którzy byli w najlepszym piłkarsko wieku 25-26 lat - tłumaczy wiceprezes Gitlar. - Jednocześnie też dzięki coraz szerszym znajomościom w środowisku piłkarskim staraliśmy się o każdym piłkarzu uzyskać jak najwięcej informacji. Nie chodzi tylko o umiejętności piłkarskie. Ważna była umiejętność dopasowania się takiego zawodnika do zespołu, profesjonalne podejście, charakter. To w polskich warunkach ligowych dużo ważniejsze cechy niż same umiejętności piłkarskie. Oczywiście, nie zawsze wszystkie transfery wypalą. Nie ma takiego klubu na świecie, w którym każdy przychodzący piłkarz od razu będzie wzmocnieniem, ale u nas w ostatnich latach większość transferów się sprawdza. Oczywiście pomaga nam też to, że w środowisku uważani jesteśmy za klub stabilny, w którym nie ma problemu z wypłatami.
Tajemnice sukcesu
Wspomniana stabilizacja finansowa w klubie, stabilizacja składu, udane transfery poprzedzone dokładnym sprawdzeniem rynku piłkarskiego. Niby niewiele, ale opolskiemu klubowi zapewniły ogromny postęp.
Awans do 1 ligi będzie bowiem drugim z rzędu, gdyż rok temu niebiesko-czerwoni wywalczyli awans z 3 do 2 ligi. To rzadko spotykany wyczyn pokazujący, że w opolskim klubie osiągnięto coś niesamowitego. Co ważne, zaczęto też odważniej stawiać na młodych zawodników z regionu, co w przeszłości przychodziło z trudem.
- Dobiegający końca sezon był wyjątkowy, bo przed jego rozpoczęciem naszym celem było spokojne utrzymanie - zaznacza wiceprezes Gitlar. - Kiedy na dwa tygodnie przed jego startem przegraliśmy w Pucharze Polski aż 0-3 z Siarką Tarnobrzeg, czyli właśnie z zespołem z 2 ligi, byliśmy w klubie pełni obaw, a tymczasem przyszły tak fantastyczne wyniki.
Od pierwszej kolejki Odra była w czołowej trójce tabeli, czyli na miejscach gwarantujących awans do 1 ligi. Przeważnie prowadziła w klasyfikacji. Strzeliła najwięcej bramek, odniosła najwięcej zwycięstw. Nie ma więc żadnego przypadku. O tym, jak trafne były transfery w ostatnim zimowym okienku, niech świadczy fakt, że z czterech sprowadzonych zawodników, trzech: Gabriel Nowak, Marcin Wodecki i Szymon Skrzypczak stało się absolutnie kluczowymi. Odra w tym roku zdobyła w 10 meczach 27 goli, a aż 17 z nich było autorstwa wspomnianej wyżej trójki. Kolejną tajemnicą sukcesu jest też to, że w drużynie Odry nie ma „kominów” płacowych. Owszem, sumy kontraktów są różne, ale nie ma jednego zawodnika czy też grupy trzech-czterech, która zarabia zdecydowanie więcej od reszty.
- Tą drogą, którą idziemy teraz w sprawach sportowych, chcielibyśmy iść jak najdłużej, bo to się sprawdza - zaznacza wiceprezes Gitlar. - Oczywiście, nie ma gwarancji, że tak będzie zawsze, bo w piłce o wyniku decyduje wiele zmiennych. To nie jest fabryka, w której się nastawi maszyny i wszystko idzie zgodnie z założeniami. To jest sport. W grę wchodzi czynnik ludzki, a jest przecież też przeciwnik. W sprawach sportowych już teraz myślimy o następnym sezonie w 1 lidze. Mamy listę zawodników, których chcielibyśmy sprowadzić. Mamy też takich, którzy są w drugim rzędzie, takich, którymi warto interesować się w dalszej przyszłości.
Nowe wyzwania
Tak jak była niepewność rok temu po awansie do 2 ligi, tak teraz będzie też niepewność co do losów zespołu na zapleczu ekstraklasy.
- W poprzednich latach beniaminkowie 1 ligi zwykle mieli problemy na wyższym poziomie - mówi dziennikarz fachowego katowickiego „Sportu” Maciej Grygierczyk. - Staram się oglądać dużo spotkań w 1 i 2 lidze. Oczywiście na żywo nie miałem zbyt wielu okazji obserwować Odry, ale z tego co widać na zapisach wideo czy po wynikach tabeli, to Odra gra po prostu dobrą piłkę. Wcale więc nie musi być skazana na pożarcie. Zresztą, po tym, co prezentuje, to spokojnie może być średniakiem w 1 lidze. Jeśli natomiast nadal w poczynaniach działaczy będzie konsekwencja i spokój, to za kilka lat kibice w Opolu mogą doczekać jeszcze większej radości w postaci awansu do ekstraklasy.
Takie słowa jeszcze dwa-trzy lata temu byłyby uznane za jakieś fantasmagorie. W czasie, gdy zespół Odry grał na wiejskich boiskach w Piotrówce, Czańcu czy Bełku, marzenia o grze z wielkimi polskimi klubami na pięknych nowoczesnych stadionach wydawały się nierealne. Tymczasem już w przyszłym sezonie Odra zagra w 1 lidze choćby z Górnikiem Zabrze. Oczywiście rozstrzygnięcia w ekstraklasie i 1 lidze jeszcze nie zapadły, ale może się tak zdarzyć, że na Oleską przyjedzie GKS Katowice, Zagłębie Sosnowiec, Ruch Chorzów, Śląsk Wrocław czy też zdobywca Pucharu Polski Arka Gdynia, która będzie reprezentować nasz kraj w eliminacjach Ligi Europy.
- Oczywiście wielu marzy się „Wielka Odra”, czyli taki klub, jak był w przeszłości - mówi Szymon Janus ze stowarzyszenia kibiców „Jedna Odra”. - Gra w 1 lidze to już jest coś.
O tym, że Odra kiedyś naprawdę była wielka w skali naszego kraju, większość jej kibiców nie ma prawa pamiętać ze swojego życia. W latach 50., 60. i 70. minionego wieku grała przez 22 lata w krajowej elicie. Kilka razy była w czołówce, choć w dorobku jest tylko jeden medal - brązowy z 1964 roku. Ostatni mecz w ekstraklasie zagrała w 1981 roku. Żadnego z zawodników obecnego zespołu Odry nie było wtedy na świecie.
Gra w 1 lidze to nowe wyzwania finansowe. Przede wszystkim rosną koszty utrzymania zespołu. Większość zawodników ma już podpisane umowy na przyszły sezon z aneksami o wyższych wypłatach w 1 lidze. W naszym kraju w powszechnej świadomości to jednak grę w 2 lidze pod względem finansowym uznaje się za najtrudniejszą. Obejmuje ona tak jak wyższe klasy rozgrywkowe cały kraj. Koszty wyjazdów na mecze i noclegów po awansie więc nie wzrosną. W górę pójdą płace, ale w 1 lidze kluby dostają już choćby pieniądze za prawa telewizyjne. Polsat płaci każdemu klubowi 250 tys. zł, co już jest sumą nie do pogardzenia. Do tego dochodzą jeszcze pieniądze przekazywane przez PZPN, od sponsora tytularnego ligi - firmy Nice. Łącznie oceniając może to być nawet 500 tys. zł. Dodatkowo w przypadku Odry pewnie też dojdzie dotacja z urzędu marszałkowskiego. W 2 lidze opolski klub jej nie miał, a tymczasem MKS Kluczbork jako klub 1-ligowy dostał na 2017 rok sumę 200 tys. zł. Są to dodatkowe znaczne pieniądze, na które w 2 lidze klub nie mógł liczyć. Pod względem finansowym może być więc w 1 lidze łatwiej niż klasę niżej.
- Nie ma wątpliwości, że tak właśnie jest - przyznaje prezes MKS-u Kluczbork Wojciech Smolnik.
W Odrze główne wpływy pochodzą z czterech źródeł. Jednym z nich jest już wspomniany biznesmen Ryszard Wójcik. Od wielu lat bardzo poważnym sponsorem jest Energetyka Cieplna Opolszczyzny. Firma, której większościowym udziałowcem jest miasto Opole, a jak już kilka razy zapowiadał prezydent Arkadiusz Wiśniewski, ECO ma się jeszcze mocniej włączać w finansowanie różnych miejskich inicjatyw, w tym też sportowych. Od jesieni ubiegłego roku sponsorem jest też potężny koncern Azoty, a stało się tak dzięki zabiegom wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, który nie ukrywa, że jest kibicem Odry. Sam w niej zresztą kiedyś grał w grupach młodzieżowych. Wreszcie też klub dostaje pieniądze z miejskich dotacji na sport na poziomie około 500 tys. zł rocznie. Nie ma więc raczej zagrożenia, że pod względem finansowym nie poradzi sobie w 1 lidze. Tym bardziej, że...
- Odrę wspieraliśmy, wspieramy i będziemy wspierać - zadeklarował w lutym na oficjalnej prezentacji zespołu prezydent Wiśniewski.
Od ośmiu lat, po upadku klub zresztą nie miał kłopotów finansowych. Wydawał bowiem tyle, ile miał. Długów nie było żadnych.
Jest też co poprawiać
Odra to pod wieloma względami klub dobrze zorganizowany, ale są też pola do poprawienia. Chodzi głównie o dwie sprawy: szkolenie młodzieży i marketing. W Odrze ćwiczy ponad 200 dzieci w akademii. Chodzi o to, żeby z tej masy wychodzili potem zawodnicy mogący grać na zawodowym poziomie. To nie jest takie proste, żeby szybko poprawić jakość szkolenia w Opolu (w jego cyklu uczestniczy też Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji, skupiający najzdolniejszych chłopców w wieku od 13 do 17 lat), ale stałe kroki są czynione. Ostatnim takim jest utworzenie od nowego roku szkolnego dwóch sportowych klas piłkarskich w szkole podstawowej nr 5 (będzie to 4 i 7 klasa).
Szybciej z pewnością można poprawić marketing i oczekiwać efektów zmian. W Opolu choćby nie można kupić biletów na mecze w sprzedaży internetowej. Klub w zasadzie nie zarabia na sprzedaży gadżetów, gdyż ich praktycznie nie ma. W obecnych czasach, gdy przybywa atrakcji i różnych form spędzania wolnego czasu, coraz trudniej jest ściągnąć kibiców na trybuny. Grupa powyżej 2000 w tym sezonie to rzadkość, a przecież Odra gra bardzo dobrze i atrakcyjnie, bilety nie są specjalnie drogie. Może prostym wytłumaczeniem jest brak choćby internetowej sprzedaży czy nie najlepszy marketing.
Do tego dochodzą też słabo przepustowe bramki wejściowe na stadion, sam stadion też odbiega standardem od tego, co teraz jest w zasadzie normą w Polsce - pięknych, w pełni zadaszonych obiektów (nie pada deszcz na głowę), na które wchodzi się bez zbędnego oczekiwania w kolejce. Stadion przy ul. Oleskiej reprezentacyjny na pewno nie jest. Prowadzone będą na nim prace modernizacyjne (m.in dostosowanie sztucznego oświetlenia do obowiązujących norm), ale tak jak kibice marzą o „Wielkiej Odrze”, tak marzą też o nowym, funkcjonalnym stadionie.
Odra Opole - prezentacja drużyny w Solaris Center