Odbudowali legendę
W Helu stanęło pierwsze w Polsce i drugie w Europie słynne działo. 8,8 Flak 18 w czasie działań wojennych najpierw atakował, a później bronił nadmorskiego rejonu - w tym tkwi jego niezwykłość
Działo z niezwykłą, skomplikowaną i międzynarodową historią pod koniec ubiegłego tygodnia trafiło do Muzeum Obrony Wybrzeża w Helu. To 8,8 Flak 18 (flak to skrót od niemieckiego „fliegerabwehrka-none” - działo przeciwlotnicze) - jeden z najbardziej śmiercionośnych oręży, którym dysponowała armia Adolfa Hitlera.
- To działo należało do powiatu puckiego - mówi Mateusz Deling, prezes fundacji Exercitus z Władysławowa i założyciel Muzeum Techniki Militarnej w Kłaninie (gmina Krokowa). - Wchodziło w skład jego obrony w 1945 roku, a dlatego że wyprodukowano je w 1939 roku, było też najeźdźcą. I ta ciekawa historia była największą motywacją do tego, by armata zaczęła żyć.
Wykopaliska w Żarnowcu
Współczesna część historii Flaka zaczyna się w 2004 r. w okolicach żarnowieckiego klasztoru. To tu podstawę armaty wykopano podczas prac ziemnych, a potem zabezpieczyli je entuzjaści historii z Towarzystwa Przyjaciół Sopotu. Skorodowany i niekompletny oręż trafił pod kuratelę gminy Krokowa, a stąd do helskiego Muzeum Obrony Wybrzeża.
- Wypatrzyłem je podczas jednej z wizyt - mówi Mateusz Deling. - Rarytas o wysokiej wartości historycznej.
Miłośnik historii postanowił ożywić ten niezwykle rzadki eksponat. Przedsięwzięcie nie było łatwe, bo wymagało ogromu czasu, wiedzy oraz nieodzownych pieniędzy. Na szczęście dosztukowywanie części to nie problem. Niemcy po wojnie pozostawili bardzo dokładną specyfikację sprzętową. W katalogach części z aptekarską dokładnością zwymiarowali najdrobniejsze śrubki i łożyska swoich sprzętów.
Sporo komponentów udało się odnaleźć na interne-towych aukcjach artefaktów z czasów II wojny światowej. Po ważne elementy Flaka trzeba było jechać do Francji. To nie był problem dla Mateusza, którego pasją jest odtwarzanie przeszłości.
- W Normandii likwidowano muzeum i wyprzedawano eksponaty. Wśród nich była właśnie część armaty, którą dziś mamy w Helu - relacjonuje. - Aby ją zdobyć, trzeba było ostro powalczyć. Udało się! W końcu mogliśmy ją przetransportować do siebie i rozpocząć prace.
Te trwały około trzech miesięcy. Po tym czasie całkowicie zrekonstruowano militarny postrach lat 30. i 40. ubiegłego wieku. Zadbano o każdy szczegół, z kolorem włącznie. Helsko-żarnowiecki Flak ma piaskowy odcień.
- Dla nas to dar bardzo cenny. Pan Mateusz poczuł historycznego bluesa i nieodpłatnie przekazał nam ten egzemplarz - cieszy się Wojciech Waśkow-ski, dyrektor helskiego kompleksu muzealnego.
Działo stojące przy MOW ma podstawę forteczną. Już w 1939 r. półwysep okazał się bardzo ważnym ośrodkiem oporu wojsk polskich i najdłużej bronionym skrawkiem ziemi polskiej podczas kampanii wrześniowej.
- Nie uszło to uwadze niemieckiego dowództwa, które już od października rozpoczęło urządzanie tutaj swoich baz m.in. dla badania najnowocześniejszych okrętów podwodnych napędzanych turbiną Walthera - opowiada Deling. - Ze względu na swoje dogodne położenie i strategiczne znaczenie rozpoczęło się również umacnianie obrony powietrznej mierzei przez doposażenie ich w najlepsze działa Flak 8,8. W szczytowym momencie (1945 r.) armaty te ustawione były w bateriach po 4 sztuki, co 2 km wzdłuż całej helskiej kosy. Z tego też względu nie mogło zabraknąć tego typu uzbrojenia w MOW w Helu!
Stojąca przy MOW armata w pierwszych dniach marca 1945 r. weszła w skład pierścienia obronnego powiatu puckiego rozciągającego się od zachodu wzdłuż rzeki Piaśnicy, Jeziora Żarnowieckie-go i przez lasy piaśnickie po granicę wytyczaną naturalną przeszkodą - wzgórzami morenowymi w okolicach wsi Warszkowo. W okolicach każdego najwyższego wzniesienia ulokowano baterię dział, by bronić dalszych terenów.
- Ze względu na bardzo szybkie przełamanie obrony na odcinku południowym oraz braki w paliwie niemieccy dowódcy nie podjęli się ewakuacji sprzętu rozlokowanego na pozycji żarnowieckiej, a jedynie jego zniszczenie - relacjonuje Mateusz Deling. - Dzięki temu nasza armata pozostała w oddaleniu od linii kolejowych, a później podczas akcji cięcia sprzętu najeźdźcy, ze względu na brak transportu kołowego pod koniec lat 40. (nie została zezłomowana, a jedynie zakopana dla umożliwienia dalszej obróbki pola) w miejscu wysadzenia. Dzięki temu przetrwała i wreszcie została doceniona jako kawałek naszej historii.
Postrach samolotów i czołgów
Pierwotnie ważąca ponad 6 ton maszyna do zabijania miała zastosowanie przeciwlotnicze. Doskonale radziła sobie z zestrzeliwaniem samolotów nieprzyjaciela. Jednak szybko zorientowano się, że działo świetnie radziło sobie z obiektami na lądzie.
- Ważący około 15 kilogramów pocisk wbijał się niczym nóż w masło w grube pancerze czołgów - mówi Waśkowski.
Helskie działo to kombinacja wielu historycznych części, ale też bardzo współczesnych elementów. Wyjątkową przeszłość ma podstawa działa - na niej wybito rok produkcji 1939, kilkanaście centymetrów wyżej zieje nieregularny otwór. To nie gapiostwo rekonstruktorów z Kłanina.
- Dziura to pozostałość po odłamku pocisku, który prawdopodobnie zniszczył działo - mówi Mateusz Deling.
Dlaczego jest wyjątkowe? Bo to ewenement na skalę światową: jedno z dwóch istniejących na świecie. - Drugie jest w berlińskim Muzeum Techniki, pierwsze w MOW w Helu - podkreśla prezes Exercitusa. Co ciekawe, to pierwsze nieradzieckie działo w kolekcji helskiego muzeum i skansenu.