Część historyków uważa, że Polacy nie potrafili wykorzystać sukcesu Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Może tak, może nie. Jedno wszelako jest pewne – straciliśmy jako Polacy szansę wykorzystania stulecia bitwy.
Miało być Muzeum Bitwy Warszawskiej? Nie ma – pozostaje w sferze koncepcji, miał być pomnik – nie ma. Miał być łuk triumfalny - brak. Dla tych, co wolą bardziej praktycznie czcić rocznice: nie ma też szpitala, wielkiego parku ani programu stypendialnego z okazji stulecia bitwy.
Nie ma wielkiej akcji promocji tej jednej z najważniejszych bitew w dziejach świata na Zachodzie, nie ma żadnego wielkiego gestu w relacjach polsko-ukraińskich, chociaż lepszej okazji trudno będzie doczekać. Wszak ówczesna kampania antybolszewicka była też doskonałym i nie budzącym kontrowersji przykładem współpracy woskowej Polski z Ukrainą. Nie do wiary. Stulecie Bitwy Warszawskiej przeleci mimochodem.
Czy można sobie wyobrazić, by podobną okazję przegapiły Francja czy Wielka Brytania? Już wiemy w czym tkwi problem z polską polityką historyczną: nie w pieniądzach ale w myśleniu.
Większego paradoksu tej władzy nie znajdziecie: partia, która tyle poświęca gadaniu o tożsamości i polityce historycznej, która na te cele przeznaczyła wielkie pieniądze, na których urosła nie jedna fortuna, zostawia najważniejszą od lat rocznicę polskiego zwycięstwa samą sobie. Już człowiek nie ma siły pytać gdzie jest Polska Fundacja Narodowa.
Co usłyszymy jako wyjaśnienie lenistwa kochanej władzuni? Może, „że covid”? Może, że tyle spraw na głowie? A właśnie – już światowe agencje piszą o polskim fenomenie, czyli pomyśle, by urzędnicy nie odpowiadali za łamanie prawa w czasie pandemii.
Na zajęcie się organizacją rocznicy czasu nie było, ale powstał nowy projekt poprawek, który powoduje, że dygnitarze zasłonią się pandemią, gdy nie przyjadą zamówione maseczki albo respiratory, albo cokolwiek, co będzie można połączyć z tematem koronawirusa. Medycy, najbardziej narażeni na zakażenia ponoszą odpowiedzialność za swe niezawinione błędy jak ponosili, każdy obywatel – jeśli popełni błąd, przestępstwo będzie sądzony a elita władzy – nie.
Dużo trzeba było tupetu, żeby to wymyślić. Ciekawe, czy pan prezydent podpisze taką ustawę? Tyle było uwijania się jak tu wyjąc spod prawa elitę władzy. Nic dziwnego, ze energii brakło na zadbanie o wizerunek Polski, której równo sto lata temu udało się coś naprawdę szczególnego – zwyciężyć nad bolszewikiem.