Właśnie Lewica jest duszona przez PiS. A dokładnie zacałowywana. Fajnie popatrzeć, jak rządowe media słodzą ekipie Włodzimierza Czarzastego. W tle jest ciche porozumienie Lewicy postkomunistycznej, Wiosny Biedronia i Razem - Zandberga z Prawem i Sprawiedliwością.
Istotą porozumienia, moim zdaniem, jest zabezpieczenie, że jeśli Jarosław Kaczyński będzie zmuszony postawić na rząd mniejszościowy, bo partie koalicyjne Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry zawiodą, to Lewica pomoże się ogarnąć Prawu i Sprawiedliwości i wygrywać ważniejsze głosowania i tak się doczłapać do wyborów w 2023 roku.
W sumie w nowym porozumieniu nie ma wiele nowego, bo partię Jarosława Kaczyńskiego od dawna ciągnęło do postkomunistycznej lewicy. Tak było na początku 2010 roku - jeszcze przed katastrofą smoleńską, tak było w kampanii prezydenckiej w 2010 roku, kiedy Jarosław Kaczyński komplementował polityków lewicy postkomunistycznej.
Pretekstem do najnowszego porozumienia PiS - postkomuniści i reszta lewicy, jest Krajowy Plan Odbudowy, czyli 58,1 miliardów euro, z czego ok. 24 miliardy euro to pieniądze ekstra, a ponad 34 miliardy euro to forma pożyczki. Szkopuł w tym, że po ratyfikacji w Sejmie odpowiedniej umowy z Unią Europejską, pieniądze te zostaną uruchomione i trudno powiedzieć, na czym wtedy będzie polegała kontrola nad nimi.
Prawda jest taka, że jedyną metodą negocjacji z władzą w tej sprawie było solidarne grożenie, że opozycja nie poprze ratyfikacji w Sejmie i pozostawianie PiS w niepewności, czy znajdzie większość do poparcia ratyfikacji skoro Zbigniew Ziobro już zapowiedział głosowanie przeciw.
Lewica wiedziała, że stawką jest wymuszenie poważnego mechanizmu kontroli wydawania wielkich miliardów.
A Marian Banaś, prezes NiK, mówi, że mamy policyjne państwo. Grubo... Prezes uważa, że spotykają go szykany ze względu na działania NIK, która coraz częściej pokazuje przykłady marnotrawienia pieniędzy publicznych, a być może i złodziejstwa w tle. Pozornie nie związana sprawa prezesa NiK Mariana Banasia nie ma związku z KPO. Tak naprawdę zresztą to nie jest sprawa Banasia, bo on nie tworzy raportów Izby, ale to kwestia doświadczonych kontrolerów, którym Banaś chce teraz zapewnić niezależność, z których wielu mogła być przyjęta do pracy, choćby za Lecha Kaczyńskiego i Władysława Stasiaka.
A więc do rzeczy: nikt dzisiaj w Polsce nie pokazuje tak jak NiK, że tej władzy w sprawie wydawania wielkich pieniędzy trzeba pilnować, bo na roztrwonienie poszły zarówno środki Polskiej Fundacji Narodowej, jak i te na wybory kopertowe.
Lewica mogła jedno - pomóc upilnować PiS w wydawaniu wielkich unijnych pieniędzy. Wybrała polityczne romanse i ballady z partią władzy i słono za to zapłaci.