Od pereł, piór i kokard po radzieckiego szampana. Ach, co to był za bal! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Maskowe, ekskluzywne, formalne i kameralne, rauty i ogólnozakładowe, branżowe i dobroczynne. Bal, niezdefiniowana bliżej kategoria towarzyska, kojarzona nierozerwalnie z karnawałem - nieważne czy panowała władza ludowa, czy kapitalizm - zawsze cieszyła się powodzeniem.
"Z przodu nieznaczny dekolt karo, bądź łódeczka, a z tyłu? Zdecydowanie głęboki dekolt (...) Lekkie, lejące materiały, pióra, perły, kokardy, marszczenia... aż do zawrotu głowy" - radzili, w co się ubrać na bal autorzy "Elit w II Rzeczypospolitej". Wszak na balach międzywojennej Polski królować musiały wytworne stroje.
- Na Śląsku prym wśród znawczyń najnowszych trendów mody wiodły wówczas córki Korfantego i do pewnego czasu także żona Konstantego Wolnego. To na nich inne panie się wzorowały - opowiada Jadwiga Lipońska-Sajdak, historyczka i wieloletnia dyrektorka Muzeum Historii Katowic. A wydarzeniem towarzyskim, na którym żadnej wysoko postawionej persony po prostu nie mogło zabraknąć, był bal u wojewody Michała Grażyńskiego.
- Tuż po wojnie nie było czasu na zabawy. Trzeba było budować nowe struktury. Toteż pierwszy bal u wojewody zorganizował bodaj Michał Grażyński. Sam pełnił raczej tylko rolę gospodarza, był samotny i stronił od zabawy - wyjaśnia pani Jadwiga.
Przypomina też, że pierwsze bale u wojewody odbywały się w gmachu dzisiejszej Akademii Muzycznej przy ul. Wojewódzkiej 33, która w latach 1922-1929 była siedzibą Sejmu Śląskiego i Urzędu Wojewódzkiego. Kontynuowane są z resztą do dziś, tyle że już w budynku przy ul. Jagiellońskiej. Tyle że może już z nieco mniejszym rozmachem.
A o rozmachu imprez tamtego okresu niechaj świadczy anons w "Gońcu Śląskim" z 1922 roku: Pod protektoratem JW Pani Marszałkowej Wolnowej odbędzie się (w Teatrze Polskim w Katowicach) najhuczniejszy, najbarwniejszy Bal Maskowy. Niech więc każdy pobieży, aby być uczestnikiem".
Na liście przedwojennych restauracji królowały w Katowicach Wojko, nad dzisiejszą Europą, Fregata w budynku obecnego kina Zorza, a spośród hoteli brylowały oczywiście Monopol, bardziej kameralny Savoy w Katowicach czy Graf Reden w Królewskiej Hucie. W tym ostatnim zresztą bawimy się do dzisiaj. W zabytkowym gmachu mieści się dziś... Teatr Rozrywki.
- Ale już w XIX wieku słynęliśmy z wielkich bali. Jak pisał Klaussmann, bal maskowy z 1854 roku w hotelu Welta w Katowicach - tym samym, w którym nocował Johann Strauss - przez długie lata był wspominany - przypomina historyczka.
Arystokracja na Śląsku zaś bawiła się na ten czas we własnym gronie najczęściej na zamku w Pszczynie, pałacu w Świerklańcu czy w Pławniowicach.
Im bardziej uroczysty był bal, tym musiał rozpoczynać się polonezem. Zasadą było, że kobieta na każdy bal w danym roku musiała mieć nową kreację, do lat 30. obowiązkowo długą do samej posadzki. Panowie zaś - fraki z białą koszulą i białą muszką albo smokingi z czarną muszką i lakierki. Co bardziej ekstrawaganccy wybierali kabaret. Jak ten Bagatela przy ul. Plebiscytowej 3 w Katowicach. - Dziś powiedzielibyśmy, że to było takie variete, gdzie panie fikały nóżkami i prezentowały cyrkowe akrobacje - opowiada Lipońska-Sajdak.
Z pałaców do domów kultury
Szara powojenna rzeczywistość wcale nie zabiła w ludziach ciągot do hucznych zabaw. Stęsknieni rozrywki ludzie nie byli jednak wybredni. W Katowicach, rzecz jasna, bale karnawałowe nadal organizował hotel Monopol, ale już niebawem zabawy miały znaleźć swoje miejsce w zakładowych salach i świetlicach, a ich organizatorem były głównie związki zawodowe.
- Pamiętam wspaniałe bale sylwestrowe w domu kultury w Chwałowicach - wspomina Jerzy Frelich, rybniczanin. - To były trzy zabawy, na trzech salach jednocześnie. Zjeżdżali się tam mieszkańcy całego Rybnika, nawet kilkaset osób. Wszyscy, niezależnie od tego, czy byli górnikami, czy kasjerami w sklepach, czy dyrektorami, bawili się wspólnie. Na kupno biletu na taki bal stać było każdego - opowiada. Wspaniałe zabawy organizowano także w kopalnianych NOT-ach. Każdy zakład miał takie miejsce. Ludzie tańczyli w takt najnowszych przebojów, bo czym byłby sylwester bez orkiestry?
Do dziś wspominane są zabawy sylwestrowe organizowane przez Hutę Silesia. - Obowiązkowy był kotylion, często na początku tańczyło się poloneza. A o północy dyrektor zakładu składał wszystkim noworoczne życzenia - wspomina Barbara Natkaniec. - Imprezy odbywały się zawsze w zakładowej stołówce. Było bogato, nie brakowało szampana, przekąsek, a bawiący się tu ciągnęli także na początku takich zabaw losy. - Szczęśliwcy zatem wracali do domu z wiadrami, garnkami - dodaje pani Barbara.
W Tychach, obok NOT-u, bale odbywały się w kinie Andromeda czy restauracji Mimoza. Bawiono się też w nowych hotelach m.in. Katowice i Silesia czy w Spodku. Przez lata, rekordy popularności biła katowicka Restauracja Varietes "U Michalika".
Od wypitki do wybitki
Kto nie spędzał karnawału na dużej sali, bawił się w kameralne w towarzystwie najbliższej rodziny i znajomych.
- Za kawalera to chodziło się na prywatki do kolegi - opowiada nam Jan Dziedzic, emerytowany górnik z Mysłowic. - Rytm do tańca wybijały na nich płyty gramofonowe - wspomina. Potem, kiedy już się ożenił, zamienił je na prywatki w gronie rodzinnym. Na prawdziwym balu był tylko raz. - W restauracji Centralna, w latach 70. To był wtedy jeden z najbardziej ekskluzywnych lokali w mieście - opowiada. - Gości zabawiał zespół. Pamiętam, że grał w nim na fortepianie mój sąsiad, pan Wieczorek. To właśnie dzięki niemu udało mi się w ogóle zdobyć bilety - zaznacza.
Studenci zbierali się z kolei w góralskich chałupach. - Tańczyliśmy w pionierkach i w swetrach, wznosząc toasty radzieckim szampanem z "musztardówek". A jak chłopcy za dużo wypili, to i czasem się pobili - śmieje się na samo wspomnienie Janina Tarambecka z Mysłowic.