Od Krakowa do Brukseli. Felieton Pawła Kowala: Między „wigilią” a Wigilią
Przed laty nie było „wigilii” w szkołach ani urzędach - z oczywistych powodów. Ludzie w ostatni dzień przed Bożym Narodzeniem składali sobie serdeczne życzenia, niektórzy przynosili opłatek. Parafie też nie organizowały „wigilii”. Wigilia była jedna w domu, potem w kościele pasterka.
Później był czas dla dalszej rodziny, spotkania w kolejne dni Bożego Narodzenia, na Nowy Rok i w Trzech Króli (chociaż nie był to dzień wolny). W czasie poświątecznym odbywały się spotkania opłatkowe: parafialne, oazowe, ministranckie, swoje spotkania miały stowarzyszenia, potem po 1990 roku, samorządy i nawet Sejm i Senat. W ten sposób czas Bożego Narodzenia ciągnął się naturalnie aż do początku lutego, do Matki Boskiej Gromnicznej.
Wraz z tzw. komercjalizacją Świąt świat stanął na głowie. Są więc „wigilie pracowe”, „wigilie sportowe”, „wigilie kombatanckie”, a nawet „żołnierskie”. Zanim usiądziemy przy domowym dobrze nam znanym stole, już czujemy smak karpia, barszczu w wydaniu wszystkich restauracji w mieście i pierogów na sto sposobów. Część z tzw. wigilii (kto pamięta jeszcze, co znaczy to słowo?) kończy się popijawą i zabawą jak się patrzy - szczególnie w przypadku „wigilii” korporacyjnych, z których część młodszych pracowników wraca nad ranem do domu i kuruje się parę dni. Dawniej takie imprezy były w karnawale…
Może czas wrócić do początku świętowania przy okazji tej prawdziwej, jedynej Wigilii w domu
Zamieszanie potęguje ruch walki ze świątecznymi zwyczajami. Hasło „wigilia bez księdza” przebić może już tylko „pasterka bez księdza”, czekamy, kto pierwszy. Tymczasem panie przedszkolanki z Krynek uznały, że lepsze od Jasełek jest przedstawienie „Magia świąt”, które ich zdaniem nie narzuca żadnej interpretacji… Bożego Narodzenia. Czy w Krynkach, czy w Krakowie zawsze znajdzie się u nas oświecony z kserokopiarki, dla którego nowoczesność w Polsce to przekopiowanie każdego nonsensu z zachodniej gazety.
Życzę wszystkim tej jednej, prawdziwej, porządnej Wigilii w domu, a potem świętowania do Gromnicznej
Może czas wrócić do początku świętowania przy okazji tej prawdziwej jedynej Wigilii w domu, od kolędy zaśpiewanej pierwszy raz wieczorem 24 grudnia? Może to uratuje nasze Święta i od niezliczonych pseudowigilii i od pań z Krynek? Może dopiero w następnych dniach organizować opłatki, spotkania bożonarodzeniowe? Może zbyt wiele dla nas znaczą Święta, by walka o nie miała się rozegrać pomiędzy przemiłymi restauratorami oferującymi „wigilie” w dobrej cenie od Wszystkich Świętych, a zapewne uroczymi przedszkolankami w Krynkach od Śnieżynki i Dziadka Mroza. Tymczasem wszystkim: także paniom z Krynek i panom, co to obeszli już po tuzin „wigilii”, życzę tej jednej porządnej Wigilii w domu, a potem świętowania do Gromnicznej, może być z księdzem, może być z zakonnicą, tak samo jak i z niewierzącymi przyjaciółmi.