Od Krakowa do Brukseli. Moment zmiany
Benjamin Netanjahu odchodzi ze stanowiska. A co to ma do sprawy polskiej? Trwający na stanowisku 12 lat premier Izraela stworzył model silnych rządów, jego lisi spryt polityczny zdawał się gwarantować mu władzę bez końca. Wymieniano go obok premiera Japonii Shinzō Abe (który niedawno też stracił władzę) i prezydenta Turcji Recepa Erdoğana oraz premiera Węgier Viktora Orbána a także Jarosława Kaczyńskiego jako tych, co to nogi nie odstawią i przetrwają każdy kryzys.
Co łączy państwa, w których ci przywódcy ustanowili rządy silnej ręki i w czasach królowania populizmu złapali opozycję za gardło? Są to państwa demokratyczne, skłaniające się ku Zachodowi ale z traumatycznymi doświadczeniami przeszłości. Demokracje wyrosłe na trudnej glebie i dlatego podatne na wichry populizmu. Jednak przykłady Abe i Netanjahu ku zaskoczeniu sceptyków pokazują, że te nasze zimnego chowu demokracje mają możliwości, by wyzwolić się z rządów silnej ręki przywódców rozgrywających populizm.
Netanjahu doprowadził do tego, że praktycznie wszystkie siły polityczne na izraelskiej scenie dojrzały do powołania Bloku Zmiany, czyli uznały, ze najważniejsze jest zabrać kierownicę państwa nacjonalistycznemu przywódcy. Jak w Biblii wilk zamieszkał (zawarł sojusz) z barankiem, prawica izraelska domówiła się z partiami arabskimi byle przyszła zmiana.
W Polsce tez dojrzewamy do momentu politycznego, gdy sama zmiana ma sens. Ma sens, ponieważ trzeba przerwać układy w mediach i spółkach skarbu państwa, kolesiostwo, popieranie rodziny i swoich. Opozycja nie ma prawa czekać na „dobry moment”. W polityce to naprawdę nie wiadomo co to takiego „dobry moment” - każdy jest dobry i zły jednocześnie, często zależy to od kontekstu. W mediach jako sensację podawali, ze opozycja chciała przy okazji głosowania w sejmie Krajowego Planu Odbudowy obalić rząd. A co w tym przepraszam nadzwyczajnego?
Plan odbudowy - wie to każdy kto się interesuje polityką i tak byłby zapewne przyjęty wcześniej czy później a próby obalenia rządu w parlamencie przez opozycję są normą w demokracji a nie dziwactwem. Szczególnie wtedy, gdy opozycja ma szczere przekonanie, ze rząd nie rządzi dobrze, że nie dba o wspólne dobro, ale tylko o swoich na stanowiskach i tak dalej.
Na Węgrzech, mimo, że pozycja Orbana jest znacznie silniejsza niż w Polsce pozycja PiS moment zmiany nadchodzi wielkimi krokami. Wielobarwna opozycja jak w Izraelu powoli się i nad Balatonem jednoczy. Tak samo będzie w Polsce - okazuje się, że demokracje siane na nie najlepszej glebie potrafią być równie krzepkie niż te którym było łatwiej dorosnąć. Czekamy więc i my na moment zmiany. I nie kalkulujemy, bo Pani Historia bardzo tego nie lubi i mści się na kunktatorach.